Szklanka wody, w niej dużo lodu, a na brzegu – kawałek cytryny. Taki zestaw nie tylko wygląda świeżo i ładnie, ale i smakiem orzeźwia. Tyle tylko, że wraz z cytrynową dekoracją możemy najeść się, przy okazji, wielu mikroorganizmów, z którymi wcale nie chcielibyśmy mieć styczności.
Wcześniej sprawę cytryn w wodzie sprawdzał dr Philip Tierno z Langone Medical Center na uniwersytecie w Nowym Jorku. Tierno przeprowadził liczne badania na ten temat i okazało się, że około połowa plasterków cytryny nosiła na sobie ślady ludzkich odchodów. Jedno z takich badań było nagrywane przez ABC News – na nagraniach widać było potem, jak kelnerzy dotykają cytryn gołymi rękami. Na cytrynach dr Tierno znalazł bakterie z trzech różnych części ludzkiego ciała: jelit, układu oddechowego i skóry. Wśróch nich m.in. bakteria E.Coli czy Staphylococcus epidermidis – zaliczany do gronkowców, dla chorych ludzi bardzo niebezpieczny.
Dr Tierno nie badał cytryn pod kątem typowych dla chorób wirusów, na przykład wywołujących grypę żołądkową, ale naukowiec wskazuje w rozmowie z HuffPost, że skażenie bakteriami na 99 proc. oznacza również obecność wirusów. Oczywiście,