Omijanie przepisów, odsetki od kredytu przekraczające 80 procent rocznie i klienci, którzy nigdy nie powinni dostać kredytu. To nie opis sytuacji, która doprowadziła do kryzysu w Stanach Zjednoczonych kilka lat temu, a kilka faktów z polskiego podwórka. Firmy, które nie podlegają pod nadzór Komisji Nadzoru Finansowego często obiecują swoim klientom złote góry. Kłopot w tym, że lawina może oprócz tych firm zgarnąć ze sobą również nasze oszczędności.
Spółdzielcze Kasy Oszczędnościowo-Kredytowe. Popularne SKOK-i prowadzą normalną, regularną działalność bankową - udzielają kredytów, prowadzą konta bankowe, zbierają od klientów depozyty. Nie są jednak objęte nadzorem, w przypadku kłopotów Bankowy Fundusz Gwarancyjny nie uratuje pieniędzy ich klientów. SKOK-i mają oczywiście swój wewnętrzny system zabezpieczeń, ale to nie to samo.
Nie tak dawno Trybunał Konstytucyjny zgłosił pewne zastrzeżenia do ustawy o SKOK-ach, nie uznał jej jednak za niezgodną z konstytucją. Teoretycznie Kasy powinny więc trafić pod nadzór KNF, ale zdaniem niektórych ekspertów w tej chwili sytuacja nie jest pewna. Gdyby tak się jednak stało, odbyłby się pierwszy publiczny audyt, a KNF i opinia publiczna dowiedzieliby się, jaka jest naprawdę kondycja finansowa Kas.
Opinie o instytucjach finansowych
Pentor dla KNF
96 proc. klientów SKOK-ów i innych instytucji oraz 89% klientów banków jest zupełnie pewna lub spodziewa się, że w sytuacji upadłości instytucji, z usług której korzysta odzyska swoje pieniądze.
Co czwarty klient SKOK-u opiera swoje przekonania na
zaufaniu do instytucji, zabezpieczeniach prawnych oraz
gwarancji państwa. Na ten ostatni czynnik powołuje się blisko
połowa (46%) klientów banków.
System kas oszczędnościowo-kredytowych działał kiedyś w dużych, państwowych przedsiębiorstwach, miał społeczną formę instytucji finansowych, Kasy nie prowadziły powiązanej działalności, były bardzo rozproszone. Z czasem SKOK-i zaczęły jednak obrastać w piórka, a cały system dorósł do istotnego z punktu widzenia całego systemu bankowego poziomu. SKOK-i mają ok. 15 miliardów złotych na lokatach i 2 miliony klientów, to bardzo duży system, co do którego przepisy już dawno przestały być adekwatne.
System bankowy jest trochę jak system naczyń połączonych. W najnowszej historii Polski zdarzały się przypadki, gdy w mniejszej miejscowości w oddziale jakiegoś banku zdjęto firanki do prania, a przed nim ustawiała się kolejka klientów, bo ci myśleli, że bank się zamyka, a żaden bank nie byłby w stanie wypłacić wszystkim klientom pieniędzy zgromadzonych na ich kontach i lokatach. Najgorsze co może się stać to masowa panika.
Co gorsza, Polacy coraz częściej korzystają z usług instytucji finansowych, które nie podlegają Komisji Nadzoru Finansowego. Nie wszyscy zdają sobie sprawę, że lokaty na przykład w Amber Gold może i są wysoko oprocentowane, ale w przypadku krachu nasze pieniędze mogą zniknąć.
Provident i inne „chwilówki”
Wprowadzona ponad rok temu przez KNF tzw. rekomendacja T miała sprawić, że w bankach mniej będzie ryzykownych aktywów. Zwiększyła się więc grupa ludzi, którzy w banku nie dostali kredytów i pożyczek. - Powoduje ona, że wielu klientów nie otrzyma kredytu w banku, więc jedynym wyjściem jest szukanie pomocy właśnie na rynku szybkich pożyczek, z dala od ograniczeń narzuconych przez nadzór bankowy – mówi Rzeczpospolitej Marcin Maciejewski, analityk z finansowysupermarket.pl. Sam Provident udzielił w zeszłym roku kredytów na ponad półtora miliarda złotych, a takie firmy wyrastają jak grzyby po deszczu, według specjalistów cytowanych przez Rzeczpospolitą w zeszłym roku obsłużyły ponad milion klientów.
Skoro klienci banków pieniędzy potrzebowali, a nie mogli ich dostać, coraz częściej wybierali tzw. chwilówki, czyli szybkie pożyczki od instytucji parabankowych, które nie sprawdzają zdolności kredytowej i zwykle pieniądze pożyczają osobom o niskich dochodach. Problem w tym, że takie szybkie zastrzyki gotówki są dużo droższe, niż w banku i nie podlegają nadzorowi bankowemu. Dla przykładu, gdybyśmy chcieli pożyczyć 1000 złotych w Providencie na 60 tygodni, szybka pożyczka kosztowałaby nas w sumie ponad 1960 złotych (jeżeli nie będziemy płacić przelewem, tylko rozliczać się z pracownikiem firmy u nas w domu). Lekką ręką oddajemy więc kredytodawcy ponad 80 proc. odsetek w skali roku. Co ciekawsze do Polski wchodzi były właściciel Providenta, Vanquis Bank, który zajmuje się dokładnie tym samym - handlowaniem kredytami typu subprime.
Subprime’y to kredyty wyżej oprocentowane niż klasyczne, udzielane osobom ze złą historią kredytową i niskimi dochodami. To dokładnie te, które przyczyniły się do wielkiego kryzysu na rynkach finansowych, podczas którego upadł m.in. amerykański bank Lehman Brothers.
Dlaczego firmy nie podlegają nadzorowi?
Na rynku bankowym można prowadzić dwa rodzaje działalności - regulowaną i nieregulowaną. Czynności, które nie podlegają nadzorowi, funkcjonujące na styku przepisów, nazywane są z angielskiego „shadow banking”.
Jedną z grup nieregulowanych są właśnie firmy pożyczkowe. Wykorzystują one fakt, że pożyczanie pieniędzy z zasobów własnych (a nie z pieniędzy zebranych od klientów na przykład na lokaty) nie podlega pod KNF. Warto jednak wziąć pod uwagę skalę ich działalności - w przypadku firmy, która obsługuje 800 tysięcy osób nawet chwilowe kłopoty mogą wpłynąć na destablizację systemu.
Kolejne firmy wysokiego ryzyka to te, które na co dzień kuszą klientów wysokimi odsetkami z lokat w rzeczywistości nie będących lokatami - między innymi Amber Gold, czy FinRoyal. Spółki te oferują nawet 13 proc. na rocznej lokacie, która nie jest klasycznym depozytem. Emitują weksle, certyfikaty, więc teoretycznie nie wpłacamy im pieniędzy na depozyt, tylko w zamian otrzymujemy jakiś papier, który zapewnia, że po okresie trwania lokaty, dostaniemy swoje pieniądze z nawiązką.
Komisja Nadzoru Finansowego może jedynie poinformować publicznie, że inwestowanie za pośrednictwem takich firm wiąże się z ryzykiem, a one same co prawda przypominają coś, co nadzorowi podlega, ale omijają przepisy i polski nadzór nie ma sposoby, by na nie wpływać, czy je kontrolować. Co najważniejsze firmy te nie podlegają pod mechanizmy gwarantowania - w przypadku lokat bankowych, jeżeli bank upadnie, klienci odzyskają środki, które złożyli na lokatach (do 100 tysięcy euro).
Instytucje, które podlegają pod nadzór KNF są przez urząd kontrolowane, Komisja spradza poziom ryzyka i stosowane przez te instytucje zabezpieczenia. W przypadku innych podmiotów takiej kontroli nie ma, nie ma czytelnych standardów, więc w mniejszym, czy większym stopniu te firmy mogą standardów nie spełniać. Trzeba zaznaczyć, że brak nadzoru nie musi oznaczać, że takie instytucje są złe, ale istnieje taka możliwość.
Provident kusi klientów niskimi ratami (kilkadziesiąt złotych tygodniowo), Amber Gold i FinRoyal wysokimi zyskami z pseudo lokat, a SKOK-i bezpieczeństwem. A klienci w to wierzą, często nie zdając sobie sprawy z zagrożeń i ryzyka, jakie niesie ze sobą inwestowanie, czy zapożyczanie się u firm, które same są sobie nadzorem, audytorem i strategiem.