PiS postuluje zmiany w Sejmie, które miałyby uczynić go bardziej demokratycznym. Plan to między innymi wprowadzenie 3-godzinnej debaty na każdym posiedzeniu Sejmu i zlikwidowanie tzw. „zamrażarki” - czyli możliwości blokowania projektów ustaw i trzymania ich w szufladzie. - Zamrażarka to największa patologia procesu legislacji – komentuje poseł Łukasz Gibała z Ruchu Palikota.
„Pakiet demokratyczny” to pomysły PiS na to, by Sejm stał się bardziej demokratyczny, a opozycja miała większy realny wpływ na to, co dzieje się w polityce. W zasadzie „pakiet”, który dziś proponuje Prawo i Sprawiedliwość, to odgrzewany, 3-letni kotlet. Poseł Kazimierz Ujazdowski z PiS zaprezentował te zmiany już w październiku 2010 roku. Wówczas jednak nie udało się wprowadzić żadnej z nich.
We wtorek 4 lutego Ujazdowski podczas konferencji prasowej w Sejmie przypomniał o „pakiecie demokratycznym”. Wśród zmian dla obywateli najważniejsze zapewne będą trzy z proponowanych zmian: likwidacja tzw. „zamrażarki” sejmowej, zakaz odrzucania projektów obywatelskich w pierwszym czytaniu i wprowadzenie 3-godzinnej debaty, bez cenzury, gdzie opozycja mogłaby zadawać rządowi pytania na dowolny temat.
Zdaniem Patryka Jakiego z Solidarnej Polski, pakiet PiS to sensowna propozycja. - Znam ten projekt i uważam go za dobry i potrzebny. W polskim parlamencie jest deficyt demokracji – twierdzi Jaki. Ale posłowie wykazują też sporo wad, które ma PiS-owski pomysł.
Likwidacja zamrażarki potrzebna?
„Zamrażarka” polega na tym, że po wniesieniu projektu ustawy do marszałka Sejmu, ten może skierować projekt do pierwszego czytania, gdy uzna, że jest on zgodny z wymogami formalnymi. Problem polega na tym, że marszałek nie ma żadnego określonego czasu, w którym musi sprawdzić zgodność z wymogami. W ten sposób wiele projektów po prostu ginie w niebycie Sejmu, nazywanym właśnie „zamrażarką”.
PiS chce, by pierwsze czytanie projektów ustaw odbywało się nie później, niż 6 miesięcy od ich złożenia. Patryk Jaki z SP chwali likwidację zamrażarki i porównuje to do działania samorządów, gdzie przewodniczący rady nie ma możliwości zamrożenia projektu – jeśli radni złożą go z odpowiednią liczbą podpisów, rada musi się tym zająć.
Cała zamrażarka sprawia, że opozycja jest wykluczona z debaty publicznej. Jeśli rząd nie chce na posiedzeniu plenarnym czegoś omawiać, to wykorzystuje zamrażarkę. A potem się mówi, że opozycja nie przedstawia konstruktywnych wniosków i projektów ustaw. Tu polski parlament jest zacofany nawet w stosunku do samorządów – ocenia Jaki. Również Łukasz Gibała z Twojego Ruchu popiera tę inicjatywę, nazywając zamrażarkę „największą patologią procesu legislacyjnego”.
- Ona służy realizowaniu celów politycznych, do blokowania pomysłów opozycji, które są niewygodne dla rządu. Oczywiście, jeśli ktoś ma większość w Sejmie, to może i tak odrzucać wszystko, ale powinna być w parlamencie uczciwa debata, ludzie powinni wiedzieć, co jaka partia zgłasza – zauważa Gibała.
Bez zamrażarki koalicja i tak może blokować
Spore wątpliwości odnośnie tego ma jedynie poseł Stanisław Wziątek z SLD. Polityk Sojuszu wskazuje, że nawet jeśli projekty nie będą trafiały do zamrażarki i trzeba będzie je rozpatrzeć w jakimś czasie od złożenia, to i tak ustawa może być zablokowana na jakimkolwiek innym poziomie, na przykład komisji. Jeśli bowiem w komisji sejmowej rządzący mają większość, mogą po prostu zdecydować o nierozpatrywaniu danego projektu.
Tak czy inaczej, taki projekt bez dobrej woli polityków nie będzie miał racji bytu – podkreśla Wziątek. Poseł SLD ma jeszcze jedno, poważne zastrzeżenie: likwidacja zamrażarki mogłaby spowodować, że partie będą zgłaszać bardzo dużo projektów, które Sejm będzie musiał tak czy siak rozpatrzeć. - Coś takiego mogłoby sparaliżować planową pracę Sejmu. Łatwo sobie wyobrazić sytuację, w której posłowie muszą zajmować się inicjatywami poselskimi, a działalność planowa legnie w gruzach – ostrzega Wziątek.
I dodaje: - Patrzę na to zdroworozsądkowo, a nie przez pryzmat interesu partyjnego. Mając świadomość potrzeby, by te inicjatywy opozycji były uwzględniane, trzeba mieć jednak pewne wyczucie, że ta planowa działalność też nie może być nadzwyczajnie naruszana.
Polityk Sojuszu podkreśla przy tym, że bardziej potrzebne jest lepsze planowanie prac nad legislacjami. - Dzisiaj często działa się ad hoc. Wprowadzamy nowe projekty ustaw, proceduje się je na jednym posiedzeniu Sejmu, są 3 czytania z rzędu. To ani dobra technika legislacyjna, ani dobre prawodawstwo, bo potem w tych projektach pojawią się liczne słabości czy błędy merytoryczne i ustawa musi wracać do Sejmu, bo była pisana na kolanie – wyjaśnia.
Projektów obywatelskich nie można odrzucać
Zdecydowanie bardziej przychylnym okiem Stanisław Wziątek patrzy już na pomysł zakazu odrzucania w pierwszym czytaniu obywatelskich projektów ustaw. - Rozpatrzenia tej propozycji wymaga szacunek dla inicjatyw obywatelskich. Ja chciałbym się z takim szacunkiem do nich odnosić, ale wiem, że czasem też pojawiają się obłędne propozycje, mieliśmy tego przykłady – przypomina Wziątek i zaznacza, że w tej kwestii trzeba znaleźć kompromis.
Swoje zdecydowane poparcie wyrażają dla tego pomysłu zarówno Patryk Jaki z SP, jak i Łukasz Gibała z TR. Ten pierwszy przypomina, że sam zajmował się obywatelskim projektem przywrócenia do szkół lekcji historii, który został od razu odrzucony w pierwszym czytaniu. Drugi wskazuje, że odrzucanie inicjatyw obywatelskich to zwykły brak szacunku dla obywateli, którzy się pod nimi podpisują.
- To zniechęca ludzi do postawy obywatelskiej. Widzą, że projekt jest odrzucany nawet bez żadnej dyskusji. To niepoważne traktowanie – twierdzi Gibała. Jak jednak zaznacza, taki zakaz byłby tylko małym krokiem na drodze do zwiększenia roli inicjatyw obywatelskich w procesie stanowienia prawa.
3 godziny debaty? Raczej niepotrzebne
O ile jednak wszystkie partie opozycyjne przyznają, że coś z zamrażarką i odrzucaniem projektów obywateli trzeba zrobić, to pomysł wpisania w każde posiedzenie Sejmu 3-godzinnej debaty bez cenzury już nie znajduje aż takiego poparcia. - Nie czuję, by w Sejmie było za mało czasu na debatę. Można by go najwyżej nieznacznie wydłużyć – ocenia Patryk Jaki.
Łukasz Gibała mówi z kolei wprost, że to najmniej potrzebna zmiana proponowana przez PiS. - Pewnie nie zaszkodziłoby, gdybyśmy uchwalili coś takiego, ale też nie ma na to potrzeby. Zgadzam się z posłem Jakim, że w Sejmie debaty jest sporo i są możliwości wyrażania swoich stanowisk – podkreśla poseł Twojego Ruchu.
Hydepark, a nie debata
Jedynie Stanisław Wziątek – ponownie – ma zastrzeżenia do tego pomysłu. I to poważne zastrzeżenia. - To, co oni proponują, to trybuna do walenia w rząd, która nie będzie zajmować się sprawami merytorycznie. Nie może być tak, że Sejm zamieni się w hydepark i każdy będzie gadał, co chce, na każdym posiedzeniu – krytykuje poseł Sojuszu.
Jednocześnie polityk SLD wskazuje, że Sejm pełni też funkcję kontrolną, nie tylko ustawodawczą, i w kontekście tej kontroli należałoby się „zastanowić nad formułą dyskusji” w parlamencie. - Nie na każdym posiedzeniu, ale np. raz na trzy miesiące, można by organizować dłuższą dyskusję. Posłowie mogliby podnosić wtedy ważne problemy, które nie są procedowane w Sejmie, zadawać pytania premierowi w różnych sprawach. Ogólnie propozycja, by lepiej pełnić tę funkcję kontrolną, uważam za interesującą, zwiększenie tej funkcji jest potrzebne, ale pomysł ten trzeba dopracować – przestrzega Wziątek.
Pakiet, który nigdzie nie przejdzie?
Niestety, niezależnie od tego, jakie rozsądne byłyby propozycje zmiany regulaminu Sejmu, moi rozmówcy są dość zgodni co do jednego: pakiet demokratyczny PiS raczej nie wejdzie w życie. Rzecznik SLD w rozmowie z PAP stwierdził, że jego partia ma wątpliwości co do pakietu i dopiero ustali swoje oficjalne stanowisko w tej sprawie. Solidarna Polska i Twój Ruch mają zamiar poprzeć projekt PiS, ale nawet gdyby pomogło im SLD, będzie to za mało do wprowadzenia zmian.
PO i PSL, póki co, mają dopiero ustalić swoje stanowiska, ale Łukasz Gibała nie ma wątpliwości, jakie ono będzie. - Według informacji kuluarowych od posłów z PO wiem, że klub Platformy będzie przeciwko. Wszystko więc zależałoby w tej sytuacji od PSL, ale koalicja zazwyczaj głosuje razem i prawdopodobieństwo wprowadzenia zmian jest znikome – ocenia poseł. Jego prognoza wydaje się tym bardziej prawdopodobna, że zamrażanie projektów opozycji stało się jedną z charakterystycznych cech rządów PO.