To jest wojna, a zaczynają ją wygrywać niepalący. Ci bowiem uważają za niesprawiedliwe, że ich palący koledzy spędzają pół godziny, a nawet godzinę dziennie na "fajce", podczas gdy reszta musi pracować za nich. To między innymi oni spowodowali, że palący pracownicy mazowieckiego urzędu marszałkowskiego będą płacić za czas poświęcony swojemu nałogowi, lub zostaną dłużej w pracy.
Coś się zmienia. Jeszcze do niedawna palacze byli traktowani jak pracownicy specjalnej troski, którym trzeba zapewnić komfort wychodzenia na papierosa. Dlaczego? Bo palą - po prostu. Ciekaw jestem, co powiedziałby mój szef, gdybym oprócz normalnej przerwy (palacze również jedzą) ucinał sobie dzień w dzień półgodzinną drzemkę zamiast palenia. Dwie i pół zapłaconej godziny tygodniowo, czyli jeden dzień w miesiącu w prezencie od szefa na drzemkę. Brzmi absurdalnie. Pracodawcy płacą bowiem jedynie osobom, które w tym czasie wciągają dym. Kto by płacił za spanie...
Mazowiecki urząd marszałkowski nie płaci ani za spanie w pracy, ani za palenie. Zgodnie z nowymi przepisami, które weszły w życie 1 stycznia b.r., palacze musieli zadeklarować nie tylko że palą, ale również w jaki sposób zamierzają zwrócić nam, czyli podatnikom przepalone godziny. Co ciekawe, w urzędzie pracuje około 1000 osób, a jedynie kilkanaście osób zadeklarowało, że pali i będzie odpracowywać swój nałóg. Biorąc pod uwagę, że w całym społeczeństwie pali około 30 proc., a w urzędzie mniej niż 2 proc., nowy przepis jest lepszy od wszystkich innych sposobów na rzucanie palenia razem wziętych.
– Pracodawcy rzeczywiście borykają się z osobami, które robią sobie nadmierne przerwy w pracy – mówi Jeremi Mordasewicz, pracodawca oraz ekspert Konfederacji Lewiatan. – Każdy z nas musi się chwilę odprężyć, ale niektórzy robią to bardzo często, a nałogowi palacze poświęcają zbyt dużo czasu na wychodzenie na papierosa – zauważa. Wiadomo jednak, że nie tylko palacze marnują czas w pracy.
Zero tolerancji
Jak mówi rzeczniczka urzędu marszałkowskiego, wszystkie instytucje powinny odnotowywać prywatne wyjścia, jakimi są między innymi przerwy na papierosa. – Urząd nie płaci za wyjścia prywatne, ale za pracę – wyjaśnia Marta Milewska. Jednak oprócz nowych przepisów, na problem zwracali uwagę niepalący pracownicy, którzy jak w wielu firmach, czuli się poszkodowani z tego powodu, że nie palą.
– Pojawiły się sygnały od samych pracowników niepalących, że jest coś niesprawiedliwego w wielokrotnej przerwie na papierosa. Trudno się z tymi argumentami nie zgodzić, bo jak ktoś pali nałogowo 5-6 papierosów dziennie, no to mamy do czynienia nawet z godziną nieprzepracowaną w ciągu dnia – mówi rzeczniczka urzędu, dla której problem pracowników jest zrozumiały.
Na takie podejście do palaczy nie godzi się mój kolega z redakcji - Janusz Omyliński. Janusz jest palaczem i twierdzi, że już sam sposób wypowiadania tego słowa przez niepalących kolegów brzmi jak obelga. – Przecież przesiaduję "godzinami" na papierosie tym samym odbierając coś tym wspaniałym, dbającym o siebie, pracowitym niepalącym – mówi. Janusz jest jednak nieco "innym przypadkiem", gdyż pracuje w sposób zadaniowy, a nie na czas. Zdaje sobie sprawę, że musi się wywiązać ze swoich obowiązków, a tym samym wie, czy ma czas na papierosa.
Warto zwrócić uwagę, że urzędnicy pracują najczęściej "od - do", więc godzina 16:30 to dla nich jasny sygnał - do domu. Co innego, jeśli ktoś ma do wykonania określone zadania, i dopóki tego nie zrobi, musi zostawać w pracy. Wówczas lepiej stara się kontrolować czas.
Kontrola dymków
Czas pokaże, jak wiele osób z 98 proc. pracowników urzędu marszałkowskiego zadeklarowanych jako niepalący, faktycznie nie ma czego odpracowywać lub spłacać. Pełna optymizmu rzeczniczka urzędu ma nadzieję, że osoby które nie złożyły deklaracji, zamierzają rozstać się z nałogiem. Czy jednak nie pojawią się tacy, którzy nadal będą chcieli puszczać dymka w czasie pracy?
Marta Milewska zaznacza, że urząd podzielony jest na departamenty, w których wszyscy się znają. Ma zatem nadzieję, że nikt nie będzie oszukiwał. – Nie ma specjalnej potrzeby weryfikacji tego czasu pracy i nikt specjalnie nie będzie stał ze stoperem. Jesteśmy osobami dorosłymi i jeśli zobowiązujemy się do przestrzegania zasad, to tak będzie – mówi rzeczniczka. Jeśli jednak ktoś okaże się "mniej dorosły", porządku będą pilnować kierownicy. – Za to płacić nie można, dlatego nie będziemy dłużej tolerować tego typu sytuacji – dodaje moja rozmówczyni.
Na brak tolerancji narzekają właśnie palacze, którzy czują się ofiarami tego typu przepisów. Ich bowiem najłatwiej nakryć na "marnowaniu czasu", spośród całej rzeszy pracowników, którzy również to robią. A są to między innymi osoby przygotowujące posiłki, amatorzy serwisów pudelek.pl czy Facebook. – Palenie to taka sama używka jak np. kawa. "Kawacze" tymczasem nie są napastowani przez swoich kolegów, a ich szefowie nie chcą im odliczać czasu na kawę od pracy – zauważa mój palący kolega z redakcji Janusz Omyliński.
Chodzi o przyzwoitość
Janusz Omyliński nazywa nowe przepisy absurdem i zwraca uwagę, że człowiek nie może pracować non-stop przez osiem godzin. – Pomijając już "ustawowe" przerwy dla np. osób pracujących przy komputerach, człowiek musi mieć chwilę w trakcie pracy chociażby na odsapnięcie. Również niepalący koledzy chwalili sobie często wychodzenie ze mną na papierosa. Bo oprócz tej krótkiej przerwy na przewietrzenie myśli, jest to też czas na zacieśnianie więzi w pracy – mówi Janusz.
Pracodawca Jeremi Mordasewicz przyznaje zaś, że możemy mówić o pewnej nagonce na palaczy. Ci, w niektórych przypadkach mogą bowiem tracić mniej czasu, niż osoby wykonujący prywatne telefony czy siedzące na Facebooku. Z punktu widzenia przedsiębiorcy obojętne jest, na co ktoś traci czas. Ważne, że nie pracuje. – Jeśli ktoś pali, jak zmierzyć dokładny czas tej czynności? Chętnie też kontrolowałbym buszujących w internecie, ale nie wiadomo jak to technicznie zrobić. Jedno i drugie uważam za nieuczciwe działanie, wobec innych współpracowników, bo ktoś za nich wtedy pracuje – mówi ekspert Konfederacji Lewiatan.
– Przyzwoitość nakazywałaby, jeśli te osoby znacząco dłużej od innych tracą czas na papierosa, aby zwrócili w jakiejś formie ten czas, odpracowali go – podsumowuje ekspert. – Są jednak pewne rzeczy, które trudno wymierzyć – dodaje. Zastanowić też się można, czy ważniejsze ile czasu ktoś realnie pracuje czy jak efektywny finalnie jest.
Palacze chcą wychodzić, natomiast niepalący nie rozumieją, dlaczego inni pracownicy, którzy palą mają pracować krócej. Bo jeśli ktoś wychodzi z biura na około 30 minut, to ktoś musi za niego wykonywać jego pracę, odbierać telefony, rozmawiać z petentami.
Czy umycie kubka, zagotowanie wody, znalezienie cukru etc. – czyli przygotowanie dwóch-trzech kaw dziennie nie zajmuje czasu? A co z pracownikami odgrzewającymi jedzenie z domu? Co z osobą chodzącą do sklepu w trakcie pracy po bułki? Co z dziewczyną noszącą wymyślne kozaki potrzebującą kwadransa na ich zdjęcie przed pracą?