– Jeden z najbliższych doradców Jarosława Kaczyńskiego, poseł z Przemyśla Marek Kuchciński, od lat wspiera ukraińskich nacjonalistów, którzy czczą zbrodniarza Stepana Banderę, i to m.in. on odpowiada za dzisiejszy przyjazny stosunek PiS do antypolskiej partii Swoboda – twierdzi w rozmowie z naTemat Andrzej Zapałowski, były europoseł i historyk zajmujący się polsko-ukraińskimi stosunkami. Jego hipotezę potwierdza ks. Tadeusz Isakowicz-Zaleski, który mówi o "umizgach" Kuchcińskiego i PiS do pogrobowców UPA.
Politycy PiS na czele z Jarosławem Kaczyńskim byli ostro krytykowani za to, że podczas grudniowej wizyty na ukraińskim Majdanie wystąpili obok lidera neobanderowskiej partii Swoboda Oleha Tiahnyboka. Sami tłumaczyli potem, że był to czysty przypadek, ale są tacy, którzy uznali to wydarzenie za przejaw cichej sympatii, jaką PiS rzekomo darzy ukraińskich nacjonalistów.
Jest wśród nich Andrzej Zapałowski, były poseł na Sejm i europarlamentarzysta (z list Ligi Polskiej Rodzin), a dziś lokalny działacz z Przemyśla. W rozmowie z naTemat zwraca uwagę, że na Podkarpaciu od lat temat ten budzi kontrowersje, przede wszystkim właśnie za sprawą posła Kuchcińskiego, który jest numerem jeden PiS w Przemyślu i należy do najbliższego kręgu doradców prezesa Kaczyńskiego.
– Publicznie się o tym nie mówi, ale w środowiskach kresowych od dawna panuje przekonanie, że sympatyzuje z "banderowcami". Jeszcze gdy nie był w PiS, dawał temu wyraz i według takiej linii kontynuuje swoją karierę polityczną – przekonuje były parlamentarzysta.
Zbyt blisko z nacjonalistami?
Gdzie w życiorysie Kuchcińskiego szukać potwierdzenia tych słów? Zapałowski sięga pamięcią do końcówki lat 90., kiedy dzisiejszy poseł PiS pełnił funkcję drugiego wojewody podkarpackiego. Jak mówi, Kuchciński bardzo angażował się w opracowywanie programów na rzecz wsparcia mniejszości ukraińskiej, ale przy tym dawał sygnały, które budziły wątpliwości względem jego postawy wobec UPA.
– W 2000 roku, odbyły się uroczystości ku czci pomordowanych przez UPA w Birczy na Podkarpaciu. Okazało się, że Marek Kuchciński zabronił kompanii honorowej Wojska Polskiego uczestnictwa w tych obchodach. Jako poseł interpelowałem wtedy do ministra obrony i dostałem potwierdzenie, że to on podjął właśnie taką decyzję [kopię interpelacji można znaleźć na stronie Zapałowskiego - red.] – wspomina.
Jak twierdzi, to wtedy część działaczy z Przemyśla zaczęła patrzeć na Kuchcińskiego podejrzliwie. Zaczęły padać zarzuty, że to za jego kadencji na stanowisku wicewojewody powstało wiele pomników UPA, a nawet pojawiła się plotka, że poseł jest Ukraińcem. – To było przekłamanie, ale bardzo często wykorzystywane przeciwko niemu. Autorem tej plotki był arcybiskup z Przemyśla Ignacy Tokarczuk, który w swojej książce napisał, że Kuchciński przyznaje się do ukraińskiego pochodzenia, co było nieprawdą – przypomina Zapałowski.
– Za to niepodważalne jest co innego. Kuchciński przyjaźni się z merem Lwowa, który nie tak dawno mówił, że Szuchewycz i Bandera, dowódcy OUN i UPA, są bohaterami. Często do niego jeździł – dodaje.
Inny podkarpacki działacz środowisk kresowych, którego zapytałem o Kuchcińskiego, odsyła z kolei do publikacji dr Leszka Jazownika, profesora Uniwersytetu Zielonogórskiego, który działa w Instytucie Kresów Rzeczypospolitej. Napisał on w jednym z artykułów, że Kuchciński "załatwił pochówek na cmentarzu wojennym strzelców siczowych w Przemyślu dla ludobójców z UPA zabitych podczas napadu na Birczę".
Order od Juszczenki
Koronnym dowodem na upowsko-banderowskie sympatie Kuchcińskiego jest jednak co innego. W 2010 roku poseł PiS otrzymał order za "osobisty wkład na rzecz rozwoju stosunków polsko-ukraińskich" od prezydenta Ukrainy Wiktora Juszczenki, który nadał tytuł bohatera tego kraju Stepanowi Banderze. Wtedy nie było już mowy o cichych spekulacjach – Stowarzyszenie Obrońców Pamięci Orląt Przemyskich głośno zaapelowało do Kuchcińskiego, by oddał odznaczenie, bo nie godzi się przyjmować nagród od tych, którzy gloryfikują mordercę Polaków.
– To był dla mnie sygnał, że jest nić porozumienia między ukraińskimi nacjonalistami a niektórymi politykami PiS – mówi naTemat ksiądz Tadeusz Isakowicz-Zaleski, duchowny i publicysta związany z Kresami. – To nie był tylko Kuchciński, ale też np. Paweł Kowal i Adam Lipiński. Oni byli w tamtym czasie ogromnymi entuzjastami Juszczenki – zaznacza.
Ks. Isakowicz-Zaleski głośno mówi o swoich zastrzeżeniach co do postawy Kuchcińskiego przede wszystkim dlatego, że Kuchciński, mimo protestów ze strony Kresowian, orderu nie oddał. – Był szum, były apele, by jednak go zwrócił. Ja też z nim o tym rozmawiałem. Ale nie, w końcu uznał, że się nie ugnie. I tak sprawa po prostu ucichła – wspomina.
Duchowny jest w swoich ocenach bardziej ostrożny niż Zapałowski. Przyznaje, że nie ma dowodów, iż Kuchciński rzeczywiście sprzyja ukraińskim nacjonalistom. Regularnie uczestnicy przecież na przykład w uroczystościach ku czci pomordowanych przez UPA Polaków. – On jest jak Wałęsa: jestem za, a nawet przeciw. Tyle że takie sytuacje jak ta z orderem dają wskazówki, jakie są naprawdę jego poglądy – podkreśla.
PiS na Majdanie
Zdaniem ks. Isakowicza uprawnione jest jednak podejrzenie, że to w najbliższym otoczeniu prezesa Kaczyńskiego, a więc także z udziałem Kuchcińskiego, powstają koncepcje zaangażowania PiS w dzisiejsze wydarzenia na Ukrainie. Stąd też ostra reakcja księdza na występ Kaczyńskiego na Majdanie w towarzystwie lidera Swobody.
– Jego doradcy nie powiedzieli mu, że okrzyk "Sława Ukrainie" jest banderowski. Wyraźnie działają na rzecz tego, by ucywilizować Swobodę. Tiahnybok jest antysemitą, ale że jest przeciwko Moskalom, to PiS pokazuje go jako demokratę. To jest fatalne i w tym bierze udział właśnie Kuchciński. Ja twierdzę, że w wyborach zarówno on, jak i cała partia, zapłacą za to cenę – stwierdza rozmówca naTemat.
Z posłem Kuchcińskim nie udało nam się skontaktować.