Agnieszka Radwańska w ostatni weekend odniosła swój największy sukces w tenisowej karierze - wygrała turniej w Miami. Jej spotkanie z Marią Szarapową oglądało w telewizji prawie 1,5 miliona osób. Najwięcej w historii polskiego tenisa. Czy w naszym kraju może narodzić się wśród kibiców zjawisko "Isiomanii", czyli fali zainteresowania tenisistką podobnej do "Małyszomanii" czy "Kubicomanii"?
Radwańska w ostatnich dniach jest na ustach wszystkich, a zwłaszcza mediów. Wielki triumf w turnieju WTA w Miami spowodował wzrost zainteresowania jej osobą oraz samym tenisem. - Potrzebowała takiego sukcesy. Wokół niego będzie mogła teraz budować dalszą karierę - twierdzi komentator tenisa w Eurosporcie Lech Sidor.
Czy entuzjazm w naszym kraju, jaki powstał po jej zwycięstwie, może przerodzić się w stałe zainteresowanie Polaków Radwańską?
"Małyszomanii" nikt się nie spodziewał. Adam Małysz, nasz "Orzeł z Wisły" jeszcze pod koniec 2000 roku był mało znanym skoczkiem. Wszystko zmieniło się po pamiętnym Turnieju Czterech Skoczni, rozgrywanym na przełomie 2000 i 2001 roku. Małysz wygrał zawody w cuglach i nagle pokochała go cała Polska. I kochała przez prawie 10 lat.
Coroczny konkurs w Zakopanem z jego udziałem był prawdziwym świętem rodzimego sportu. O Robercie Kubicy zrobiło się głośno, jak trafił do Formuły 1. W końcu był pierwszym naszym rodakiem w tej elitarnej dyscyplinie. Kibice nauczyli się wyścigów, trzymali kciuki nawet, gdy nasz kierowca startował w środku nocy w Azji.
Elitarny tenis - prawda czy mit?
Czy największy w karierze sukces Agnieszki Radwańskiej może spowodować narodzenie "Isiomanii"?
- Wszystko zależy od tego, jak zdefiniujemy to zjawisko. Niewątpliwie, w ostatnich dniach, jesteśmy świadkami wielkiego wzrostu zainteresowania naszą zawodniczką - twierdzi Adam Romer, redaktor naczelny "Tenis Klub". Na korzyść Agnieszki przemawia fakt, że tenis jest wielu osobom w naszym kraju szczególnie bliski. Setki tysięcy osób uprawie go mniej lub bardziej regularnie. A dzięki Radwańskiej może przybyć amatorów "białego sportu". Ludziom z pewnością łatwiej jest zagrać w tenisa, niż skakać na nartach czy jeździć bolidem F1.
Ale z drugiej strony nie jest to tani sport, nawet w wersji rekreacyjnej. Porządna rakieta kosztuje kilkaset złotych. Godzina wynajęcia kortu to wydatek rzędu od 30 do 60 zł.
Ponadto w Polsce powszechne jest przekonanie o "elitarności" tej dyscypliny.
- Tenis nie jest do końca elitarny. Uprawiany jest masowo, szczególnie za granicą. W Stanach Zjednoczonych regularnie gra w niego 20 mln ludzi, co stanowi 7 proc. populacji całego kraju. We Francji mniej, bo 3 proc. ludzi. Ale, co ciekawe, to najbardziej popularny z indywidualnych sportów wśród Francuzów. Bardziej niż pływanie czy bieganie - podkreśla Romer.
- Elitarność tenisa dotyczy turniejów. Bilety na zawody są drogie. Ponadto nie każdy może zorganizować w swoim kraju tenisowe rozgrywki. Liczy się prestiż, tradycja, a nie tylko pieniądze. W innym wypadku w Chinach odbywałby się już turnieje z cyklu Wielkiego Szlema - zaznacza dziennikarz.
Był sobie turniej
W Polsce od kilku lat nie są organizowane zawody kobiece z cyklu WTA. W latach 1995 - 2007 na kortach Warszawianki odbywał się "J&S Cup", który ściągał do Polski największe gwiazdy kobiecych tenisowych rozgrywek. Ale władze międzynarodowe nie widzą już miejsca dla tego turnieju w kalendarzu. Brakuje także sponsorów. Pokłócili się główni odpowiedzialni za organizację wcześniejszych edycji J&S.
Kontakt Radwańskiej z kibicami jest ograniczony. Za Kubicą fani jeździli masowo na Węgry na tor Hungaroring pod Budapesztem. - Najbliższe miasto, w którym możemy zobaczyć "Isię", to niemiecki Stuttgart. Ale po pierwsze, bilet na taki turniej będzie kosztował 40 euro. Po drugie, nie pojedzie tam 20 tysięcy ludzi. Dlaczego? Bo to turniej halowy i tyle osób się nie zmieści - podkreśla Romer.
Na kortach w Warszawie jeden z pierwszych sukcesów odniosła Agnieszka Radwańska, dochodząc do ćwierćfinału tej imprezy w 2006 roku. - Wtedy też pojawiły się pierwsze symptomy "Isiomanii". Agnieszka systematycznie zaczęła piąć się w rankingu i zadomowiła się w pierwszej "10" - wspomina Hubert Zdankiewicz z "Polski The Times".
Liczą się tylko najlepsi
Podkreśla, że do dziś brakowało jej jednak spektakularnego sukcesu. Dzięki któremu kibice na stałe zaczęli by się nią interesować. - Polacy kochają bowiem tylko zwycięzców. Nawet jeśli ktoś będzie mistrzem świata w niszowej dyscyplinie, to będzie przez nas wielbiony. Dlatego tylko wielkie wyniki mogą ją obronić. Kilka wygranych turniejów Wielkiego Szlema - twierdzi Zdankiewicz
Jeśli Radwańska trafi kiedyś na pierwsze miejsce rankingu tenisistek, będzie chyba pierwszą sportsmenką z naszego kraju, która bezdyskusyjnie zawojowała dyscyplinę globalną, popularną na całym świecie. To może zachęcić Polaków do kibicowania jej. Dodatkowo, jeśli będzie poparte wsparciem medialnym.
I tu pojawia się kłopot. Gdy Adam Małysz zaczął skakać daleko, od razu zainteresowała się tym Telewizja Polska. Wykupiła prawa do transmisji. Mogliśmy dzięki temu oglądać co roku wszystkie zawody Pucharu Świata w publicznej telewizji. W Polsce pokazywanie turniejów kobiecych ma zagwarantowane stacja Eurosport. Trudno sobie wyobrazić, by udostępniła prawa TVP. Ponadto państwowego kanału i i tak raczej nie byłoby na nie stać.
Czesi pokochali Petrę Kvitovą, Duńczycy Karolinę Woźniacką. Zatem czemu Polacy mieliby nie pokochać Agnieszki?
- Kvitova to fenomen, a Czesi doceniają każdy swój sukces. Woźniacka zaś to zupełnie inny typ osobowości, niż Radwańska. Polka nie jest typem "celebrytki". Nie chętnie udziela wywiadów, nie jest wiecznie uśmiechniętą osobą - podkreśla Karol Stopa, komentator tenisa w Eurosporcie.
- Agnieszka to normalna dziewczyna, miewa humory. Nie jest wychowana na gwiazdę, jak chociażby Woźniacka. Nie jest też tak "swojska", jak "Nasz Adaś z Wisły". Obronić ją mogą tylko wielkie wyniki - podkreśla Zdankiewicz.