– Według mojej intuicji, obydwaj synowie pułkownika Kuklińskiego żyją. Ich pobyt w Stanach zalegalizowano – stwierdził w środę na antenie TVN24 Gen. Marek Dukaczewski. Również Piotr Niemczyk, były wiceszef UOP mówi w "Bez autoryzacji", że nie można tego wykluczyć. – Tak czasami się robi i nie jest to bezpodstawny czy absurdalny pogląd – mówi Niemczyk.
Zna się pan na działaniu służb jak mało kto w Polsce. Czy teza, że synowie pułkownika Kuklińskiego żyją, może być prawdziwa?
Piotr Niemczyk: Jeśli chodzi o instrumentarium służb specjalnych i amerykański program ochrony świadków, to powiedziałbym, że to nie jest wykluczone. Takie rzeczy się zdarzały, zarówno w historii osób przechodzących na drugą stronę przy operacjach wywiadowczych i kontrwywiadowczych, jak również w przypadku świadków koronnych. Niemniej jednak, często robione jest to w warunkach tak głębokiej tajemnicy, że wydawanie w tej sprawie sądów wydaje mi się bardzo ryzykowne.
Wcześniej były premier PRL Czesław Kiszczak twierdził, że synowie Kuklińskiego mogą nadal żyć.
Nawet jeżeli tak się stało, to skąd polskie służby specjalne miałyby o tym wiedzieć jeśli nie dzięki temu, że w bardzo zaawansowany sposób penetrowałyby amerykański program ochrony świadków? To wydaje mi się jednak mało prawdopodobne. Równie mało prawdopodobne wydaje mi się to również z tego powodu, że jednak najważniejszym obiektem programu ochrony świadków jest główny światek, czyli agent wywiadu. Jeśli więc w tym wypadku miałoby się tak stać, to dotyczyłoby to samego Kuklińskiego, ale jego synów w mniejszym stopniu. Pomimo tego teoria, że synowie pułkownika Ryszarda Kuklińskiego żyją nie jest wykluczona. Tak czasami się robi i nie jest to bezpodstawny czy absurdalny pogląd. Coś w tym jest.
Z drugiej strony często pojawia się teoria, że śmierć synów pułkownika Kuklińskiego nie była przypadkiem, tylko odwetem.
Wydaje mi się, że jest wiele mitów o krwawych porachunkach służb specjalnych. Rzeczywiście, w historii służb było kilka takich przypadków, przede wszystkim po stronie agresywnych służb Związku Radzieckiego czy jego peryferiów. Ofiarami radzieckich służb specjalnych byli właśnie oficerowie służb specjalnych przechodzący na stronę wroga, a także niewygodni politycy. Były również podejrzenia o tego typu porachunki wykonywane rękami bułgarskiego wywiadu. Ale paradoksalnie, są to incydentalne sprawy, ponieważ przypadków przechodzenia na drugą stronę było całkiem sporo i w absolutnej większości z nich nie było prób realizacji takich planów.
Ale nie próby odwetu nie są wykluczone.
Owszem, zdarzały się takie historie i one miały charakter przede wszystkim prewencyjny. Jeśli ktoś przejdzie na drugą to są to straty nie do odwrócenia. Ale ma być to sygnał dla pozostałych funkcjonariuszy, że jeśli zdradzą, to służba im nigdy nie odpuści. To miało pokrycie choćby w legendarnej sprawie filmu opartego na powieści Suworowa "Akwarium", czyli historii byłego oficera rosyjskiego wywiadu. Ona zaczyna się od tego, że oficer-zdrajca zostaje spalony w piecu. Ale to jest raczej kreowanie mitów niż rzeczywistości.
Czyli raczej nigdy nie poznamy prawdy, choć spekulacje będą się pojawiały.
Ja życzę synom Kuklińskiego jak najlepiej, bo niby czemu mieliby być ofiarami jakichś wojen wywiadowczych. A czy poznamy prawdę? Może się dowiemy za sto lat, a raczej nasze wnuki, jak amerykanie ujawnią archiwa. Ale takich archiwów często się w ogóle nie ujawnia.