Czy poziom wykształcenia jest dziedziczny? Socjolog: [url=http://tinyurl.com/pjzelpq]"Rodziny [/url] inteligenckie nie istnieją"
Czy poziom wykształcenia jest dziedziczny? Socjolog: [url=http://tinyurl.com/pjzelpq]"Rodziny [/url] inteligenckie nie istnieją" Shutterstock.com

"Pochodzę z rodziny inteligenckiej" – to brzmi dumnie. Tylko czy w dobie powszechnego dostępu do studiów i spadku ich wartości na rynku pracy, "rodzina inteligencka" to jakikolwiek atut? – Jak moje wykształcenie do niczego mi się nie przydaje, to chociaż mam tożsamość inteligencką. Nie mam wprawdzie niczego więcej, ale jestem lepszy bo jestem inteligentem – mówi dr Michał Wenzel, socjolog z SWPS.

REKLAMA
Zaledwie co czternasty absolwent wyższej uczelni pochodzi ze słabo wykształconej rodziny. Dane Europejskiej Agencji Statystycznej udowadniają, że wszelkie działania prowadzące do wyrównywania szans w naszym kraju nie przynoszą rezultatów, a wyższe uczelnie zarezerwowane są przede wszystkim dla dzieci wykształconych rodziców.
Tylko siedem procent młodych Polaków, których rodzice są słabo wykształceni, ukończyło studia. To najgorszy wynik spośród wszystkich krajów Unii Europejskiej, gdzie zdaniem Eurostatu, średnia jest dwa razy wyższa niż w Polsce. To pokazuje, że podziały wynikające z pochodzenia nie tylko funkcjonują, ale w zasadzie determinują naszą przyszłość.
Największe szanse na dobry start w życiu, co jest silnie związane z uzyskaniem wyższego wykształcenia, mają osoby pochodzące z rodzin, w których rodzice ukończyli studia. Można by się jednak zastanowić, czy wystarczy to, by nazwać je rodzinami inteligenckimi.
Inteligenckość nie istnieje
Kilka lat temu mój znajomy stwierdził w czasie uczelnianej dyskusji, że pochodzi z rodziny inteligenckiej, bo rodzice mają dyplom magistra. Spotkało się to z żywą reakcją koleżanek i kolegów, którzy stwierdzili, że mówienie o sobie w ten sposób jest niegrzecznym wywyższaniem się, bo wykształcenie rodziców nie ma dziś kompletnie żadnego znaczenia.
– Powątpiewam, czy wiązanie wykształcenia rodziców z określonym etosem, który ma wynikać z inteligenckości, ma obecnie sens – mówi dr Michał Wenzel, socjolog z SWPS. Czy zatem "przyznanie się", do pochodzenia z "inteligenckiej rodziny", to dziś prosta recepta na towarzyskie faux pas?
Dr Michał Wenzel przyznaje, że w dzisiejszych czasach w ogóle nie można mówić o rodzinach inteligenckich, czy też o inteligencji jako takiej. – Inteligencja nie istnieje – przekonuje. – Jest ona pomysłem archaicznym, który zrodził się w krajach wschodnich i nie funkcjonuje w państwach rozwiniętych gospodarczo. Spotykamy je w Polsce i w Rosji, gdzie dawna klasa ziemiańska pozbawiona ziemi stała się nowymi elitami, czyli inteligencją, bo byli trochę lepiej wykształceni – wyjaśnia.
W XIX wieku pojęcie "inteligencja" oznaczało grupę osób żyjącą z pracy umysłowej, czyli nauczycieli, lekarzy czy też artystów. Dziś bardzo często uznaje się, że stanowią ją osoby z wyższym wykształceniem. Zdaniem dr. Michała Wenzela, przypisywanie sobie przynależności do inteligencji wynika także z nie do końca udanego życia zawodowego, niż faktycznej przynależności do elity.
– Jak moje wykształcenie do niczego mi się nie przydaje, to chociaż mam tożsamość inteligencką. Nie mam wprawdzie niczego więcej, ale jestem lepszy bo jestem inteligentem – mówi socjolog z SWPS.
Inteligencją została wchłonięta
– To się dziedziczyło – tłumaczy mi redaktor Adam Szostkiewicz, dawny członek Klubu Inteligencji Katolickiej. Dziennikarz mówi bez wahania, że pochodzi właśnie z rodziny inteligenckiej, gdyż jego ojciec był z wykształcenia prawnikiem, a matka pełniła stanowisko dyrektora w liceum pielęgniarskim. W jego rodzinnym domu zaś książki nie tylko stały na półkach, ale chętnie je czytano.
– To, że ktoś nie czyta lub czyta tylko w internecie nie oznacza, że jest ćwierćinteligentem. Ale inteligenckość to słowo nieadekwatne do obecnej Polski. Dzisiaj inteligencja jest bowiem zastępowana przez klasę średnią – mówi Szostkiewicz. Jeśli zatem trzeba okreslić, jak wiele rodzin moglibyśmy uznać za "inteligencję w nowoczesnym wydaniu", zdaniem Szostkiewicza, byłaby to cała klasa średnia.
Inteligencja, którą pamięta dziennikarz stanowiła niegdyś zaledwie kilka procent społeczeństwa, a o przynależności do niej decydowało kilka czynników.
– Wielopokoleniowość, aktywne uczestnictwo w wysokiej kulturze, znajomość języków i sieć powiązań wychodzącą poza granice kraju – wymienia.
Inteligent = narodowiec
Socjolog Michał Wenzel przyznaje, że istnieje wyraźna korelacja między poziomem wykształcenia a życiowym sukcesem. – Osoby lepiej wykwalifikowane mają lepsze pozycje zawodowe. Są w stanie więcej zrobić, wykonywać bardziej wartościową pracę i są lepiej wynagradzane – stwierdza. Jednak zdaniem Wenzela, nie można nazwać tych ludzi inteligencją. – Dziś istnieją specjaliści i klasa średnia. Społeczeństwo jest rozwarstwione i to znacznie bardziej niż za Polski Ludowej, a źródła tego rozwarstwienia leżą w wykształceniu – słyszę od mojego rozmówcy.
Dlaczego zatem tak wiele osób nadal wyróżnia inteligencję, czyli swego rodzaju zaplecze intelektualne naszego kraju? Odpowiadając na pytanie, socjolog porównuje inteligentów do narodowców, dla których przynależność do grupy kompensuje braki osiągnięć. – To identyfikacja zastępcza – stwierdza.
Dr Michał Wenzel
Socjolog SWPS

To działanie kompensacyjne, które można zauważyć w czasie marszów niepodległości. Jak nie mam nic, to mam chociaż swoją identyfikację. Ludzie, którzy nic nie mają, niczego nie potrafią, są dumni przynajmniej z tego, że są Polakami.


Adam Szostkiewicz twierdzi zaś, że nadal dostrzega osoby nie pasujące do dzisiejszych czasów, dla których przynależność do inteligencji jest czymś znacznie więcej, niż jedynie pozerstwem i nadrabianiem kompleksów. – Są ciągle młodzi ludzie, którzy też mają aspiracje kulturalne i intelektualne oraz chcą coś o świecie wiedzieć, jak ja kiedyś – podsumowuje Adam Szostkiewicz.