Za rządów PiS z kraju wyjechały aż dwa miliony osób. Politycy PO lubią często o tym przypominać, jako o przykładzie nieudolności rządu Jarosława Kaczyńskiego. Teraz jednak nie powinno im być do śmiechu, bo okazuje się, że tylko w 2013 roku z Polski uciekło nawet pół miliona Polaków. Czy w tym przypadku PO poczuwa się od odpowiedzialności za taką sytuację?
Największy exodus Polaków miał miejsce w latach 2004-2007. Wówczas z kraju wyjechało 2,2 miliona osób. Ponieważ rządy PiS przypadły na lata 2005-2006, partii Kaczyńskiego często przypisuje się winę za tamtą falę emigracji. Przez lata był to jeden z argumentów Platformy Obywatelskiej, mający udowodnić nieudolność Prawa i Sprawiedliwości. Teraz okazuje się, że PO sama musi zmierzyć się ze sporą falą emigracji.
Pół miliona wyjechało za PO. W rok
Jak oszacowała prof. Krystyna Iglicka, znany demograf, a ostatnio także polityk, w 2013 roku z kraju mogło wyjechać nawet do pół miliona ludzi. Według oficjalnych statystyk 200 tysięcy rodaków uciekło z kraju tylko do Niemiec. Podobna grupa wyjechała do Wielkiej Brytanii.
Prof. Iglicka wyjaśnia w rozmowie z „Dziennikiem Gazetą Prawną”, że tak duża skala emigracji w ciągu roku wynika m.in. z tego, że ci, którzy już na obczyźnie są, ściągają do siebie np. dzieci. A jeśli ktoś decyduje się na pierwszy wyjazd, to od razu z rodziną. W poprzedniej fali za granicę wyjeżdżano zaś na „rekonesans”. Prof. Iglicka przypomina przy tym, że taka fala emigracji nastąpiła w sytuacji, gdy gospodarka kraju jest w miarę stabilna.
Postanowiliśmy zapytać kilku posłów PO, czy zgodnie z Platformową logiką, to rządzący odpowiadają za tak dużą emigrację? Czy poczuwają się do współodpowiedzialności za te liczne wyjazdy, skoro sami tak często krytykowali PiS za falę emigracji?
Sławomir Jan Piechota – przewodniczący komisji polityki społecznej
– Powiem tak: nie znam dokładnie tych badań i liczb, ale nie patrzę na emigrację czy podróżowanie w kategoriach win – odpowiada na moje pytanie Sławomir Piechota, szef komisji ds. polityki społecznej. Poseł jest przekonany, że jednym z wielkich sukcesów wejścia Polski do Unii jest właśnie swoboda podróżowania. – Obserwuję, jak wiele osób wraca tu po okresie pracy za granicą lub ściąga bliskich tam. W innych krajach nabywają nowych umiejętności, które służą im potem w dalszym życiu – podkreśla Piechota.
„Nie wyjeżdżają na stałe”
– Z badań prof. Ireny Kotowskiej z SGH, zapraszanej przeze mnie co jakiś czas na posiedzenia komisji, wiem, że znaczna część tych osób nie wyjeżdża na stałe, tylko by zarobić na mieszkanie, założyć swój mały biznes, nabyć nowych kompetencji – tłumaczy poseł PO. Podkreśla, że jeśli emigranci za granicą zdobywają nowe umiejętności, znajomość języków i kontakty w Europie, które potem można wykorzystać do prowadzenia biznesów, to jest wiele pozytywów w takiej migracji.
– Oczywiście, ileś osób wyjeżdża w desperacji, w rozpaczy, bo tu nie mają nic, zwłaszcza prac, perspektyw, ale nie wiemy ile to osób – zaznacza Piechota. I dodaje, że emigracja nawet dla takich osób jest szansą, jeśli tylko znajdą za granicą miejsce dla siebie. – Przyjmijmy, że żyjemy w wolnym świecie, ze wszystkimi jego skutkami – dodaje na koniec.
Magdalena Kochan, wiceprzewodnicząca komisji ds. polityki społecznej
Posłanka Magdalena Kochan przypomina, że największa fala emigracji była w latach 2004-2006, z kawałkiem roku 2007. I pyta, czy dzisiaj Polakom, którzy wyjeżdżają, rząd ma powiedzieć: nie wyjeżdżajcie z kraju, stójcie w kolejce po paszport jak za PRL-u?
– To jest czas, w którym wolny rynek europejski powoduje, że każdy obywatel może wyjechać z kraju, kiedy sobie życzy – wskazuje posłanka. – Czy martwi mnie, że ludzie wyjeżdżają tak licznie? Tak, bo uważam, że powinniśmy robić wszystko, by zapewnić godne zarobki w Polsce – dodaje posłanka.
Polacy chcą więcej, niż mają
Kochan wskazuje przy tym, że apetyt Polaków na standard życia taki, jak w UK czy Niemczech, znacznie się zaostrzył. – I słusznie, bo mamy do tego prawo – mówi Kochan. I dodaje: – Ale przypomnę, że te o wiele bogatsze kraje korzystały z różnych form pomocy po II Wojnie Światowej i żaden z nich nie był tak zniszczony wojnami, zaborami, jak Polska. W 20-leciu bardzo poszliśmy do przodu, ale to zniszczyło 50 lat komunizmu, więc tak naprawdę nadrabiamy zaległości 200-letnie. Przypomnę też, że w Polsce dochód narodowy na obywatela jest niższy niż w bankrutującej Grecji. Czy mogę mieć pretensje do moich współobywateli, że szukają lepszego zarobku zagranica? Nie mogę – podkreśla posłanka PO.
Ciężko było od zawsze?
Zarazem Magdalena Kochan przypomina, że jej pokolenie też po studiach nie miało lekko i wcale nie było tak, że absolwenci dostawali kierownicze stanowiska i kilka tysięcy złotych pensji na rękę. – Powoli dochodzimy do standardów. Gdybym mogła pstryknąć palcami, zaczarować i sprawić, że wszyscy mamy pracę, to bym tak zrobiła, ale nie mogę – mówi posłanka.
– Nasza wydajność pracy nie jest jeszcze taka, jak w Wielkiej Brytanii czy Niemczech, standard naszego życia poprawiamy powoli. Jest nieuczciwe jednak, jeśli w ogóle tego nie zauważamy – stwierdza Kochan. I dodaje: – A panią profesor, która robi te badania, poprosiłabym, oprócz słów krytyki, które ma na każde zawołanie, o odpowiedź na pytanie: jak spowodować, co zrobić, by było lepiej? Każde dobre rozwiązanie, bez względu na to, czy płynie z PiS-u, SLD czy kolejnego ugrupowania, jest naszym wspólnym interesem i każdą podpowiedź przyjmiemy z pokorą – przekonuje Kochan.
Jerzy Borowczak, poseł PO, były opozycjonista
Borowczak mówi wprost: – Oczywiście, że się do tego poczuwam. Często rozmawiam z młodzieżą i słyszę: mógłbym pracować w Polsce, ale tu zarobię 2 tysiące na rękę, a w Anglii 2 tysiące funtów – opowiada. I dodaje: – Szkoda każdego Polaka, który wyjeżdża, ale tego nie zatrzymamy. Polska ich wyedukowała, nauczyła języków, przygotowała, więc mogą brać i przebierać. Język, podróże nie są już żadną barierą, bo do Londynu leci się 3 godziny.
Nasz rozmówca podkreśla, że nie zatrzyma się człowieka, jeśli nie da mu się pensji. Przy czym zaznacza, że w Polsce praca jest, ale nie tak dobrze płatna, jak na Zachodzie. Jako przykład podaje stocznię w Gdańsku, która od ręki potrzebowała 500 spawaczy. W kraju ich nie znalazła. – Trzeba było ich sprowadzać z Indii, Bułgarii, Ukrainy – mówi Borowczak.
Poseł zaznacza przy tym, że on nigdy nie grzmiał na PiS za emigrację, bo sam pracował na Zachodzie i w pół roku zarobił tam 1500 dolarów, podczas gdy jego ówczesna pensja w Polsce wynosiła 18-19 dolarów na miesiąc.
„Rząd robi wszystko”
Jerzy Borowczak nie dziwi się, że ludzie wyjeżdżają za pieniędzmi. – Niektórzy, nawet ci bez pracy, mówią mi, że jeśli mają żebrać, to wolą żebrać o euro w Anglii, niż złotówki o Polsce – wskazuje. Tylko czy rząd PO jest winien tej sytuacji?
– Ten rząd robi na miarę możliwości wszystko, by było jak najwięcej miejsc pracy w Polsce – ocenia Borowczak. Jako przykład podaje wspomnianą stocznię gdańską, gdzie teraz pracuje 600 osób, choć parę miesięcy temu „hulał tam wiatr”. – Myślę, że 6 lat temu w Polsce było gorzej. Polityka też była tak robiona, że można było się jej wstydzić. Dzisiaj jak Polacy są na Zachodzie to nikt się z nich nie śmieje – podkreśla.
Rząd serio winny emigracji?
Jak widać, posłowie PO poczuwają się do odpowiedzialności za falę migracji wybiórczo. Jeden z posłów, gdy usłyszał moje pytanie, stwierdził nagle, że nie może rozmawiać, bo bardzo mu się spieszy. Inny polityk Platformy odpowiedział mi zaś, że pytanie, które stawiam, jest po prostu „niewłaściwe”.
Oczywiście kwestia tego, jak dużo rząd może zrobić, byśmy zarabiali więcej, jest dyskusyjna, tak jak i to, na ile tę rolę wypełnia. Warto jednak przypomnieć, że choć wydajność pracy w Polsce rośnie, to pensje za tym wzrostem nie nadążają. Jak pisała Joanna Solska w „Polityce”, Polacy powinni zarabiać ponad połowę tego, co przeciętny Niemiec, a możemy o tym tylko pomarzyć.
Patrząc po rówieśnikach, których wielu wyjechało za granicę, mam wrażenie, że młodzi mają dość politykowania w ogóle. Dość tego, że duża część polityków chce kontrolować nawet nasze życie seksualne, ale z drugiej strony nie robią nic, by „żyło się lepiej”. I niestety, również ja sam, choć latami opierałem się przed wyjazdem z Polski, patrząc na rządy PO, ale i polską politykę ogółem, zaczynam się zastanawiać, czy aby na pewno chcę tu być za kilka lat.