Tomasz Terlikowski zaskoczył ostatnio stwierdzeniem, że ma znajomych homoseksualistów. W sieci zawrzało. W rozmowie z naTemat wyjaśnia teraz, że przecież skłonność seksualna to nie jest coś, po czym można oceniać ludzi. Przyznaje też, że postawa typu "nie podam ręki, bo to gej" nie mieści się w jego światopoglądzie.
Wyznał Pan ostatnio, że ma znajomych homoseksualistów i bliskich znajomych w "Wyborczej" i TVN. Niektórzy wskazują, że nieco Pan złagodniał, zmienił się. Tak jest?
Tomasz Terlikowski: Nie mam wrażenia, żebym się zmienił. Niektórych z ludzi, o których mówiłem, znam od wielu lat, innych od niedawna. Obracam się w tym samym świecie, co wszyscy i jak wszyscy – mam różnych znajomych. Z niektórymi z nich się zgadzam i akceptuję ich wybory życiowe, z niektórymi światopoglądowo się nie zgadzam i niektórych ich wyborów nie akceptuję. Ale nawet jeśli czegoś nie akceptuję albo z czymś się nie zgadzam, to nie zmienia faktu, że są moimi znajomymi i że szczerze ich lubię. Taki jest po prostu świat.
Jestem zaskoczony tym poruszeniem wywołanym przez moje, dość oczywiste, stwierdzenie. Tak, znam homoseksualistów, z niektórymi współpracuję i nie akceptując ich niektórych życiowych wyborów, ale nie mogę powiedzieć, że źle mi się z nimi współpracuje.
A jednak, Pana wyznanie zaskoczyło sporo osób. Może dlatego, że nie brakuje konserwatystów, którzy gejowi ręki nawet nie podadzą? A tu się okazuje, że jeden z najbardziej znanych katolickich publicystów ma znajomych homoseksualistów.
Skłonność seksualna to nie jest ani jedyny, ani główny czynnik, po którym oceniamy człowieka! Ludzie są wieloaspektowi i nie zgadzam się z takim myśleniem, że najważniejsza rzecz określająca człowieka to jego skłonność seksualna. Człowiek to skomplikowana istota i nie można, nawet nie zgadzając się z czyimiś poglądami lub nie akceptując jego niektórych wyborów, odrzucać całej osoby.
Zresztą ja nie jestem i nie powinienem być sędzią tych ludzi, choć zachowuję prawo do oceniania pewnych wyborów, decyzji czy zaangażowań. I moi znajomi, z którymi znam się długo, znają moje stanowisko w tej sprawie. Bo współpraca i znajomość też nie może polegać na tym, że udajemy, że jakiegoś aspektu osobowości nie ma.
Między Panem i Pana homoseksualnymi znajomymi dochodzi do kłótni? Czy nie poruszacie tematu orientacji?
Rozmawiamy o tym, choć nie jest to główny temat naszych rozmów. Często dostaję feedback od takich znajomych po moich tekstach o lobby gejowskim. Czasem się ze mną zgadzają, a czasem nie i wtedy ostro polemizują. Pamiętam, że kiedyś jeden z nich napisał mi: "tym razem przesadziłeś, weź pod uwagę, że to dotyczy także mnie". I ja staram się na to odpowiadać, wcześniej lub później, bo nie zawsze warto od razu.
Wszystko też zależy od rodzaju relacji, jakie mam z daną osobą. Są takie, z którymi znam się od lat, ale nie wiedziałem, że są homoseksualistami – i dopiero później się o tym dowiedziałem. W niczym to jednak nie zmieniło mojej oceny aktów homoseksualizmu, ale też nie mogę powiedzieć, by to przerwało albo zmieniło te znajomości.
Czyli Tomasz Terlikowski z gejem pójdzie na piwo?
Nie lubię piwa, alkoholi generalnie...
To na kawę.
Na kawę, nie ma problemu. Chętnie spotykam się z jednym z moich znajomych homoseksualistów. Tak jak mówiłem – niektórzy moi znajomi to homoseksualiści i cenię sobie ich wyrazy sympatii, rozmowy z nimi, nawet jeśli się mocno różnimy w opinii.
Czy ich towarzystwo, postawy, w jakiś sposób na Pana wpływają? Na Pana opinie albo postrzeganie niektórych spraw?
Mój światopogląd jest uformowany i określony przez wiarę, którą wyznaję. Ona nakazuje szacunek dla drugiej osoby, każdej. Moja wiara mówi o wrogości wobec grzechu, ale nigdy do grzesznika. I na przykład sformułowanie "nie podam komuś ręki, bo jest homoseksualistą" nie wchodzi w mój światopogląd.
Czy coś się zmieniło? Rozmawiamy ze znajomymi o różnych rzeczach. Często są to ludzie, którzy na konkretnych sprawach znają się lepiej ode mnie i do pewnych kwestii potrafią mnie przekonać, to chyba oczywiste. W jakości argumentacji nie jest przecież ważna ich skłonność seksualna, tylko jakość argumentów, wiedza, zaangażowanie. Orientacja w takim przypadku nie ma dla mnie znaczenia.
A czy zmienili w jakiś sposób Pana podejście do homoseksualizmu albo jakichś jego aspektów?
Bywało tak, że byłem ostro przywoływany do porządku – i słusznie. Znajomy wysłał mi kiedyś smsa, że błędnie utożsamiam homoseksualistów z gejowskimi działaczami. To nie do końca odrębne środowiska, ale i nie do końca wspólne. Są tacy homoseksualiści, którzy nie popierają tego, co robi lobby gejowskie – i zwrócił mi na to uwagę, żebym o tym pamiętał, kiedy piszę. To była dla mnie ważna wskazówka, bo chociaż moje podejście do homoseksualizmu się nie zmieniło, to dowiedziałem się jak formułować moje opinie nieco łagodniej. Tak, by nie uderzać w tych, którzy nie są za pewne działania lobby gejowskiego odpowiedzialni.
Czy w takim razie ma Pan jakieś słowo do tych konserwatystów, którzy wyznają zasadę "gejowi ręki nie podam"?
Nie mam wrażenia, by taka postawa była popularna wśród konserwatystów i stanowiła problem. Mimo to odpowiem: podanie ręki to prosty gest szacunku dla godności drugiej osoby, godności, której żaden czyn nie może nam odebrać. Ta godność wynika z tego, że zostaliśmy stworzeni na obraz i podobieństwo Pana Boga. Proste gesty mają znaczenie.
Ja nie namawiam do zaprzestania debaty, do zlikwidowania różnic poglądów czy do tego, byśmy wzajemnie swoje poglądy przyjmowali. Choć chciałbym, by znajomi homoseksualiści przylgnęli do Chrystusa lub przynajmniej zrozumieli go tak, jak pokazuje Go Ewangelia. Nie nawołuję do tego, by wyciszać spory, ale do tego, by zawsze w przeciwniku, adwersarzu, polemice, dostrzegać drugiego człowieka i okazywać mu szacunek – chociaż wiem, że często nie jest to łatwe. Również dla mnie.