Rosyjskie Iskandery są w stanie zagrozić całemu terytorium Polski.
Rosyjskie Iskandery są w stanie zagrozić całemu terytorium Polski. Fot. zrzuty YouTube
Reklama.
Film umieszczony w serwisie YouTube pokazuje manewry rosyjskich wojsk rakietowych. Widać na nim nie tylko wyrzutnie OTR-21 Toczka, mające 120 km zasięgu, ale i znacznie groźniejsze Iskandery, które wedle doniesień niemieckiego dziennika “Bild”, stacjonują już w bezpośrednim sąsiedztwie naszych granic.

– Dla osób wtajemniczonych to nie jest żadne zaskoczenie. Rosjanie mogą mieć Iskandery w obwodzie kaliningradzkim nawet od 1,5 roku – ocenia Tadeusz Wróbel, ekspert “Polski Zbrojnej”, komentując sobotnie informacje dziennika “Bild”.
Przypomnijmy: niemiecka gazeta poinformowała, że w ciągu ostatniego roku Kreml rozmieścił w obwodzie kaliningradzkim i wzdłuż granic z państwami bałtyckimi "dwucyfrową liczbę" rakiet typu Iskander. Ta nowoczesna broń jest stopniowo wprowadzana w rosyjskich wojskach rakietowych i do 2020 ma wyprzeć starszy sprzęt. W terminologii NATO nazywany SS-26 Stone, Iskander wciąż jest sporą zagadką. Dopiero w tym roku system osiągnął pełną gotowość bojową.
– To nowa broń. Wciąż niewiele o niej wiadomo. Nie jest np. znany dokładnie jej maksymalny zasięg – mówi Wróbel, zaznaczając jednak, że szacunki dla bardziej zaawansowanego modelu Iskander-M mówią o ok. 500 km. Co to oznacza? Że jeśli wyrzutnie stoją w obwodzie kaliningradzkim, w ich zasięgu jest całe terytorium Polski, a nawet przedmieścia Berlina. A eksperci podkreślają, że Polska nie jest gotowa, by odeprzeć zmasowany atak rakietowy.
logo
Fot. Vitaliy Ragulin / Wikimedia Commons

Jeden pocisk niszczy cały blok
Iskander to system typu ziemia-ziemia: pocisk (lub dwa) przewożone na samochodowej wyrzutni. Dzięki temu broń jest mobilna i łatwa do ukrycia. Choć to jedna z mniejszych rakiet balistycznych, każda może przenosić konwencjonalne głowice o masie od 480 kg do 720 kg. – Jeden taki pocisk bez trudu niszczy sporych rozmiarów blok mieszkalny – tłumaczy w rozmowie z naTemat Mariusz Cielma, redaktor prowadzący portalu “Dziennik Zbrojny”, który pisał w poniedziałek o Iskanderach.
Dodaje, że tego typu nowoczesne rakiety uderzają z dokładnością do kilkunastu-kilkudziesięciu metrów. – Zresztą siła rażenia jest na tyle duża, że nie ma znaczenia, czy pocisk spadnie na Marszałkowską, czy 300 metrów dalej – twierdzi Wróbel.

Ale w przypadku hipotetycznego konfliktu zbrojnego rakiety nie polecą raczej na cele cywilne: przynajmniej nie w pierwszej kolejności. – Współczesne konflikty zbrojne zaczynają się od uderzenia w centra dowodzenia i obronę przeciwlotniczą nieprzyjaciela. Później niszczy się się infrastrukturę: koszary, lotniska, ale i elektrownie, system przesyłu energii. Chodzi o to, by “sparaliżować” wroga – tłumaczy Cielma.
Tadeusz Wróbel podkreśla jednak, że Iskandery mogłyby też spaść na miasta, powodując ofiary cywilne. Wedle niepotwierdzonych informacji Rosjanie użyli ich w Gruzji: dziennikarze jednej z holenderskich stacji telewizyjnych twierdzą, że właśnie po eksplozji takiej rakiety w 2008 roku zginął w mieście Gori ich krajan – operator kamery Stan Storimans, a także liczni cywile. Oficjalnie Kreml potwierdził tylko, że tę broń testowano w trakcie poprzedzających konflikt manewrów, które były rosyjską manifestacją siły.
Bezbronni?
Czy w razie hipotetycznego konfliktu zbrojnego Polska jest w stanie obronić się przed Iskanderami i innymi pociskami z rosyjskiego arsenału rakietowego? Mariusz Cielma twierdzi, że najnowsze informacje o rosyjskich działaniach nie zmieniają wiele w ogólnej, strategicznej sytuacji: nigdy nie mieliśmy się czym bronić.
– Od lat w Kaliningradzie i okolicach obecne są np. Toczki, których niewielki zasięg stanowi mimo wszystko potencjalne zagrożenie dla Trójmiasta czy Olsztyna. To wystarczy, by trzymać nas w szachu – zauważa ekspert. Dodaje też, że w razie konieczności Kreml w ciagu kilkudziesięciu godzin rozmieści Iskandery na Białorusi.
logo
Uproszczony szkic pokazujący zasięg systemów rakietowych Toczka-U oraz Iskander-M/-E mających swoje stanowiska ogniowe na terenie obwodu kaliningradzkiego oraz na Białorusi. Fot. Dziennik Zbrojny / Mariusz Cielma

Inny problem to skala rosyjskiego arsenału: Tadeusz Wróbel zwraca uwagę, że nawet skuteczna tarcza antyrakietowa jest w stanie poradzić sobie z kilkoma rakietami, ale nie powstrzyma zmasowanego ataku. Tymczasem już dziś wiadomo, że samych Iskanderów Rosjanie mają kilkadziesiąt.
Mariusz Cielma
"Dziennik Zbrojny"

Teraz, o ile - teoretycznie - całe terytorium Polski znajduje się w zasięgu pocisków Iskander odpalanych z terenu obwodu kaliningradzkiego, o tyle po modernizacji systemu obrony powietrznej jest szansa na skuteczne zamknięcie tego kierunku przez systemy średniego zasięgu Wisła. Stanowiska rakiet na terytorium Białorusi, w praktyce taką możliwość czynią nieskuteczną. Nie stać nas na strefową antyrakietową obronę rubieży rozciągających się od Słupska przez Trójmiasto - Olsztyn - Siedlce - Lublin. Pozostanie tylko obrona kilku kluczowych obiektów. CZYTAJ WIĘCEJ


Tadeusz Wróbel dodaje jednak, że nawet Amerykanie nie są w pełni bezpieczni:
– Ich system zabezpiecza USA np. przed jakimś pojedynczym aktem szaleństwa Korei Północnej, ale nie przed atakiem kilkuset rakiet – podsumowuje Wróbel.