Czytając o brutalnych gwałtach, które stają się codziennością w Indiach sądzicie, że taki dramat na szczęście nigdy nie dotknie nikogo znad Wisły? Los szybko udowodnił, że takie myślenie bywa ogromnym błędem. Kolejną ofiarą zbydlęcenia sporej części mężczyzn w Indiach właśnie padła młoda Polka.
O gwałcie na obywatelce Polski w sobotni wieczór doniósł dziennik "Times of India". 33-letnia Polska padła ofiarą gwałtu podczas podróży z córką pomiędzy miastem Mathura w stanie Uttar Pradesz a Delhi. Jej oprawcą najprawdopodobniej jest taksówkarz, który zaoferował kobiecie z dzieckiem podwiezienie. Ostatecznie do przejażdżki miał Polkę i jej dwuletnią córeczkę zmusić siłą.
Z informacji indyjskich mediów, które już potwierdziła także tamtejsza policja wynika, iż później gwałciciel czymś odurzył Polkę lub w jakiś inny sposób sprawił, że straciła przytomność. Taksówkarz porzucił swoją ofiarę na stacji kolejowej Nizamuddin, która jest położona w południowej części Dheli. Kobieta ocknęła się leżąc na ławce. Natychmiast zrozumiała, że ktoś ją wcześniej zgwałcił.
Polska o wszystkim natychmiast poinformowała policję. Według informacji "Times of India", w tej sprawie wszczęto procedury zgodne ze specjalnym systemem ścigania i monitorowania kolejnych przypadków przemocy na tle seksualnym w Indiach.
Indyjscy dziennikarze twierdzą, że zgwałcona Polka pochodzi z Warszawy. Od trzech lat mieszka jednak w Indiach, gdzie postanowiła wyemigrować ze względu na przekonania religijne. Nie wspominają także, czy jej córka jest bezpieczna.