
Ponad rok po opublikowaniu artykułu o trotylu na wraku tupolewa jego autor pozostaje odporny na argumenty i wyniki badań. Według "Naszego Dziennika" prokuratura dostała ekspertyzy udowadniające, że na wraku nie ma śladów substancji wybuchowych. Zdaniem Gmyza to… potwierdza jego tezę. Zaiste intrygująca logika.
Jeśli jednak informacje podane przez "Nasz Dziennik" potwierdzą się, a wiele na to wskazuje, to tylko potwierdzi moje przeczucie, które zgłaszałem ponad rok temu. (…) Fakt, że spora część próbek była przechowywana w Moskwie bez polskiego dozoru, jak również, że samolot nie był pilnowany od momentu, kiedy było wiadomo, że urządzenia pokazały trotyl na wraku tupolewa; to już wtedy mówiłem, że nie będę zdziwiony jeżeli badania wykonane później w Polsce, nie dadzą wyniku pozytywnego, to znaczy nie stwierdzą obecności śladów materiałów wybuchowych. CZYTAJ WIĘCEJ
Gmyz chce usłyszeć, dlaczego wyniki badań, na podstawie których napisał on swój artykuł o trotylu na wraku tupolewa były błędne. Z zacytowanej powyżej wypowiedzi można wywnioskować, że zdaniem Gmyza doszło do zatuszowania śladów zamachu. "Cały czas nie można przesądzać co się wydarzyło 10 kwietnia 2010 roku w Smoleńsku" – przekonuje.
Źródło: Niezależna.pl

