"To tak, jakby jechała pani nocnym autobusem i wyrzygałby się na panią pijak. W mordę mu dać? Źle. Udawać, że deszcz pada? Też źle. Zacząć się wycierać? Odrażające" – tak w rozmowie z dziennikarką "Polski the Times" mówi o książce "Resortowe dzieci" Marcin Meller, syn Stefana Mellera, sam również zaliczony w poczet "resortowych dzieci".
Meller narzeka w "Polsce the Times", że w "Resortowych dzieciach" z jego ojca, który pełnił funkcję ministra spraw zagranicznych w rządzie PiS, zrobiono komunistycznego aparatczyka. "O moim ojcu napisano: minister w rządzie Marcinkiewicza, w PRL działacz PZPR-u. Pierwsza manipulacja to ta, że był w rządzie Marcinkiewicza. Jasne! Tylko przypomnijmy, że był to rząd PiS. Nie napisali tego, bo nie pasowało im do obrazu. Po drugie, zdefiniowanie mojego ojca jako działacza PZPR w czasach PRL to już megamanipulacja" – komentuje (Stefana Mellera wyrzucono z PZPR w 1968 roku - red.).
"Był kasjerem i kaowcem w spółdzielni piękności 'Izis', uczył zakonnice języka francuskiego, tłumaczył, pisał, chwytał się różnych rzeczy. W siódmym roku, kiedy był bez pracy, w 1974 r. pan Targalski, jeden z autorów tej książki, wstępował do partii. Smaczna historia, prawda?" – dodaje.
Meller nie jest zdziwiony, że książka Doroty Kani i Jerzego Targalskiego dobrze się sprzedaje. Jak twierdzi, to "plotkarski Pudelek", a ludzie uwielbiają skandale o znanych ludziach. Z tego też względu, podkreśla, nie warto reagować i używać epitetów do opisu autorów "Resortowych dzieci". "Reagowanie na nią słowem obelżywym? Ktoś się tym przejmie? Nie, nie przejmie, jeszcze się ucieszy. Napiszą w 'Gazecie Polskiej' albo na portalu Karnowskich o histerycznej reakcji i sami się będą tym nakręcać. Więc nie ma co gadać" – zaznacza.
Rozmówca "Polski the Times" zwraca też uwagę na hipokryzję tej części prawicy, która zawsze jest chętna do lustrowania rodziców. Gdyby siedział cicho albo przeszedł na ich stronę, nie musiałby obawiać się ataku, tak jak nie musi obawiać się np. Bronisław Wildstein. "On jest jak najbardziej z resortowej, w rozumieniu autorów książki, rodziny. Jeszcze bardziej podoba mi się przykład Marka Króla, sekretarza KC PZPR w końcówce komuny, a dzisiaj wielkiego autorytetu polskiej prawicy. W momencie kiedy przechodzi się na tamtą stronę, wszystko zostanie wybaczone" – mówi.
Na koniec odpowiada zaś na pytanie, po co według niego powstała książka "Resortowe dzieci". Dla pieniędzy? "Pieniądze tu są najmniej ważne. Podejrzewam, że oni sami nie sądzili, że to się będzie tak dobrze sprzedawać. Nie sądzę, żeby to robili dla pieniędzy. Myślę, że zrobili to ze szczerej, czystej nienawiści. To dzieło prawdziwego uczucia" – kwituje.