Szkoła Główna Handlowa w Warszawie jest uczelnią, której absolwencji zarabiali najwięcej w 2013 roku – wynika z raportu Sedlak & Sedlak. Drugie miejsce zajał Uniwersytet Ekonomiczny w Poznaniu. Ale na ile taki ranking jest wymierny? - Nie należy traktować go jak wyroczni – ocenia Dominika Staniewicz, ekspert Business Centre Club ds. rynku pracy.
Po jakiej uczelni zarabia się najlepiej? Sprawdził to Sedlak & Sedlak, z którego badania jasno wynika, że najlepsza jest warszawska Szkoła Główna Handlowa. Ale i absolwenci innych placówek radzą sobie na rynku pracy całkiem nieźle.
Najbogatsi są specjaliści
Po SGH zarabia się najlepiej – mediana absolwentów w 2013 wyniosła tam 4,2 tysiąca złotych w okresie roku po zakończeniu studiów. Nieco gorszy był Uniwersytet Ekonomiczny w Poznaniu z medianą 3725 zł - opisuje badanie TVN24 BiŚ.
Trzecie miejsce zajęły jednocześnie Politechnika Warszawska i Uniwersytet Warszawski, obie z wynikiem 3,5 tysiąca złotych. Oprócz tego, w czołówce rankingu znalazło się kilka uczelni technicznych: Akademia Górniczo-Hutnicza w Krakowie (3,2 tys. zł), Politechnika Śląska (3,2 tys. zł), Politechnika Wrocławska (3 150 zł) i Politechnika Gdańska (3 064 zł). Za nimi były już tylko uczelnie, których absolwenci uzyskali medianę poniżej 3 tysięcy złotych.
Ranking uwzględnił wynagrodzenia absolwentów studiów magisterskich 19 uczelni. Staż pracy badanych nie przekraczał 1 rok. Do rankingu załapały się tylko te uczelnie, gdzie próba badania wyniosła 40 lub więcej.
Stworzono też ranking uczelni, gdzie absolwenci zarabiają najwięcej – ale bez uwzględniania stażu pracy. Tutaj próba wynosiła 500 osób lub więcej, w zestawieniu umieszczono 25 uczelni. Ponownie wygrała Szkoła Główna Handlowa z medianą 8 tys. złotych. Za SGH są: Politechnika Warszawska (7100 zł) i Politechnika Gdańska (6300 zł). Jak więc widać, to nadal techniczne i specjalistyczne studia dają najlepiej płatną pracę.
Ranking nie do końca wymierny
Przynajmniej w teorii, bo Dominika Staniewicz, ekspert ds. rynku pracy z BCC, przyznaje, że do takiego rankingu należy podchodzić ostrożnie. Moja rozmówczyni od razu wskazała kilka słabych punktów badania. - Zbyt mała próba. 500 osób to nawet nie jest jeden rocznik wychodzący z uczelni – wskazuje specjalistka.
Nie wzięto też pod uwagę liczby osób, które nie pracują, co mogłoby mieć znaczący wpływ na wyniki. Do tego nie ma rozróżnienia na kierunki i płeć, a to jest ważne – podkreśla Staniewicz. Wiadomo bowiem, że w ramach jednej uczelni działają różne kierunki studiów i po niektórych – na przykład finansowych – można znaleźć lepiej płatną pracę, niż po innych, ale ostatecznie w badaniu ta różnica przepada.
Trzeba pokazywać podział na płeć
Z kolei podział na płeć, jak wyjaśnia Dominika Staniewicz, jest o tyle istotny, że kobiety zazwyczaj wybierają mniej płatne zawody, do tego nawet na tych samych stanowiskach często zarabiają mniej. Trzeba by więc zobaczyć, jaka jest struktura płci na danej uczelni – bo jeśli jest na niej więcej kobiet, to prawdopodobnie wynik takiej szkoły będzie zaniżony.
Do tego nie wiadomo, czy osoby, których zarobki badano, miały już jakieś doświadczenie zawodowe ze studiów. Co prawda, w rankingu podkreślone zostało, że badanie dotyczy osób, które są dopiero w pierwszej pracy, ale nie wiadomo przecież, czy np. na studiach nie zdobywały doświadczenia nawet w postaci darmowych praktyk, co też może wpływać potem na wysokość zarobków.
Dominika Staniewicz zaznacza przy tym, że akurat takiego rankingu nie należy uznawać za wyrocznię w kwestii tego, ile możliwie zarobimy po danej uczelni. Wygląda więc na to, że złośliwe powiedzenie: „statystycznie ja i mój pies mamy po trzy nogi”, znajduje odzwierciedlenie również tutaj.