
Obowiązkowy alkomat w każdym aucie. By kierowca, gdy jest "niepewny" swojej trzeźwości, mógł się sprawdzić - to pomysł Donalda Tuska na walkę z pijanymi kierowcami. Producenci alkomatów pewnie już zacierają ręce, bo dla nich oznacza to spory przypływ gotówki.
REKLAMA
Na koniec roku w Polsce było zarejestrowanych prawie 25 milionów pojazdów. To sprawia, że obowiązkowe alkomaty mogłyby przynieść spory zastrzyk gotówki do branży producentów tych urządzeń. Jak podaje dziennik.pl, łącznie może być to operacja warta 150 milionów złotych.
A to i tak przy założeniu, że Polacy będą kupować najtańsze alkomaty za 6 złotych. Przy czym warto podkreślić, że nie ma dominującego producenta alkomatów na rynku. Sprzęt dla policji, sądów itp. to profesjonalne urządzenia, które kosztują od 500 złotych w górę - nierzadko po 3-4 tysiące.
Wątpliwe jednak, by kierowców stać było na takie urządzenia, bo Donald Tusk o refundowaniu ani sponsorowaniu alkomatów przez rząd nic nie mówił. Dlatego kierowcy mogą kupować najtańszy sprzęt, który jednak często jest bublem - przed czym przestrzegają eksperci, z którymi rozmawia "DGP".
Pomiary takiej tandety mogą być po prostu niedokładne. Jak podkreślają eksperci, "90 proc. alkomatów oferowanych na rynku nie gwarantuje dobrej dokładności pomiarów", bo wiele firm nie dba o niezbędne certyfikaty potwierdzające jakość. Czyli: nawet jeśli kierowcy coś kupią, to wątpliwe, by naprawdę dowiedzieli się, czy są pod wpływem alkoholu.
Źródło: Dziennik.pl
