Internetowy serwis Homopedia nawołuje do bojkotu firm, które dopuściły się homofobicznych zachowań. Na czarnej liście są m.in. Polski Bus, Nutella czy książki Zysk. – Staram się stosować do tej listy, chociaż z Nutellą mam problem, bo jestem uzależniony od słodyczy – mówi Robert Biedroń z Twojego Ruchu w "Bez autoryzacji".
Nie je pan Nutelli, nie jeździ Polskim Busem i nie czyta książek wydawnictwa Zysk?
Robert Biedroń: Tak, staram się stosować do tej listy, chociaż z Nutellą mam problem, bo jestem uzależniony od słodyczy. (śmiech) Ale patrząc na dyskusję pod artykułem w naTemat, zastanawiam się nad celowością takiego bojkotu w społeczeństwach takich jak nasze. Świadomość konsumpcji jest niska ze względu na to, na jakim etapie jesteśmy w porównaniu do społeczeństw zachodnich.
Ludzie kompletnie nie zdają sobie sprawy z tego, że i tak codziennie dokonują wyborów konsumenckich jeśli chodzi o to, jaką telewizję oglądamy, jakie gazety czytamy, jakie produkty kupujemy. Tylko u nas te wybory podejmujemy mniej świadomie, kierując się głównie podstawowymi kryteriami takimi jak cena.
U nas nawet akcja, by kupować polskie produkty nie za bardzo wypaliła, bo wybieraliśmy najtańsze produkty. W Polsce bojkot Nutelli czy Polskiego Busa nie będzie zrozumiany, bo nie jesteśmy jeszcze na tym etapie. Jestem sceptyczny co do tej listy, bo ona mówi zupełnie innym językiem niż polscy konsumenci.
Może zabrakło wytłumaczenia o co w tym wszystkim chodzi? To zbiór zakazów, ale bez wytłumaczenia dlaczego się zakazuje.
Ale ona nie trafi do społeczeństwa polskiego, bo zderzy się z dużym niezrozumieniem i nietolerancją wobec grupy, której ona dotyczy. Trzeba pamiętać, że nadal jest wiele stereotypów, niektóre komentarze były już nie homofobiczne, ale pełne nienawiści w stosunku do osób homoseksualnych. Nie dziwię się, że taka akcja została niezrozumiana, bo tacy ludzie nie będą się solidaryzować.
Ci ludzie nie pomyślą: "No tak, jeżeli ktoś obraża geja albo lesbijkę, to nie powinno się kupować jego książki", albo "Hmm, jeżeli ktoś nawołuje do palenia gejów, to nie powinienem słuchać jego muzyki", "Coś w tym jest. Jeżeli ktoś używa homofobicznych reklam, to w geście solidarności nie będę kupować jego produktów". Nie, w Polsce tak nie będzie, bo społeczeństwo solidaryzuje się z homofobami, podziela takie postawy.
Prezydent nie jedzie do Soczi, ale nie dlatego, że bojkotuje igrzyska. To trochę "nie pobiję cię, ale dlatego, że ręka mnie boli, a nie bo bicie jest złe".
Ale taki jest prezydent Komorowski. Ciepła woda w kranie, "złapmy się za ręce, zatańczmy wokół czekoladowego orła", "wszyscy się kochamy", "jesteśmy wielką rodziną". Nie spodziewałbym się od niego odważnej postawy, głośnej deklaracji. To chowanie głowy w piasek, nie jestem zaskoczony.
Oczywiście cieszę się, że nie jedzie, bo im większa solidarność w tej kwestii, tym lepiej, ale u nas ten gest – nawet gdyby Komorowski otwarcie się solidaryzował – i tak nie zostanie zrozumiany. W społeczeństwie niemieckim taki bojkot może wzbudzić poparcie, i pewnie dlatego politycy to robią. Ale nie w Polsce. Nas takie rzeczy nie interesują. Jestem przekonany, że wasze teksty o polityce zagranicznej czytają się słabiej niż te o kolejnej wypowiedzi posłanki Pawłowicz albo o kolejnym łańcuchu "agenta Tomka".
Spodziewa się pan bardziej stanowczego głosu od premiera Tuska?
Nie wiem. Oczywiści marzyłbym o tym, że w geście solidarności w walce o prawa człowieka premier wykona jakiś gest, ale nie spodziewam się tego. Jestem członkiem Zgromadzenia Parlamentarnego Rady Europy i na bieżąco obserwuję to oddalanie się Rosji od standardów związanych z prawami człowieka i demokracją.
Znając politykę Donalda Tuska spodziewam się, że spojrzy na sondaże, zobaczy, że Polacy są wobec tego obojętni i tak samo obojętnie obok tego przejdzie. Będzie kierował się sondażami, a nie prawami człowieka. Bardzo nad tym ubolewam, bo w dziedzinie praw człowieka nie można się kierować sondażami, ale własnym sumieniem.