Krzysztof Ibisz, niejednokrotnie bohater Pudelka, jak mówi naTemat, swoją obecność na łamach serwisów plotkarskich przyjmuje z dobrodziejstwem inwentarza. - To jest wkalkulowane w ten zawód. No, pewnie, że nie jestem zachwycony, kiedy czytam o sobie kompletne bzdury, albo mam świadomość, że twórczość redaktorów to zwykła złośliwość - mówi
- To jest trochę jak Matrix. Oni kreują równoległą rzeczywistość. I nie przeraża mnie sama kreacja, tylko to, że niektórzy ludzie zdają się w to wierzyć. Dlatego odpuszczam sobie czytanie komentarzy pod tekstami - mówi prezenter.
To jak środowisko traktuje te rewelacje, najlepiej ilustruje anegdota, jaką opowiedział nam Krzysztof Ibisz: - Kiedyś na planie kolega, znany aktor, wchodząc na portal plotkarski, stwierdził z ironicznym uśmiechem, zobaczmy, co tam u kolegów słychać…
Prezenter podchodzi do tematu spokojnie i jak mówi: - W zdecydowanej większości przypadków pękamy ze śmiechu, czytając rewelacje o sobie, ale czasami nie jest wesoło. Wyobraźmy sobie, że jakieś kompletne nonsensy przeczyta nasze dziecko. Mam wrażenie, że wszyscy teraz trochę odpuścili, ale pamiętam miny paru osób, które dowiedziały się z internetu, że mają romans, albo zarobili jakieś niewyobrażalne pieniądze. Ja na przykład dowiedziałem się, że jestem gejem. Dzisiaj kolejne sensacje o moich operacjach plastycznych kwituję machnięciem ręki - tłumaczy.
- Z czysto biznesowego punktu widzenia: jest popyt - jest podaż - dodaje Krzysztof Ibisz. - Ale dla nas to raczej wątpliwa reklama, ponieważ o naszej pozycji decydują nasze osiągnięcia. Być może są osoby, które pojawienie się na Pudelku uznają za rodzaj promocji: "nieważne jak mówią, byle mówili" - mówi.
Tymczasem na świecie prasa brukowa istnieje dużo dłużej niż u nas i traktowana jest jako - mimo wszystko - rozrywka, a nie godne zaufania źródło informacji.
- To tak jakby wszystkie pojawiające się na tych łamach osoby grały w jakimś wariackim serialu, do którego scenariusze ze strzępków informacji, półprawd, plotek piszą redaktorzy. Przykre jest, że u nas tak silnie zarysowuje się intencja budzenia najniższych instynktów u odbiorców - zazdrości, wrogości. "Patrzcie, ile on bierze! A wy harujecie za grosze." Ten język jest straszny. Ja nie biorę pieniędzy. Ja je zarabiam. 18 godzin na dobę, również w niedziele i święta - kończy prezenter.