Niepokoje na Ukrainie budzą u części narodowców chęć odzyskania Lwowa i części Kresów. – Dzisiaj nie ma szansy na jakąkolwiek rewizję granic. Ale w przyszłości trzeba być na to gotowym. Polscy politycy powinni być na to gotowi – mówi w "Bez autoryzacji" Witold Tumanowicz, jeden z liderów Ruchu Narodowego.
Ma pan przed oczami wizję polskiej flagi nad Lwowem?
Trzeba pamiętać, że Lwów to rdzennie polskie miasto, które zostało oderwane od macierzy w skutek porozumień zawartych po II wojnie światowej. Cóż, taka jest historia, ale trzeba pamiętać o Polakach, którzy ciągle tam mieszkają. Państwo powinno o nich dbać.
Może wystarczy dbać i wspierać, a nie mówić o rozbiorze Ukrainy? To stawia Polaków tam mieszkających na pozycji ewentualnych przyszłych najeźdźców i raczej nie polepsza ich sytuacji wśród Ukraińców.
Obecna sytuacja destabilizacji raczej nie pomaga Polakom. Widać to na zachodzie kraju, gdzie wzrasta szowinizm, wymierzony także w Polaków. Obawiam się sytuacji, w której destabilizacja i ewentualny podział Ukrainy doprowadzi do przejęcia władzy przez środowiska szowinistyczne, nieprzychylne Polakom.
Mówienie o rozpadzie Ukrainy i możliwości udziału Polski w jej rozbiorze nie jest dobrą drogą. Powinniśmy raczej umacniać naszego partnera, bo tak powinniśmy traktować Ukrainę, a nie jako przyszłą zdobycz.
Geopolitycznie to jasne, że obecny kryzys nie sprzyja sytuacji rodaków w polskich miastach, które zostały poza granicami naszego kraju. Zgadzam się, że nie ma dzisiaj szansy na jakąkolwiek rewizję granic. Jej postulowanie byłoby nieroztropne. Ale w przyszłości trzeba być na to gotowym, bo granice nie zostały dane raz na zawsze. Polscy politycy powinni być zawsze gotowi do tego typu sytuacji, choć może to niepopularne.
Czy w takim razie niemieccy politycy powinni przygotowywać się do przejęcia Szczecina i Wrocławia, a Czesi do powrotu do macierzy Zielonej Góry, bo to w ich rękach to miasto było najdłużej?
Jeśli chodzi o Szczecin i Wrocław, to to zupełnie niesymetryczne. Trzeba pamiętać, że naród niemiecki zgotował Europie krwawą łaźnię, a później przegrał wojnę. Dzisiaj nie ma żadnych podstaw, by żądać ziem utraconych. Niepoważne jest mówienie o tym. A Polska wojny nie przegrała, chociaż została mocno poszkodowana: nie dość, że straciła Kresy, to dostała się pod jarzmo komunizmu. Nie ma symetrii między stratą Lwowa i Wilna, a stratą przez Niemcy Szczecina i Wrocławia.
Wystartuje pan w wyborach do Parlamentu Europejskiego?
Tak, jest taki pomysł. Oczywiście osoby z Rady Decyzyjnej Ruchu Narodowego są przymierzane do tego, żeby startować w tych wyborach.
Skąd pan wystartuje? Działalność liderów RN koncentruje się w Warszawie, a liczba miejsc na liście jest ograniczona.
Mamy szansę na kilka mandatów. Ale moim naturalnym miejscem działania, w którym żyję od drugiego roku życia, jest Warszawa i to tutaj szukałbym swojego miejsca na liście. Stopniowo będziemy przedstawiać naszych kandydatów.
Rozumiem, że to panowie Winnicki, Bosak i Zawisza zostaną zesłani na jedynki do innych okręgów?
Z tej czwórki to ja najdłużej mieszkam w Warszawie, ale to raczej nie ja będę liderem listy w stolicy.
Skąd weźmiecie pieniądze? Pięć lat temu ówczesna partia pana Zawiszy miała wsparcie Libertasu Declana Ganleya. Co prawda nie przekroczyli progu, ale mieli pieniądze.
Sam pan odpowiedział – pieniądze nie są najważniejsze. Na pewno nie będziemy najbogatszym komitetem. Opieramy się głównie na naszej pracy, na wolontariacie, a skromne środki finansowe dostajemy od darczyńców. Nasz czerwcowy kongres kosztował ok. 30 tys. zł, a PiS na kongres dla podobnej liczby osób wydał milion złotych. Więc naszym atutem będzie na pewno oszczędność. Poza tym entuzjazm naszych zwolenników i ciężka praca sympatyków.
Jak będzie wyglądał Parlament Europejski po tych wyborach? To będzie chyba najbardziej eurosceptyczny europarlament w historii.
Na pewno ciekawie. Wielu analityków dostrzega coraz większy eurosceptycyzm wobec postępującej integracji europejskiej. Sądzę, że także 37-milionowa Polska powinna taką reprezentację mieć, a jasne jest, że najbardziej uniosceptyczne środowisko to Ruch Narodowy. W dodatku mamy szerokie kontakty zagraniczne z podobnymi środowiskami. Dzięki temu możliwa będzie lepsza współpraca na rzecz wyhamowania tego kształtu integracji europejskiej.
Czy to nie będzie tylko zwiększenie liczby Nigelów Farage'ów, którzy może dobrze wypadają w filmikach na YouTube, ale na sali obrad powodują tylko wzruszenie ramion, bo nic nie mogą zmienić?
Paradoksalnie jest tak, że także te krótkie filmiki rozbudzają wśród Europejczyków świadomość. To właśnie w Parlamencie Europejskim eurosceptyczny głos jest najbardziej słyszalny. Im więcej takich europosłów, tym ta grupa może zyskiwać na znaczeniu. Ale nie sądzę, żeby to się stało już w najbliższej kadencji. Jednak polscy uniosceptycy idą do Brukseli, by i u nas ten głos zyskał na sile.
Spłaciliście już rachunki, które Warszawa chciała wam przysłać za zniszczenia powstałe na Marszu Niepodległości?
Dotychczas nie dostaliśmy żadnych rachunków, więc nie zaprząta to naszych głów. W tej chwili nie ma żadnych roszczeń finansowych wobec Marszu Niepodległości.