Igrzyska w Krakowie od samego początku wzbudzają kontrowersje. Impreza nie cieszy się zdecydowanym poparciem społeczeństwa, w tym najbardziej zainteresowanej grupy, czyli Krakowian. Już wcześniej pisaliśmy o tym, że organizacja tej imprezy się nie kalkuluje. Jednak jest pewna grupa osób, która na pewno zyska na tych planach. Kto? Komitet organizacyjny Kraków 2022, który przed ostateczną decyzją MKOlu zwiedzi sobie pół świata.
Zdaję sobie sprawę, że uczestnictwo w licznych imprezach jest wręcz wymogiem, by skutecznie starać się o olimpijską nominację. Każdy, kto zamierza organizować igrzyska musi odwiedzać różne seminaria organizowane przez MKOl. Do tego dochodzą programy obserwacyjne, jak wyjazd na igrzyska w Soczi, gdzie grupa wybranych ludzi będzie przyglądała się przebiegowi imprezy. Taką drogę muszą także przebyć szefowie Komitetu Konkursowego Kraków 2022.
– MKOl zapewnia nam 6 akredytacji na Igrzyska w Soczi. Dwie z nich są akredytacjami na które praktycznie wszędzie jest wstęp podczas igrzysk, to umożliwia dokładną obserwację organizacji imprezy, w tym wstęp na konkurencje sportowe bez konieczności zakupu biletów. Natomiast 4 pozostałe akredytacje mają również ogromny zasięg możliwości obserwacji igrzysk "od kuchni" lecz dodatkowo wymagają zakupu biletów na zawody sportowe rozgrywane w ramach igrzysk. Dzięki temu będziemy mogli podpatrywać jak się organizuje konkretne zawody, a także uczestniczyć w różnych tematycznych warsztatach na temat organizacji igrzysk. Wspomniane akredytacje można zmienić jeden raz na inne osoby, więc skład naszej delegacji będzie liczył od 6 do maksymalnie 12 osób – mówi nam Przewodnicząca Komitetu Konkursowego Kraków 2022 posłanka Jagna Marczułajtis-Walczak
Trzeba jednak dodać, że to po naszej stronie stoją koszta dojazdu i noclegu. Sprawdziliśmy o jakich sumach może być tutaj mowa. Już same bilety lotnicze dla naszej delegacji mogą kosztować ponad 5 tysięcy złotych od osoby. Zaś za trzytygodniowy pobyt płaci się około 19 tysięcy złotych od osoby (braliśmy pod uwagę pokój jednoosobowy). Teraz pomnóżcie te dane razy 12 i wychodzi nam około 350 tysięcy złotych na sam wyjazd na Igrzyska w Soczi. Jest jeszcze oczywiście podobny wyjazd na paraolimpiadę, która trwa kolejne dwa tygodnie. Miejmy nadzieję, że szefom komitetu Kraków 2022 uda się znaleźć tańsze rozwiązania.
Na wyjazdach do Soczi się nie skończy
Tyle że wyjazdów jest więcej niż na same Igrzyska w Soczi. Przed samym ogłoszeniem miast kandydatów odbędzie się kilka oficjalnych spotkań z władzami Międzynarodowego Komitetu Olimpijskiego. Są one obowiązkowe i można powiedzieć, że taka jest cena zdobycia Igrzysk. Sęk w tym, że mamy niemal nierealne szanse na organizację tej imprezy. Czy warto w takim razie wydawać takie sumy na wszystkie wyjazdy?
Teraz na moment cofnijmy się w czasie. Czy ktoś pamięta Zakopane 2006? No właśnie. Nawet wszechwiedzący internet słabo pamięta. Sami spróbujcie. Możemy wam jedynie życzyć powodzenia, bo za dużo się o tej imprezie nie dowiecie. Blisko osiem lat temu mieliśmy być gospodarzami Zimowych Igrzysk Olimpijskich - to znaczy chcieliśmy być.
Jednak kiedy w 1999 roku zapadała kluczowa decyzja można śmiało powiedzieć, że byliśmy bez szans. Zero porządnych planów. Znikoma infrastruktura. Nasza prezentacja w porównaniu z Sionem czy zwycięskim Turynem była niezwykle skromna. Każdy człowiek o zdrowych zmysłach wiedział, że Zakopane nie zostanie światową stolicą sportów zimowych. Wtedy szefowie komitetu organizacyjnego też przekonywali, że nie stoimy na straconej pozycji.
Członkowie komitetu kandydackiego Zakopane 2006 zjechali kawał świata. Niektórzy dziennikarze w kuluarach złośliwie mówili, że burmistrz Adam Bachleda-Curuś zorganizował biuro podróży. Choć wyjazdy miały na celu przekonanie członków MKOlu do wybrania Zakopanego, to z góry była ona skazana na porażkę. Takie podróżowanie po świecie nie miało żadnego sensu.
Kraków bez szans, więc po co się angażować?
Tak samo dobrze wiemy, że olimpiada w Krakowie nie ma szans się powieść. Jest wiele argumentów, które o tym świadczą. Począwszy od braku infrastruktury i konkretnych funduszy potrzebnych na realizację celów, po rywali z jakimi przyjdzie nam się zmierzyć w walce o organizację. Jedyni, których mamy szansę pokonać w głosowaniu to Lwów czy Ałmaty. Z Pekinem, Oslo czy Sztokholmem nie możemy się równać.
Niestety nic nie stoi na przeszkodzie, by Kraków zyskał status miasta kandydata. I tak się najprawdopodobniej w lipcu stanie. A co to dokładnie oznacza? Tysiące wyjazdów polskich lobbystów na różne międzynarodowe imprezy. W końcu poza oficjalnymi spotkaniami MKOlu zawsze są różne turnieje, puchary czy mistrzostwa, podczas których można „przypadkowo” wpaść na jednego z członków komitetu.
Posłanka Marczułajtis–Walczak przekonuje, że to nie jest żadne "Biuro podróży Kraków 2022". Dodała, że sama odmawia na razie wyjazdów, jak chociażby na mistrzostwa świata w biathlonie, bo musi skupić się na sprawach organizacyjnych. Tyle że po ogłoszeniu Krakowa oficjalnym miastem-kandydatem w końcu zostanie zmuszona do wyjazdów, by lobbować na rzecz igrzysk. A tych wraz ze swoimi współpracownikami będzie musiała odbyć dziesiątki. Inaczej zostaną skrytykowani za nieróbstwo.
Ile jeszcze wydamy?
Tak więc nieodbyte w Krakowie igrzyska mogą pochłaniać miliony. Na razie Sejm dał na ten cel ponad 12 milionów złotych, Słowacja dorzuciła ponad 600 tysięcy dolarów. Coś pewnie dadzą też samorządy.
Teraz skoczmy w przyszłość. Mamy rok 2015, MKOl ogłasza gospodarza Zimowych Igrzysk 2022. Powiedzmy, że wygrywa Oslo. Przedstawiciele akcji "Kraków 2022" mówią tradycyjne "Nic się nie stało" i tłumaczą, że miasto zyskało na promocji, że zaoszczędzono olbrzymie sumy pieniędzy na reklamowanie miasta (bo transmisja z posiedzenia MKOl dociera do ponad 100 krajów). Jednak, czy na pewno ta "reklama olimpijska" jest warta kilkanaście milionów złotych? Jeśli jest inaczej to proszę mi powiedzieć, jakie miasta walczyły o Zimowe Igrzyska z Soczi?