Grafen, sztuczna skóra, egzoszkielet dla niepełnosprawnych, komputerowy system mowy, dioda i laser niebieski - mamy wynalazki, które docenił świat i przyniosły wielkie pieniądze. Projekty badawcze polskich naukowców są wdrażane i wykorzystywane w przemyśle, ale nie zawsze w Polsce. Z braku pieniędzy chociażby na opatentowanie ''straciliśmy'' kilka przełomowych osiągnięć i zarabiają na nich zachodnie firmy. Na szczęścia pojawia się coraz więcej szans zdobycia dofinansowania. To daje szansę wielu młodym i zdolnym naukowcom, z której zyski będziemy mieć wszyscy.
Nauka nigdy nie była dziedziną, w którą w Polsce z ochotą inwestowano. Pieniędzy brakuje nie mniej niż kiedyś, ale ostatnie lata przyniosły zmiany, które otworzyły kilka furtek dla naukowców. Nasze projekty coraz częściej mogą z sukcesem błysnąć na arenie międzynarodowej. Oczywiście porównując szanse na zdobycie dofinansowania badań z Zachodem, wypadamy nadal marnie. – Szans jest dużo mniej, tyle że na Zachodzie badania są prowadzone i finansowane z rozmachem od dziesiątek lat, a w Polsce możemy mówić o rosnących nakładach właściwie dopiero w ostatnich pięciu latach – ocenia w rozmowie z naTemat prof. dr hab. inż. Krzysztof Jan Kurzydłowski, dyrektor Narodowego Centrum Badań i Rozwoju.
NCBR finansuje projekty na większą skalę od 3 lat. To niezwykła okazja szczególnie dla młodych naukowców. W jednym z konkursów NCBR dofinansowanie zdobył 28-letni dr inż. Łukasz Święch z Katedry Samolotów i Silników Lotniczych Politechniki Rzeszowskiej, z którym rozmawialiśmy. Otrzymał 1,2 mln zł na opracowanie metod, dzięki którym z drukarki 3D będzie można dosłownie wydrukować tańsze i trwalsze samoloty. Młody inżynier i inni naukowcy, których prezentowaliśmy w cyklu ''Nie tylko Skłodowska” udowadniają, że w polską naukę warto inwestować.
Starcie wizji z ekonomią
Projekt Łukasza Święcha to jeden z wielu, który ma szansę pokazać naszą siłę na świecie. Projekty badawcze polskich naukowców są wdrażane i wykorzystywane w przemyśle, ale niestety niekoniecznie w Polsce. – Problemem nie jest brak pomysłów. Problemem są pieniądze, których potrzeba na dwóch etapach: opatentowania, a później wdrożenia. Wyprodukowanie pierwszej sztuki kosztuje gigantyczne pieniądze. Ktoś musi uwierzyć, że projekt się uda, żeby wyłożył na to środki – komentuje Tomasz Rożek, doktor fizyki i szef działu naukowego "Gościa Niedzielnego".
– Dopiero od niedawana działa Narodowe Centrum Badań i Rozwoju, który finansuje ''straceńcze'' projekty. Tak je nazywam, bo patrząc na nie okiem księgowego to są straceńcze projekty, nie opłaca się na nie wykładać milionów. Ale patrząc okiem wizjonera, to są właśnie projekty, w które Polska powinna inwestować – dodaje.
NCBR docenia znaczenie tych projektów. Nie są może tak pewne, jak pomysły przedsiębiorców, którzy chcą inwestować w innowacyjność i rozwój firm, ale ich wartość trzeba oceniać w perspektywie lat. – U nas dofinansowane są projekty, w których innowacyjne rozwiązania bazują na badaniach naukowych i pracach rozwojowych. Projekty takie z natury rzeczy niosą większe ryzyko. Są to przedsięwzięcia w dużym stopniu w "nieznane". Wymagają pozyskania nowej wiedzy i opracowania nowych rozwiązań technicznych. Zyski są odsunięte w czasie, ale zwykle znacznie większe niż w przypadku kopiowania rozwiązań już istniejących – potwierdza prof. Kurzydłowski.
Dyrektor Narodowego Centrum Badań i Rozwoju podkreśla, że właściwie każdy projekt realizowany przez przedsiębiorcę przynosi korzyści, szczególnie jeśli jest chroniony prawnie patentem, ale nierozsądne jest zakładanie, że 100 procent projektów kończy się zgodnie z założeniami. – Na Zachodzie szacuje się, że co dziesiąty projekt kończy się dokładnie tym, co zakładano. Mam nadzieję, że u nas tych projektów jest więcej niż co dziesiąty. Ale też te, w których nie udaje się osiągnąć założonego celu, nie są stratą. Pozostaje wartościowy zasób wiedzy technologicznej, prototypowe rozwiązania do wykorzystanie w przyszłości – dodaje profesor.
Stracona szansa
Ochrona prawna wyników badań naukowych, czyli zakupienie patentu jest również bardzo kosztowne. I to właśnie na tym etapie i z tego powodu Polska ''straciła'' kilka swoich przełomowych osiągnięć. – Kiedyś z braku pieniędzy uczelnie, instytucje naukowe kupowały patent jedynie na Polskę, ewentualnie na UE, ale już na resztę świata nie. Albo pieniędzy wystarczyło jedynie na roczne opatentowanie i przez to polskie, genialne pomysły gdzieś uciekały – zauważa dr Tomasz Rożek.
Takim przykładem według niego jest dioda i laser niebieski wymyślony w Polsce. – Chodziło o wyprodukowanie krótkiej wiązki światła, dzięki czemu na płycie mogło się więcej zmieścić. Dziś cała technologia Blue Ray jest oparta na polskim pomyśle: komputery, kina domowe. Ponieważ informacje patentowe są przeważnie tajne, nie do końca wiadomo, czy ten pomysł był źle opatentowany, czy zbyt krótko, ale Polska niestety nic z tego nie ma. Nic nie ma z tego również PAN, gdzie pomysł się zrodził, a firmy, które na Zachodzie wprowadziły to rozwiązanie do produkcji, żyją jak pączki w maśle – zauważa fizyk.
Na szczęście mamy projekty, które pokazują, że polski wynalazek, może być polską wizytówką i polskim zyskiem. To na przykład program do symulacji mowy Ivona. To pierwszy tak rozbudowany system, który potrafi przeczytać książkę i naprawdę trudno się zorientować, że to komputer. System jest teraz kupowany na całym świecie przez największe firmy call center.
– 95 proc. spraw w call center jest na tyle sztampowych, że nie ma potrzeby, żeby nikogo zatrudniać. Projekt został dobrze opatentowany i teraz na całym świecie wdrażany jest jako polskie osiągnięcie. To pokazuje, że można zrobić to dobrze – podkreśla dr Rożek i dodaje, że z niepokojem patrzy na najbardziej sztandarową sprawę ostatnich miesięcy: grafen. – Mam nadzieję, że w tym przypadku polskie osiągnięcie i opatentowanie pójdzie taką drogą jak Ivona, a nie niebieski laser – zaznacza.
Polski potencjał
Największe osiągnięcia naukowe mamy według ekspertów w dziedzinie informatyki, ale również na styku medycyny i techniki. Wartość informatyczną ciężko jest przeliczać na konkretne projekty, ale fakt, że nasi eksperci są przechwytywani tuż po studiach dowodzi, że mamy się czym chwalić.
– Jest wiele działań, w których komponent informatyczny ma znaczenie. Polacy opracowali świetne symulatory do treningu dla pilotów, ale i dla lekarzy. Są pomysły, jak wykorzystać nasz potencjał informatyczny w sektorze finansowym. Potwierdza się zasada: gdzie dobra nauka, tam dobre i bezkonkurencyjne aplikacje – ocenia prof. Krzysztof Jan Kurzydłowski. Do listy polskich osiągnięć dodaje jeszcze wspomniany już grafen, azotek galu, nowe substancje uzyskiwane metodami bioinżynierii, w tym według technologii opracowanej na KUL, oraz nowe leki i suplementy diety.
O technologii otrzymywania azotku galu, jako o wybitnym polskim sukcesie mówi również prof. Andrzej Jajszczyk, dyrektor Narodowego Centrum Nauki w Krakowie. To drugi ośrodek, który finansuje naukowcom prowadzenie badań. – Polska firma Ammono jest światowym liderem w produkcji azotku galu (GaN), niewystępującego w przyrodzie związku o bardzo dużej wytrzymałości chemicznej i termicznej, który jest doskonałym materiałem do budowy półprzewodników. Materiał ten stosuje się szczególnie w diodach oraz zielonych i niebieskich laserach. Podstawy tej technologii opracowali w ramach badań podstawowych fizyk Robert Dwiliński oraz chemik Leszek Sierzputowski – wyjaśnia.
Jako drugi przykład pomysłu z sukcesem wdrożonego do produkcji ekspert podaje rozwiązanie prof. Jerzego Tyszera z Politechniki Poznańskiej, który jest współtwórcą nowoczesnych technologii testowania układów scalonych TestKompres oraz Xpress. – Wdrożono je w amerykańskiej firmie Mentor Graphics Corporation. Technologie te zdobyły szereg prestiżowych nagród jako najlepszy produkt roku na rynku narzędzi do automatycznego projektowania testowalnych układów cyfrowych. Stosuje je większość produkowanych w świecie mikroprocesorów – dodaje prof. Jajszczyk.
Osiągnięcia z medycyny i techniki są niewątpliwie najbardziej spektakularne. Pierwszy przykład to grupa naukowców z Politechniki Śląskiej, która pracuje nad egzoszkieletem. – To taki zewnętrzny szkielet, który reaguje na nasze ruchy i pozwala np. bez wysiłku podnosić 100-kilogramowe ciężary. Armia amerykańska już testuje takie szkielety, testuje się je właściwie na całym świecie, ale nasi naukowcy robią to na najwyższym poziomie, bo z przeznaczeniem dla osób niepełnosprawnych. Człowiek ze złamanym kręgosłupem, który nie może chodzić, będzie miał szansę stanąć na nogach i się samodzielnie poruszać – wyjaśnia dr Tomasz Rożek.
Naukowcy z Politechniki Gdańskiej opracowują z kolei cyberoko dla osób niewidzących, a w Siemianowicach powstał projekt sztucznej skóry – kolejny polski wynalazek, który jest zbawienny dla osób ciężko poparzonych. W Zabrzu dr Nawrot rozbudowuje robota do operacji kardiologicznych. W USA co prawda są już takie roboty, nawet lepsze, ale jak podkreśla dr Rożek, przy funduszach, które my mamy to prawdziwa rewelacja.
Dziełem Polaków jest również najwyższej klasy fantom małego dziecka. – To fantastyczna pomoc dla studentów i lekarzy. Niewielu ma okazję w trakcie nauki, spotykać się i leczyć małe dzieci w najtrudniejszych stanach, a ten wynalazek można zaprojektować tak, że zmienia nawet odpowiednio kolor skóry do stanu choroby, wydaje dźwięki, ma właściwe parametry – opisuje dr Rożek.
Kompromis nauki i gospodarki
Te osiągnięcia napawają dumą i optymizmem, mogą też poprawić humor, bo wiemy, że mamy potencjał, ale jak komentuje szef działu naukowego "Gościa Niedzielnego", dla świata sam potencjał nie ma znaczenia: – Świetny biegacz, który wystartuje w dwóch lewych butach, przegra z gorszym w dobrym obuwiu. Przez brak pieniędzy tracimy gigantyczny potencjał, marnujemy szansę.
– Pieniędzy na badania brakuje wszędzie na świecie, także w Polsce – przyznaje prof. Krzysztof Kurzydłowski, podkreśla jednak, że nie jest to już jednak „ściana niemożliwości”. – Przedsiębiorcy mogą skutecznie zabiegać o wsparcie finansowe. My wspieramy wczesny etap realizacji projektów. Choć konkurencja jest duża, środki można pozyskać stosunkowo łatwo. Większe problemy występują na etapie końcowym, gdy prototyp trzeba wdrożyć na rynek. To wymaga większych środków i większego zaangażowania przedsiębiorcy – podkreśla.
Od tego momentu inicjatywa musi przejść w ręce podmiotu gospodarczego. W przypadku komercjalizacji badań na uczelni, sprawę musi przejąć specjalnie założona spółka. Z tym jest jednak problem. Nie ma płynności działania między uczelniami, a podmiotami gospodarczymi, a uczelnie mają problem z ''przejmowaniem'' inicjatywy w działaniach pro-rynkowych. Nadal mało zręcznie wychodzi współpraca z przedsiębiorcami, którzy mogą sfinansować etap od prototypu do produktu.
– Programami NCBR zburzyliśmy mury broniące dostępu do środków na końcową realizację projektów, ale to nie znaczy, że do fazy tej przechodzi się łatwo. Jeżeli na stworzenie prototypu potrzeba 1 mln zł, to od prototypu do produktu potrzeba 10 a nawet 100 mln zł. Tylko najlepsze prototypy znajdą swoją szansę, a inne będą musiały jeszcze poczekać. To oczywiście niesie ryzyko, że ktoś nam ten pomysł ''podbierze'' – mówi prof. Kurzydłowski.
Są kraje, które pokazały, że połączenie nauki i biznesu jest możliwe i korzystne dla obu stron. – W najbardziej innowacyjnym kraju świata, jakim są Stany Zjednoczone, publiczne pieniądze na naukę wydaje się prawie wyłącznie na badania podstawowe, czyli takie, które nie kończą się konkretnym produktem czy aplikacją. Wyjątkiem jest finansowanie badań związanych na przykład z wojskiem i projektami kosmicznymi. Wychodzi się tu z założenia, że przedsiębiorstwa, jeżeli mają dobry pomysł innowacyjny, to sfinansują go same lub znajdą pieniądze w banku, czy u inwestorów – zwraca uwagę prof. Andrzej Jajszczyk, dyrektor Narodowego Centrum Nauki.
Zyski w czasie
Zdaniem prof. Kurzydłowskiego bez lepszej współpracy między uczelniami i przedsiębiorcami nie mamy co liczyć na nowoczesną Polskę. – Siła intelektualna Polski jest na uczelniach, ale siła ekonomiczna w przemyśle i oba te sektory muszą wypracować zasady wspólnego działania, jeśli chcemy się liczyć w światowej nauce i gospodarce – ocenia dyrektor Narodowego Centrum Badań i Rozwoju.
Z tą opinią zgadza się dr Tomasz Rożek. – Mamy pomysły, mamy świetnie wykształconych studentów i naukowców. Robiłem doktorat w Niemczech i mogłem porównać nasz poziom wykształcenia do doktorantów z innych krajów i nasze wykształcenie jest na naprawdę wysokim poziomie. Ale mamy coś jeszcze, coś co nas wyróżnia: umiejętność rozwiązywania niestandardowych problemów – podkreśla fizyk.
Kiedy na uczelni zawodziły procedury, zawsze z pomocą przychodził niekonwencjonalny sposób myślenia i kombinowania Polaków. – Inni nie mają takiej umiejętności. Mamy więc potencjał, potrzebne cechy charakteru, ciekawość, ale brakuje nam tego, co jest tak naprawdę najmniejszą sztuką: pieniędzy – dodaje.
A projekt badawczy wiąże się wieloletnimi badaniami, a więc na wyniki trzeba cierpliwie czekać. Tym bardziej trzeba poczekać na zyski. NCBR ma obecnie podpisanych kilkaset umów na wykonanie innowacyjnych projektów. – Na zakończenie tych przedsięwzięć musimy poczekać jeszcze ze 2-3 lata a na efekty gospodarcze jeszcze trochę dłużej. W ostatnim roku zakończyło się dopiero kilka takich projektów, a ich efekty poznamy za 2-3 lata – wylicza prof. Kurzydłowski.
Jak ocenia, zysk niematerialny dla polskiej gospodarki jest bezsporny. Ten materialny jest trudny do jednoznacznej oceny. – Koszty powstają przez wiele lat, a zyski są odsunięte w czasie. Na Zachodzie, w gospodarkach rynkowych szacuje się, że 1 dolar generuje zysk 50-60 dolarów. Nie widzę, dlaczego w Polsce w tych sektorach, w których mamy gospodarkę rynkową miałoby być inaczej – ocenia dyrektor NCBR.
Do tego potrzeba jednak pieniędzy. Jak zaznacza dr Rożek, wcale nie chodzi o to, że jesteśmy biednym krajem i tych pieniędzy naprawdę nie ma. – Nadal nie doceniamy niestety wagi nauki. Politycy stając przed wyborem, czy dać kilkadziesiąt milionów złotych na prace nad grafenem, kalkulują w perspektywie najbliższych wyborów, ale Polacy docenią to dopiero za kilka kadencji. Mamy infrastrukturę badawczą, wykształciliśmy świetnych ekspertów w wielu dziedzinach, mamy pomysły i frustrujące jest, że z braku pieniędzy zyski z tego ma ktoś inny – podsumowuje fizyk.
Rolą nauki, wbrew szeroko rozpowszechnionej w naszym kraju opinii, nie jest przygotowywanie rozwiązań gotowych do wdrożenia w gospodarce. Jej zadaniem jest badanie rzeczywistości, poznawanie zasad funkcjonowania otaczającego nas świata i nas samych. Dopiero te wyniki mogą być podstawą tworzenia przez przedsiębiorstwa rozwiązań wdrażanych do produkcji czy praktyki gospodarczej.
Prof. Andrzej Jajszczyk
dyrektor Narodowego Centrum Nauki
Czas wdrożenia ważnych odkryć naukowców do praktyki przemysłowej jest na ogół bardzo długi. Wdrożenie do produkcji dwóch wielkich technologii ostatnich lat, czyli włókien węglowych, stosowanych na przykład do produkcji lżejszych samolotów, i membran odwróconej osmozy, z których korzysta się w odsalaniu wody morskiej, zajęło około 40 lat w każdym z przypadków.