[url=http://shutr.bz/19Ssjmh] Co z tym Sylwestrem? [/url]
[url=http://shutr.bz/19Ssjmh] Co z tym Sylwestrem? [/url] Shutterstock

„Ej, co robimy na Sylwestra?”, „słuchaj, jakie plany na Sylwka?”, „kto coś organizuje?”, i tak dalej – tego typu pytania pojawiają się na ustach wielu ludzi szybciej, niż świąteczne dekoracje w supermarketach, czyli zdecydowanie zbyt wcześnie. Jeżeli nie masz konkretnych planów na to, jak spędzisz Sylwestra - jesteś stracony. Przecież w szafie już od dawna musi wisieć sylwestrowa kreacja, a w przypadku kobiet, fryzjerka i kosmetyczka od dwóch miesięcy powinny mieć w swoim kalendarzyku twoje nazwisko, żeby ostatniego dnia grudnia móc zrobić cię na bóstwo, którego nie pozna własna matka.

REKLAMA
„Najważniejsza noc w roku”, wypadająca tym razem we wtorek, zdaje się być obiektem monstrualnej, zbiorowej ekscytacji, która z roku na rok przybiera coraz większe rozmiary. 31 grudnia wszystko musi być „bardziej”, a właściwie to „naj”, bo jaki Sylwester, taki cały rok (patrząc na swoje doświadczenia nieszczególnie widzę jakąkolwiek prawidłowość).
Trzeba wyglądać jak najpiękniej, wydać jak najwięcej pieniędzy, tańczyć najlepiej jak się da i pozbywać się wódki ze swojego organizmu jak najbardziej spektakularnie. Nie ma takiej możliwości, żeby w Sylwestra bawić się źle. Trzeba się wyszaleć i może nieco upodlić, ale na pewno nie może to być zwykła noc. W końcu to ostatnia noc w roku!
I co dalej?
Dobrze, ale... co z tego? Jaki jest powód wielkiego, grupowego nakręcania się na to, jak ważną nocą jest Sylwester? Dlaczego do obowiązków każdej osoby na świecie należy wtedy „szampańska” zabawa, i czemu trzeba ją planować z kilkumiesięcznym wyprzedzeniem, prawie jakby było to wesele?
Takie myślenie o Sylwestrze doprowadza nie tylko do niepotrzebnych wydatków, ale i do poważnych rozczarowań. Nastawiając się na same niezwykłości, niesamowitości, wybuchy oraz eksplozje wszechobecnej fajności, lejący się strumieniami szampan i znajomych padających trupem z zachwytu, kiedy tylko nas zobaczą, skazujemy się na przegranie tej nocy. Niestety, szanse, że to wszystko uda się zrealizować, są bardzo znikome, a myśl, że wcale nie jest tak fajnie, jak sobie wyobrażaliśmy, zniszczy wieczór do końca (chyba, że po prostu niczego nie będziemy z niego pamiętać).
Bez spięcia
Wszechobecne rozmowy o Sylwestrze, wymiana informacji na temat swoich planów co do niego i nastawianie się na Bóg wie co - to wszystko sprawia, że niszczymy tę noc, tak jak Święta Bożego Narodzenia, podczas których także oczekujemy niezwykłego ciepła, rodzinnej atmosfery i piękna za wszelką cenę. A kiedy zamiast tego, cała rodzina po szybkim pochłonięciu wszystkich jadalnych rzeczy ze stołu ogląda „Kevina samego w domu”, wpadamy w depresję. Jaki jest zatem na to sposób? Taki jak na całe życie - nie spinać się i nie nastawiać się na zbyt wiele.
Zatem jeżeli planowanie Sylwestra miesiącami i ustalanie ścisłego harmonogramu nocy już w listopadzie, szczęśliwie nie należy do Twoich zwyczajów, jeżeli nie zarezerwowałeś sobie stolika w najmodniejszej knajpie, oraz nie kupiłeś ubrań za miliony złotych monet, wcale nie znaczy, że musisz spędzić tę noc w domu, oglądając Sylwester z Jedynką. Dla mnie na przykład, Sylwester to kolejna okazja do imprezy. Niewiele różniąca się od innych, oprócz faktu, że powrót do domu umilają fajerwerki. Zamierzam potraktować ostatnią noc grudnia jak normalny wieczór, w którym wychodzę z domu – bez przebieranek, morderczo wysokich szpilek i brokatu na rzęsach.
Nienawidzisz, czy udajesz?
Na całe szczęście istnieje wiele miejsc, które organizują Sylwestra „bez spiny” i przygarną mnie, oraz innych ludzi, którzy myślą podobnie. Wystarczy się rozejrzeć. Ciekawą propozycją zdaje się być na przykład smutny Sylwester w Barze Studio, w Pałacu Kultury i Nauki, na którego organizatorzy polecają przyjść w wygodnym, domowym dresie. Na Placu Zbawiciela ma podobno stanąć camper, a z niego będzie sączyła się muzyka, do której można niezobowiązująco potańczyć. I tak dalej - naturalnych i "zwyczajnych" możliwości spędzenia tej nocy jest sporo.
Od jakiegoś czasu modne są także ironiczne „antysylwestry”, jak na przykład wydarzenie pod tytułem „Nienawidzę Sylwestra” organizowane dwa lata temu przez ś.p. warszawskie Kamieniołomy, czy imprezy typu „J*bie mnie Sylwester”, odbywające się w każdym większym mieście. Są one dość dziwne, bo niby Sylwestra mamy gdzieś, ale i tak idziemy na konkretną imprezę, na której z reguły są baloniki, kiepski szampan i odliczanie sekund do północy. Gdzie tu sens? Nie wiem. Osobom, które faktycznie nienawidzą Sylwestra, radziłabym go raczej przespać.