Projekt zderzenie kultur
Ewa Nieckuła
26 listopada 2013, 18:35·7 minut czytania
Publikacja artykułu: 26 listopada 2013, 18:35Dr Justyna Olko walczy o przetrwanie prastarych indiańskich języków w Meksyku. Jeśli nic się tam nie zmieni, to język Azteków, podobnie jak wiele innych, zniknie w ciągu najbliższych kilkudziesięciu lat.
Dr Justyna Olko (rocznik 1976) - kierownik Pracowni Spotkania Starego i Nowego Świata na Wydziale “Artes Liberales” Uniwersytetu Warszawskiego. Specjalizuje się w etnohistorii i antropologii Mezoameryki przedhiszpańskiej i kolonialnej, a zwłaszcza w kulturze i języku Indian Nahua. Autorka kilku książek, stypendystka Dumbarton Oaks (Harvard University 2001, 2008), laureatka Starting Grant European Research Council (2012) i programów Fundacji na Rzecz Nauki Polskiej (Focus 2010; Idee dla Polski, 2013). Została wyróżniona Krzyżem Kawalerskim Orderu Odrodzenia Polski (2013) oraz Burger Fellowship Academia Europea (2013).
Jak się Pani nauczyła języka Azteków?
Zaczęłam w trakcie studiów na Uniwersytecie Warszawskim, potem uczyłam się sama. W 1999 r. wyjechałam na stypendium do Bonn, gdzie odbywały się wtedy najlepsze w Europie zajęcia z języka nahuatl, ale żeby z nich skorzystać musiałam przedtem nauczyć się niemieckiego.
Dlaczego wybrała Pani nahuatl, a nie jakikolwiek inny język, którym się mówi w Meksyku?
Gdy miałam 12 lat zafascynował mnie świat Azteków i kultur prekolumbijskiej Mezoameryki, a więc początkowo za tym wyborem nie kryła się żadna solidna wiedza.
Na co dostała Pani 1,3 mln euro z Europejskiej Rady ds. Badań Naukowych?
To grant na systematyczne, interdyscyplinarne badanie przekazu międzykulturowego, kontaktu między Europą, przede wszystkim kulturą i językiem hiszpańskim, a kulturą i językiem Indian Nahua, czyli Azteków. Żadna inna kultura tubylcza nie pozostawiła po sobie tak ogromnego i bogatego zbioru źródeł pisanych. Powstawały niemal od momentu przybycia Europejczyków aż po koniec XVIII, a w niektórych regionach do początku XIX wieku. To była wielka tradycja literacka, która kwitła przez kilka stuleci.
Powszechnie uważa się, że nie ma bezpośredniej ciągłości między wspaniałą kulturą Azteków z przeszłości, a dzisiejszymi zubożałymi kulturami, których przedstawiciele są dyskryminowani w najróżniejszy sposób. By się przed tą dyskryminacją bronić Indianie odżegnują się od swoich tradycyjnych języków. Paradoksalnie, w XVI wieku Aztekowie i inne grupy tubylcze cieszyli się większymi prawami językowymi niż dzisiaj. Nahuatl był używany w sądzie i w kościele. Aparat rządowy Korony Hiszpańskiej stworzył rozbudowany system tłumaczy, którzy umożliwiali komunikację między Europejczykami, Metysami i ludnością indiańską.
A kto wtedy pisał w języku nahuatl?
Wszyscy pisali, a języka używali zarówno Hiszpanie, jak i przedstawiciele innych grup etnicznych. Indianie szybko przyswoili alfabet łaciński, by rozwijać własną kulturę i wykorzystywać pismo alfabetyczne dla swoich celów. Całkiem niedawno udało nam się natrafić na ciekawy dokument z Tlaxcali, spisany w 1543 roku. Znalazła go w lokalnym archiwum Julia Madajczak, okazało się, że jest to najstarszy dokument z tego regionu i jeden z najstarszych znanych w ogóle w nahuatl. Poświęcono go zwalczaniu bałwochwalstwa. To fascynujące, w niecałe 20 lat po konkwiście istniała już grupa wyspecjalizowanych skrybów, którzy potrafili pisać we własnym języku.
Pisano na wsi i w mieście?
Notariusze pisali dokumentację sądową i testamenty, osoby prywatne pisały listy, historycy i lokalni kronikarze pisali annały, historię swoich osad i miast, zakonnicy wraz z urzędnikami miejskimi tłumaczyli na język Azteków katechizmy, kazania, materiały do spowiedzi. Byli też Indianie, którzy w drugiej połowie XVI wieku sami czytali europejskie książki religijne i potem reinterpretowali, tłumaczyli ich fragmenty na nahuatl, dla własnego użytku. Z lat 70. XVI wieku pochodzi rękopis znajdujący się w John Carter Brown Library w Providence, który obecnie badam. Ten rękopis powstawał bez żadnej kontroli księdza czy zakonnika. Panowała wtedy surowa cenzura tekstów religijnych i to było nielegalne.
Czy wiele jeszcze manuskryptów zostało do odkrycia?
Bardzo dużo, zasoby gromadzone w parafiach, kościołach, w rękach prywatnych, lokalnych archiwach miejskich. Dokumentacja z XVI-XVIII wieku, która pozwoli odtworzyć mikrohistorię społeczności, wiedzę przekazywaną z pokolenia na pokolenie. Całkiem niedawno zgłębiałam słownictwo i wiedzę na temat chorób. Hiszpanie przywieźli choroby, które wywołały prawdziwą biologiczną eksterminację tubylczej ludności, w XVI wieku epidemie ospy, odry i innych chorób zakaźnych zabiły prawie 90 proc. Indian. Objawy tych chorób głównie pojawiały się na skórze, co znakomicie odpowiadało tubylczej koncepcji choroby. Według Nahua zmiany na ciele występowały, gdy została zaburzona harmonia między składnikami zimnymi i ciepłymi. Na przykład, nadmiar przyjemności seksualnej mógł powodować choroby skóry i oczu. Ich leczenie polegało na przywróceniu równowagi duchowej, a zarazem termicznej. Te koncepcje nadal pozostają żywe wśród Indian. Tradycja indiańska trwa z wielka siłą, nawet jeśli kryje się pod warstwą pozornie zeuropeizowaną.
Jakie zmiany zachodziły w nahuatl pod wpływem hiszpańskiego?
Możemy śledzić niemal dekada po dekadzie, jak postępowały zmiany językowe. Porównać różnice między prowincją a metropolią - na ile był używany ten sam zakres słownictwa. Możemy śledzić, jak następował przepływ słownictwa związanego z nową rzeczywistością między poszczególnymi społecznościami, gdzie te zmiany postępowały wolniej, a gdzie szybciej i próbować zrozumieć przyczyny.
Język hiszpański także się zmieniał?
Meksykański hiszpański jest wyjątkowy, jego lokalne warianty zależą od języka indiańskiego, w którym mówią ludzie w danym regionie. Kultura tubylcza stopniowo przekształcała język hiszpański pod względem słownictwa, ale również składni i morfologii. Nasi współpracownicy, którzy są Indianami, muszą się nauczyć hiszpańskiego akademickiego, by móc publikować swoje prace. Na przykład, mają bardzo duże kłopoty z rodzajem, ponieważ w nahuatl nie ma rodzaju męskiego i żeńskiego, nie ma też liczby mnogiej rzeczowników nieożywionych.
A co spowodowało, że język Azteków zaczął tracić znaczenie?
Elity przestały używać nahuatl. W XVIII w. stawał się coraz bardziej lokalny, posługiwały się nim w mowie i w piśmie, przede wszystkim niższe grupy społeczne. W miejsce nahuatl zaczął wchodzić hiszpański. Coraz większa część ludności stawała się dwujęzyczna. Do dziś duża część porzuca język przodków przenosząc się do miast. Po odzyskaniu niepodległości, w polityce niezależnego państwa meksykańskiego nie liczyła się obrona praw ludności indiańskiej. Dzisiaj również można dostrzec działania zmierzające do unifikacji kulturowej i dążenia, by Meksyk przestał być krajem Trzeciego Świata. Różnorodność językowa jest często postrzegana jako przeszkoda w tym procesie.
Jak wygląda nauka nahuatl w szkołach?
W znacznej części szkół, do których chodzą dzieci Indian Nahua, w ogóle nie ma nauki ich języka.
Natomiast w szkołach teoretycznie dwujęzycznych, w których i nahuatl, i hiszpański powinny być równoprawne, nadal odbywa się hispanizacja. Sami rodzice w tym pomagają. Wiedzą, że ich dzieci są dyskryminowane na wiele sposobów, tak jak oni byli dyskryminowani, ponieważ posługiwali się tubylczym językiem.
Ile osób w Meksyku mówi po aztecku?
Szacuje się, że ponad milion osób, ale ich liczba bardzo szybko się zmniejsza. Nasi współpracownicy pochodzą z północnej części stanu Veracuz, z regionu Chicontepec. Obecność religii chrześcijańskiej ogranicza się tam do pojawienia się księdza w kościele raz do roku. Wszystkie rytuały, pielgrzymki na świętą górę, święta ku czci bóstw kukurydzy odbywają się pod przywództwem lokalnej starszyzny. W 1995 roku, podczas spisu ludności ok. 410 tys. osób mówiło tam w nahuatl. Po dziesięciu latach, w kolejnym spisie już tylko 130 tys. osób. Ciągłość przekazu międzypokoleniowego została przerwana. Bardzo wiele osób zna język przodków w sposób bierny, rozumieją, ale same niewiele potrafią powiedzieć, więc już go nie przekażą swoim dzieciom.
Ci, którzy nadal mówią w nahuatl ukrywają się z tym.
Ludzie, którzy nim mówią są wyśmiewani, budzą zdziwienie i pogardę. W Meksyku panuje powszechne przekonanie, że jest to język zubożały, w którym można jedynie rozmawiać o uprawie kukurydzy i sprawach gospodarstwa domowego. Wystarczy zobaczyć miny osób, które słyszą ludzi posługujących się językiem indiańskim w miejscach publicznych. Sama widziałam wyraz twarzy kelnera, kiedy w restauracji jadłam kolację z badaczem meksykańskim, byłym dyrektorem instytutu zajmującego się rewitalizacją języków. Ze swoimi dziećmi rozmawia jedynie w językach tubylczych, z każdym dzieckiem w innym języku. Na tej kolacji była także jego 15-letnia córka, z którą porozumiewał się wyłącznie w purepecha, języku Tarasków. Taka postawa wymaga odwagi, na którą Indianom trudno się zdobyć. Nie mają wsparcia, nie mają poczucia dumy z własnego języka, system edukacji im nie pomaga. Dla przetrwania kultury Nahua i jej języka kluczowe jest przywrócenie poczucia tożsamości historycznej.
Jak liczny jest Pani zespół?
W sumie w tym projekcie pracuje ponad 20 osób, bo tylko w takim gronie można przeprowadzić tak gruntowne badania.
Co chciałaby Pani osiągnąć?
Należy rozszerzyć edukację w językach tubylczych, poczucie związku z przeszłością, otworzyć dzieciom indiańskim dostęp do tekstów napisanych przez przodków, przywrócić kulturę literacką. Większość Indian Nahua nawet nie wie, że w ich języku można pisać. Zapoczątkowaliśmy serię wydawniczą Totlahtol („Nasza mowa”), w której będą ukazywały się słowniki, podręczniki, publikacje naukowe, literatura dziecięca i literatura dla dorosłych. Będziemy organizować kursy i szkolenia dla nauczycieli, by mogli myśleć w nahuatl i uczyć za pomocą materiałów w tym języku, a nie wyłącznie hiszpańskojęzycznych. Nasi współpracownicy w Meksyku (instytucja w Zacatecas, IDIEZ) pracują nad uruchomieniem dwuletnich studiów magisterskich poświęconych cywilizacji Nahua. Zajęcia prowadzone będą tylko w tym języku. Absolwenci tych studiów, to przyszły zalążek elity indiańskiej i kadry, która potem będzie uczyła innych. Równocześnie kieruję projektem finansowanym przez polskie Ministerstwo Nauki, który jest poświęcony rewitalizacji zagrożonych języków, w tym nahuatl. Mogę więc w praktyce stosować wyniki badań naukowych.
Ale same oddolnie inicjatywy chyba nie wystarczą?
Trzeba zmienić nastawienie osób podejmujących decyzje, przekonać ich, że wielojęzyczność ma w sobie wielki potencjał. Badania nad dwu- i wielojęzycznością pokazują, że warto ją rozwijać na wszelkie sposoby. Nawet w dojrzałym wieku dwujęzyczność bardzo zwiększa zdolności poznawcze, intelektualne, opóźnia procesy starzenia, pozwala na większą elastyczność w przełączaniu się między zadaniami, a u dzieci zwiększa nawet umiejętności społeczne. To są fakty potwierdzone badaniami naukowymi.
Bardzo ważna jest współpraca międzynarodowa i kontakt z innymi mniejszościami etnicznymi, które mają podobne kłopoty. Dlatego w Polsce organizujemy w czerwcu 2014 roku, konferencję na temat strategii rewitalizacji w globalizującym się świecie.
Gdzie się odbędzie to spotkanie?
Miejscem konferencji będą Wilamowice w województwie śląskim. Językiem wilamowskim posługuje się mniej niż 50 osób, a ich średnia wieku wynosi 84 lata. To ostatni moment, by ten język ratować. Doświadczenia z trzech obszarów - języka nahuatl, łemkowskiego i wilamowskiego - będą głównym tematem dyskusji. Mam nadzieję, że ta konferencja stanie się inspiracją dla wielu badaczy zajmujących się ginącymi językami na całym świecie oraz dla członków społeczności walczących o zachowanie swych języków.
Czytaj inne teksty w akcji Nie Tylko Skłodowska