Mariusz Max Kolonko w najnowszym odcinku swojej MaxTV popuścił wodze fantazji i stwierdził, że tak jak możliwe stało się obalenie muru berlińskiego, tak też my Polacy możemy liczyć na upadek "muru wschodniej granicy" i odzyskanie Kresów. Przedstawił nawet kilkupunktowy plan, według którego polskie władzę powinny taką akcję przeprowadzić. Nie uwzględnił w nim jednak najważniejszego – że takie roszczenia to ryzyko otwartej wojny z sąsiadami, a szczególnie z ukraińskimi narodowcami.
Pretekstem do wywodu na temat możliwości odzyskania Kresów Wschodnich stały się dla Kolonki ostatnie wydarzenia na Ukrainie. Dziennikarz oburza się na sugestię, że powinniśmy wspierać naszego sąsiada w budowaniu demokracji. – Prezydent Komorowski apeluje o wspieranie Ukrainy. Dlaczego my mamy budować dla niej demokrację? Przecież silna Ukraina nigdy nie odda nam ziemi – komentuje.
Jego zdaniem Ukraina już jest w rękach Rosji, a nam powinno zależeć na tym, by wyrwać z jej rąk Lwów. Jego zdaniem takie same ambicje powinniśmy zgłaszać także w przypadku Wilna. – Polacy zostawili na Ukrainie swoją historię i naród naturalnie do tych ziem dąży. Mówienie o ziemiach wschodnich jako o naszych nie jest nacjonalizmem, a obywatelskim obowiązkiem. Odzyskanie tych ziem jest naszym interesem narodowym i w związku z tym powinno być zbieżne z interesem państwowym, który powinien być realizowany przez władze – przekonuje Kolonko.
Do starań o Kresy ma nas zachęcać historia muru berlińskiego. Kolonko mówi, że przecież nie tak dawno nie do pomyślenia było, że mur zniknie. A jednak… – Nie wybuchła wojna światowa, nie padł ani jeden strzał. (…) Tak jak ziemie niemieckie podzielił mur, tak nasze linie Curzona. Dlaczego III RP miałaby uznać granice z Jałty, narzucone nam przez Stalina? – pyta.
Plan odzyskania Lwowa i Wilna wygląda banalnie. Jego kluczem ma być wprowadzenie "zielonej karty Polaka", która da Ukraińcom mieszkających na Kresach prawo edukacji i pracy w Polsce, pod warunkiem, że w spisie zadeklarują "polską przynależność etniczną". Kolonko twierdzi, że w ciągu kilku lat odsetek Polaków na Kresach wzrósłby do 15 proc., a wtedy możliwe stałoby się zorganizowanie plebiscytu. Efekt? Ukraina jest nasza.
Propozycja Kolonki nie spotkała się jednak ze zbyt ciepłym przyjęciem. "Odleciał" – tak można streścić większość komentarzy. Dokładnie w takim samym tonie jego tezy komentują ci, którzy na Kresach się znają. Jak mówią, to zwykłe fantazjowanie, które mydli oczy internautom, a wcielone w życie byłoby bardzo groźne.
– Dziś to pytanie bardziej do satyryka niż historyka. Może jeszcze przyłączyć Kijów i inne stolice sąsiednich państw? Tematu nie ma, a ci, którzy próbują o tym mówić, są niepoważni – kwituje w rozmowie z naTemat historyk prof. Andrzej Paczkowski. – Dokładnie tak samo odpowiem na pytanie o konsekwencje w sytuacji, gdyby władze zdecydowały się podnieść taki temat. W poważnym kraju, jakim jest Polska, to się nigdy nie zdarzy – dodaje.
Z kolei ks. Tadeusz Isakowicz-Zaleski, historyk Kościoła, po obejrzeniu filmu Kolonki dziwi się, dlaczego autor nie wspomniał, jakie piekło może wywołać sam postulat przyłączenia Kresów. – Jestem przeciwny zmianie granic na wschodzie, bo jakakolwiek ich weryfikacja otworzyłaby puszkę Pandory. Na przykład nacjonaliści ukraińscy uważają, że trzeba Polsce zabrać 19 powiatów na południowym wschodzie, w tym Sanok, Przemyśl i Zamość. Jakakolwiek próba dyskusji w tym temacie od razu by ich uaktywniła – komentuje.
– Nie tędy droga, trzeba dbać o mniejszości zamieszkujące Ukrainę czy Litwę, a niestety nasze władze w tej sprawie robią krok do przodu i dwa do tyłu. Dzisiaj rzeczywiście wielu Polaków na Ukrainie ma żal do polskich polityków, że ich zaniedbują. To trzeba nagłaśniać, a nie zajmować się szkodliwymi pomysłami zmiany granic – mówi.
Wygląda więc na to, że Kolonko, dla którego wezwania do odzyskania Lwowa i Wilna są przejawem patriotyzmu, nieświadomie pomaga tym na Ukrainie, którzy dziś przedstawiają Polskę jako agresora. Moi rozmówcy przypominają, że przy okazji protestów na Ukrainie nacjonaliści straszą: "słuchajcie, przyjdą Polacy i zabiorą Lwów".
– Wizyty polskich polityków na Majdanie są w tych kręgach odbierane jako próba kolonizacji Ukrainy. Ogromna część Ukraińców nie chce przecież wejścia do Unii Europejskiej i oni będą ostrzegać przed polskimi resentymentami względem Kresów. Niech Kolonko nie budzi demonów – stwierdza ks. Isakowicz-Zaleski.