Ewa Minge
Ewa Minge Fot. Robert Kowalewski/ Agencja Gazeta

„Polak kanapowy, sfrustrowany własną nieudolnością, może brakiem szczęścia, rozgrywa swoje życie na różnych forach internetowych i tam jest panem i bogiem. Bezkarnie wygłasza sądy wszelakie na tematy różne i nie zadaje sobie nawet trudu, żeby tekst do którego się odnosi przeczytać” Napisała swego czasu Ewa Minge na swoim blogu, nie zdając sobie sprawy, że ją samą w końcu dopadnie syndrom „kanapowca”. Od wczoraj na blogu Piotra Zachary toczy się burza, w której głos zabrała sama projektantka.

REKLAMA
Zaczęło się od wpisu redaktora naczelnego "inStyle", Piotra Zachary, dotyczącego ostatniego pokazu projektantki w Moskwie.
„W roli Pershinga jak zwykle obsadziła się i wystrzeliła w świat najgłośniejsza polska projektantka, której nazwiska nie wymienię, bo wiem, czym to się może skończyć. (…) W trosce o jedyną słuszną interpretację tego, co można było zobaczyć, kilka fotogenicznych miejsc w pierwszym rzędzie obsadziła ściągniętymi specjalnie na tę okazję polskimi dziennikarzami.(...)Poza ubraniami projektuje też „meble twarde, meble miękkie, kafle szklane”, mieszkania, firany, farby…. Ilość jest z reguły wrogiem jakości, ale pewnie nie w tym przypadku. Następnym projektem naszej najgłośniejszej projektantki powinny być dywany – latające, samotrzepiące się i rolujące.(...)A trzeba przyznać, że od debiutu nasza najgłośniejsza projektantka i tak zrobiła duży postęp. Kiedyś jej ubrania były niezwykle brzydkie, teraz są już tylko po prostu słabe. Jak tak dalej pójdzie, za kilka lat przestaną tak silnie działać na nasze emocje. Zanim jednak do tego dojdzie, Pershing kompletnie rozwali polski rynek mody”
Wybrany fragment oddaje charakter tekstu. Było krytycznie, miejscami brutalnie, no i emocjonalnie. W końcu blogi mają być osobiste. Nie mam żalu do Zachary o ton, który wybrał, rozumiem, że się zirytował, w końcu środowisko mody zna od podszewki i na więcej może sobie pozwolić. Zakładam, że spodziewał się, że jego kontrowersyjny wpis wzbudzi emocje. W końcu Eva Minge od lat już dzieli środowisko. Trudno jednak powiedzieć, czy spodziewał się komentarza od samej projektantki, która, jak widać, postanowiła zadziałać wbrew swojemu credo i na chwilę stać się „kanapową Polką”.
Eva Minge: „Ja bym jechała z nazwiskiem i bez strachu o sądy i przykre telefony, bo PRAWDA zawsze się obroni proszę pana :) w sprawie sprzedaży zapraszamy do księgowości po dogłębne informacje ekonomiczne :) jakby nadal czuł pan niedosyt PRAWDY to proste wejście na naszego fan fb a tam panie drogi wklejone niezpreparowane informacje z poważnej prasy międzynarodowej”
Uderz w stół, a nożyce się odezwą? Coś musi być na rzeczy, bo komentarz projektantki był pierwszy pod tekstem. Broniła się nie tylko Minge, ale też wszyscy jej fani. Widać, że komentarz Zachary uderzył w czuły punkt tej części środowiska. Każdy, kto śmiał sprzeciwić się wizji artystycznej projektantki i poprzeć Zacharę, dostawał pouczenie. „Jako wykształcony historyk sztuki mogę być słabym projektantem, lecz w dziedzinie dyskutowanej posiadam pewne wiadomości. (...) proszę czytać ze zrozumieniem oraz zapoznać się z faktografią, a to zawsze ułatwia konstruktywną dyskusję” odpowiadała Minge na zarzuty Kasi. Cóż, zgadzamy się z projektantką, że prowadzenie dialogu też jest sztuką. Z obydwu stron.
Cieszy nas to, że nasze teksty wywołują tak żywe reakcje. Można się z Zacharą zgadzać albo nie, ale, jak widać, trudno przejść koło jego wpisu obojętnie. Nie chcę oceniać, czy jego komentarz był zasadny czy nie. Wśród internautów znaleźli się tacy, którzy pokochali go za odwagę, ale też przeciwnicy wytykający mu nieznajomość mody. Niezależnie od tego, dyskusja toczy się dalej. Przyjemnie patrzeć, jak aktywizują się nasi czytelnicy, jak walczą o swoje zdanie i przerzucają się argumentami – i to merytorycznymi, przynajmniej w dużej mierze. To zdecydowanie wartość i kolejna z zasług internetu, który pozwala reagować natychmiast i na gorąco, często pod wpływem emocji, tak jak to się pewnie stało w przypadku Evy Minge.
"Na pytania moich przyjaciół które rano odebrałam po co mi ta dyskusja i że mam się zdystansować, bo nie warto się tym przejmować odpowiadam, że nie przejmuję się i jestem od lat zdystansowana, ale taka okazja jak udział w dyskusji z własną twarzą pod pasztetem jadowitym :) jest czymś wyjątkowym bo fora anonimowe to żadna gratka, a uświadomiło mi to także, że warto czasami pójść w inną stronę jak milczenie, które jest zgodą" Taki wpis pod tekstem Zachary zostawiła projektantka dziś rano. Jako redakcja naTemat jak najbardziej się z nią zgadzamy. No, może nie w kwestii "pasztetu", ale we wszystkich pozostałych. Warto rozmawiać.