Artykuł “Washington Post” o CIA w Kiejkutach musiał przyprawić o ból głowy co najmniej kilku polskich polityków: opinia publiczna przypomniała sobie o sprawie i szuka winnych. W efekcie jesteśmy świadkami spektaklu, w którym główni aktorzy grają niewiniątka i gorączkowo przerzucają między sobą gorącego kartofla, którym stała się sprawa więzień CIA. Jakby zapomnieli, co takiego mówili jakiś czas temu.
Sprawa więzień CIA była w polskiej polityce bardzo długo zamiatana pod dywan i zapewne mało kto spodziewał się, że akurat teraz ujrzy światło dzienne. Czy to się jednak komuś podoba, czy nie, “Washington Post” napisał o słynnych już kartonowych pudłach, w których agenci CIA przywieźli do Polski 15 mln dolarów, by zapłacić naszym służbom za współpracę.
– Powróciły wstydliwe pytania o polityczną odpowiedzialność za to, że Amerykanie prawem Kaduka mogli robić w Polsce coś, czego w Stanach zabrania im konstytucja – mówi dr Ewa Pietrzyk-Zieniewicz z Instytutu Nauk Politycznych WDiNP UW w rozmowie z naTemat. I przypomina, że to “coś”, czyli przetrzymywanie i prawdopodobne torturowanie jeńców wojennych, jest zabronione także przez polską konstytucję.
Nie dziwi zatem, że od kilku dni oglądać można komiczny momentami polityczny spektakl, którego główni bohaterowie, czyli Leszek Miller i Aleksander Kwaśniewski (a precyzyjnie rzecz biorąc jego polityczni sojusznicy), zdają się mówić: “Więzienia CIA? Nic nie widziałem, nic nie słyszałem. To ten drugi jest winny!”
"Miller trzymał się dłużej"
Jednoznacznie od sprawy odciął się także obecny szef MSZ, którego słowa przytoczył Onet.pl. Radosław Sikorski zrzucił całą odpowiedzialność na ekipę SLD. – Pytania trzeba kierować do byłego premiera Leszka Millera – uciął.
Tymczasem Miller i Kwaśniewski w przeszłości pytani przez media o bazy CIA początkowo solidarnie mówili, że żadnych tajnych obiektów nie było. – Później Kwaśniewski pękł i przyznał, że były, ale on o nich nie wiedział. Miller trzymał się dłużej – przypomina dr Pietrzyk-Zieniewicz.
Także po czwartkowej publikacji Miller zdawał się zachowywać lojalność wobec Kwaśniewskiego. I choć nie zaprzeczał ani nie potwierdzał istnienia więzień, na antenie TVN 24 i TVP Info sugerował, że lepiej pomagać ofiarom niż “dbać o prawa morderców”.
– Czy pani myśli, że premier czy prezydent jest informowany o każdym samolocie, który tutaj w Polsce ląduje? – pytał prowadzącej zaznaczając, że “wiedział tylko tyle, ile powinien wiedzieć”.
I choć Aleksander Kwaśniewski nie chciał osobiście skomentować doniesień “WP”, tego samego dnia jego polityczni sojusznicy rozpoczęli zmasowany atak na Millera. Janusz Palikot, dziś zabiegający o patronat Kwaśniewskiego nad inicjatywą Europa Plus, nazwał byłego premiera “kłamcocholikiem”, jednocześnie zaciekle broniąc Kwaśniewskiego.
– Kwaśniewski rok temu powiedział, że więzienia były. Uważam to za szlachetną zmianę zdania – dodawał w programie “Piaskiem po oczach”. – Prezydent nie musi wiedzieć o wszystkim – usprawiedliwiał sugerując, że Miller miał pełną wiedzę o tym, co działo się w Kiejkutach.
Gorliwość, z jaką Palikot stanął w obronie Kwaśniewskiego jest o tyle zabawna, że jeszcze dwa lata temu polityk ten chciał postawić prezydenta za więzienia CIA przed Trybunałem Stanu, o czym pisała "GW".
Przerzucanie gorącego kartofla
Do ataku ruszył też Andrzej Rozenek z TR, pisząc na swoim blogu we "Wprost" bez ceregieli, że “Polskie Guantanamo to robota Millera”.
Widząc, co się dzieje, Miller postanowił kontratakować. SLD wydało specjalną instrukcję dla swoich działaczy, która tłumaczyła, jak mówić o sprawie więzień, a sam lider w niedzielnej “Kawie na ławę” zmienił dotychczasowy ton i bez pardonu zepchnął winę na Kwaśniewskiego.
Nie trzeba było długo czekać na odpowiedź: Marek Siwiec, który był wtedy szefem Biura Bezpieczeństwa Narodowego, stwierdził, że Miller opowiada "żenujące rzeczy", a on i Kwaśniewski nie wydawali zgody na bazy CIA w Polsce.
Kilka słów od siebie dodał także inny sojusznik byłego prezydenta, Robert Kwiatkowski, pisząc na blogu, że “prawo dość jasno mówi, kto odpowiada i kto nadzoruje Agencję Wywiadu. To jest premier, a nie prezydent”.
Wydaje się, że wzajemne przerzucanie się oskarżeniami przeplatane deklaracjami w stylu “ja nic nie wiedziałem” będzie jeszcze trwać. Jak na razie w gorszej sytuacji jest chyba były premier i obecny lider SLD.
– Ale Miller sam na dno iść nie zamierza – zauważa dr Pietrzyk Zieniewicz. Przestrzega jednak przed tym, by już spisywać go na straty. – Wielu rzeczy wciąż nie wiemy. Wiele osób, jak np. Kwaśniewski czy Siemiątkowski, wciąż milczy. Myślę, że sprawa jest rozwojowa – podsumowuje dr Pietrzyk Zieniewicz.
Wszystkie informacje, które spływały na moje biurko, dotyczące współpracy w zwalczaniu terroryzmu, były również udziałem Aleksandra Kwaśniewskiego i Marka Siwca. Nie wiem, czy odwrotnie było tak samo, czy ja wszystko otrzymywałem od prezydenta i Siwca. CZYTAJ WIĘCEJ