Agnieszka Radwańska w życiowej formie! Polka wygrał wielki turniej w Miami, a w finale pokonała drugą rakietę świata, Rosjankę Marię Szarapową, 7:5, 6:4.
Pojedynek Radwańskiej z Szarapową od początku stał na bardzo wysokim poziomie. Obie panie były niezwykle skoncentrowane i popełniały mało niewymuszonych błędów.
Rosjanka zaczęła tak, jak wszyscy przewidywali. Zaatakowała. Grała mocno i dokładnie. Chciała jak najszybciej skracać wymiany. Była też szczególnie zmotywowana. Od 9. roku życia mieszka bowiem w Bradenton, niecałe 400 km od Miami, gdzie rozpoczynała tenisową przygodę w słynnej Akademii Nicka Bollettieriego.
Polka zapowiadała jednak jeszcze przed spotkaniem, że będzie na to przygotowana.
- Maria od pierwszej wymiany stara się przejąć inicjatywę, mocno uderza i idzie do przodu. Ja mam plan, aby zagrać bardzo agresywnie i w różny sposób atakować, zmieniać swoją grę - mówiła na przedmeczowej konferencji. Nie były to słowa rzucone na wiatr.
Rosjanka biegała, a Polka czarowała
Radwańska była jak skała. Wygrywała swoje podania i czekała na to, co zrobi rywalka. Demonstrowała także swoją bajeczną technikę - dropszoty, podcinki, woleje.
Szarapowa zaś uderzała z każdą kolejną chwilą coraz mocniej, ale wszystkie jej uderzenia wracały. Nie była w stanie stłamsić „Isi”.
Po bardzo długim i męczącym gemie Polka wyszła na prowadzenie 3:2. To był jeden z najważniejszych momentów tego spotkania. W piątym gemie bowiem obie panie rozegrały kilka morderczych wymian. Nasza zawodniczka pokazała jasno, że nie przestraszyła się bardziej utytułowanej przeciwniczki i będzie walczyć o tytuł w Miami do ostatniej piłki.
W tym roku byliśmy już wcześniej świadkami jednego starcie Szarapowej z Radwańską. Na łamach prasy. Polka podczas ostatniego Australian Open skrytykowała Rosjankę za jej zachowanie na korcie. - Jestem przyzwyczajona do jęków rywalek. Zwłaszcza w przypadku Azarenki, znamy się przecież tyle lat. Jeśli chodzi o Szarapową, to cóż mogę powiedzieć? W jej wykonaniu bywa to denerwujące - stwierdziła w jednym z wywiadów Agnieszka.
Natychmiast odpowiedziała jej Maria. - Radwańska? A czy ona nie jest czasem w Polsce? – zapytała podirytowana rosyjska tenisistka. Miała na myśli fakt, że nasza zawodniczka, wcześniej niż ona, odpadła z turnieju.
Ta wymiana zdań pokazuje, że Polka coraz pewniej czuje się w środowisku tenisowym.
Po odparciu pierwszego zmasowanego ataku rywalki, zaczęła wprowadzać w życie własną taktykę. Wiedziała, że wysoką Rosjankę (188 cm) każda kolejna wymiana kosztuje sporo sił. Dlatego starała się przedłużać grę. W rezultacie zmęczona Szarapowa musiała ryzykować jeszcze bardziej. Taka gra musiała się dla niej źle skończyć.
Trzeba podkreślić, że dawno w kobiecym tenisie nie było spotkania na tak wysokim poziomie. Obie pokazały swój najlepszy tenis.
Panie wygrywały swoje serwisy na przemian i wydawało się, że nastąpi tie-break (rodzaj dogrywki, przy stanie 6:6). A tu nagle, przy stanie 6:5, Maria nie wytrzymała. Oddała własny serwis w nadzwyczaj łatwy sposób. Polka pierwszą partię wygrała 7:5.
Znakomita passa trwa
Drugi set wyglądał podobnie. Obie panie konsekwentnie wygrywały swoje podania i nie zamierzały odpuścić ani na chwilę. Rosjanka była coraz bardziej zdziwiona postawą rywalki. Choć grała znakomicie, Polka dotrzymywała jej kroku. A przecież w poprzednich ośmiu spotkaniach między nimi, siedmiokrotnie zwycięsko wychodziła z nich Szarapowa.
Jednak ten rok jest dla Rawdańskiej szczególny. Trwa jej niezwykła passa, w zasadzie nie kończy turnieju poniżej ćwierćfinału. Dlatego to spotkanie mogło i okazało się historyczne. Polka w drugim secie wytrzymała kolejne ataki rywalki i ostatecznie zwyciężyła 6:4 i wygrała turniej w Miami, często nazywany piątą lewą Wielkiego Szlema.