Z wdziękiem słonia i odwagą Glorii Steinem komentuje otaczającą rzeczywistość.
Głośno śmieje się z własnych błędów i ułomności, bez zażenowania opowiada o miłości do frytek, pizzy i alkoholu. Nie kreuje się na wielką gwiazdę – jest naturalna i zawsze mówi to, co myśli. Jednocześnie wygląda jak Jean Harlow, a plastyczności twarzy mógłby jej pozazdrościć Jim Carrey. Za co jeszcze media kochają tegoroczną zdobywczynię Złotego Globu, Jennifer Lawrence?
Podczas niedzielnej ceremonii wręczenia Złotych Globów była tak zdenerwowana, że z trudem łapała powietrze, dziękując reżyserowi i ekipie za wspólną pracę. "Nie wiem, dlaczego to jest tak przerażające, to w końcu dobra rzecz, jestem taka wystraszona, przepraszam, ale to tak wspaniałe, nie wiem, dlaczego tak strasznie się trzęsę… Nie róbcie tego znowu!" – powiedziała, po czym sala wybuchnęła śmiechem.
Lawrence dostała statuetkę za rolę w filmie "American Hustle", w którym zagrała wyfiokowaną, twardą i nieprzewidywalną żonę oszusta finansowego, Ivringa (Christian Bale). Oprócz tegorocznych Złotych Globów, w 2013 roku dostałą Oscara za rolę seksoholiczki Tiffany w filmie "Poradnik pozytywnego myślenia", a także liczne nagrody – min. Złoty Popcorn, Critics' Choice i People's Choice – za rolę w "Igrzyskach śmierci". I za każdym razem robi wokół siebie spore zamieszanie.
Sama Jennifer Lawrence ma 23 lata, pochodzi z Louisville w stanie Kentucky i łamie wszystkie możliwe konwenanse, jakie wytworzyło Hollywood dla swoich "Wielkich Gwiazd". Nie jest słodką, eteryczną blondynką, która na imprezach w teatralny sposób opowiada o swoim współczuciu dla cierpienia głodnych dzieci w Afryce. Klnie jak szewc, ma ogromny dystans do siebie, a swoim sarkazmem potrafi w pięć sekund zgasić całą salę tabloidowych dziennikarzy.
Nie przejmuje się tym, co nosi. Zapytana o czerwoną suknię Diora, którą miała na sobie na zeszłorocznym rozdaniu Złotych Globów powiedziała: "nie wiem, co to jest haute couture, ale musiałam użyć tego słowa". Nie znosi wysokich obcasów, na co dzień rzadko się maluje, a jej ulubiony sposób spędzania wolnego czasu to picie wina przed telewizorem. O wszystkim mówi niezwykle otwarcie i bezpretensjonalnie – dzięki temu stała się ulubienicą wszystkich tych, którzy drwią z przepychu i sztucznego blichtru amerykańskiego przemysłu filmowego.
Wielokrotnie żartuje ze swoich kolegów i koleżanek z celebryckiego światka, robiąc to z wdziękiem, który nie pozwala jej nienawidzić. Jednocześnie podkreśla swój ogromny szacunek dla doświadczonych aktorów, z którymi przyszło jej pracować. Po oscarowej gali w zeszłym roku cały świat obiegło nagranie z wywiadu aktorki, do którego dołączył się Jack Nicolson. Stwierdził, że aktorka wygląda jak jego dawna dziewczyna i pogratulował jej Oscara.
Lawrence ma ostre, wulgarne poczucie humoru, którym zaraża wszystkich dookoła. Jednocześnie potrafi z wysublimowaną gracją rozmawiać o swojej nowej fryzurze i drwić z medialnej pustoty, twierdząc, że "nawet terroryści dowiedzieli się o tym, że obcięła włosy". Gdy jedna z dziennikarek powiedziała jej, że po zmianie koloru włosów wygląda pięknie, "zupełnie inaczej", po kurtuazyjnych podziękowaniach powiedziała: "Jak wyszłam na pociąg po moją mamę, ona też mnie nie poznała. Powiedziała mi prosto w oczy "przepraszam" i poszła dalej. Co miałam zrobić, puściłam ją". Swoją ironią miażdży wszystkich, ale w szczególności – amerykańską kulturę uwielbienia dla aktorskiego blichtru, z którą walczy również w inny sposób.
Dzięki kilku wypowiedziom o wadze, dietach i sposobie odżywiania stała się przedstawicielką zwyczajności w syntetycznym świecie hollywoodzkiej hipokryzji. – Wszędzie widzimy te wspaniałe, nierealne ciała, z którymi ciągle się porównujemy – mówiła w jednym z wywiadów. Uwielbia frytki, pizzę, żartuje również ze swojej skłonności do picia alkoholu. Nie daje się wciągać w celebrycki wyścig idealnych figur – Jak słyszę, że ktoś mówi "kocham ćwiczyć" mam ochotę walnąć go prosto w twarz – mówiła.
W programach telewizyjnych, do których ją zapraszano, wielokrotnie zawstydzała prezenterów, bez ogródek ripostując ich idiotyczne uwagi. Jednocześnie do rozpuku śmiała się z samej siebie i robiła głupie miny, którymi potrafiła rozbroić zarówno publiczność, jak i producentów programów. Potrafi drwić z własnego zawodu, odbierając mu aurę mitycznej powinności względem społeczeństwa: – Aktorstwo jest po prostu głupie – mówiła.
Jednocześnie jest niezwykle piękną kobietą – i chyba dzięki połączeniu tych czynników stałą się ulubienicą zagranicznych mediów, które kreują ją na "najlepszą przyjaciółkę" wszystkich kobiet. Rzeczywiście, styl bycia JLaw sprawia, że można choć na chwilę poczuć, że świat o którym wszyscy każą nam marzyć, jest warty zdecydowanie mniej, niż wszystkim się wydaje. Jednak sporo osób uważa, że Lawrence to sprawna, PR-owa kreacja. Cóż, tak czy inaczej, wychodzi jej to bardzo dobrze.