Jedzenie spaja ludzi – powiedział mi tuż przed końcem wieczoru Łukasz Kopeć, na co dzień pracujący w restauracji Martina Gimeneza, zwycięzcy polskiej edycji Top Chefa. Tego wieczoru Łukasz gotował dla kilkunastu osób, które Kolektyw Kulinarny ugościł w mokotowskiej willi, na co dzień pełniącej rolę... przedszkola. Trudno było nie zgodzić się z jego słowami. Ludzie, którzy na początku kolacji byli mi zupełnie obcy, dużo starsi, poważniejsi, mający dzieci i własne domy za miastem, na samym końcu posiłku stali się bliscy.
O nietypowych spotkaniach przy jedzeniu pisałam już dwukrotnie. Ubiegłej wiosny zachwyciła mnie kolacja u Kuchennych Partyzantów, rezydujących na ostatnim piętrze praskiego bloku, z oszałamiającym widokiem na całą Warszawę. Kilka miesięcy później założyciele DinerClub.pl pokazali mi jak świetną zabawą może być robienie sushi w kilkunastoosobowym składzie, w małym mieszkaniu na Wierzbnie – mimo że weszłam na ich "teren" absolutnie z zewnątrz, z większością członków tego wydarzenia utrzymuję kontakt do dziś.
Gdy dowiedziałam się, że powstała nowa inicjatywa o nazwie Kolektyw Kulinarny, która organizuje wystawną kolację w pięknej willi na Mokotowie, nie mogłam tego przeoczyć – poznawanie ludzi przy wspólnym stole do tej pory niosło za sobą same dobre wspomnienia. Szczególnie zainteresowało mnie to, że ich grupa powstała z pasji do jedzenia i z miłości do ludzi, a gotować nie będą amatorzy, tylko profesjonalni kucharze, którzy spotkali się, żeby poza zawodowymi obowiązkami realizować swoją pasję - gotować, kreować, odkrywać nowe, promować zdrowe i dobre, a przede wszystkim karmić.
Karmili suto. Po tym, jak goście zostali przywitani przez Joannę Frejus, jedną trzecią Kolektywu, która pełniła rolę gospodarza spotkania, na stole pojawił się tatar z łososia z musem z awokado, w towarzystwie molekularnego kawioru z limonki. Po nim natomiast goście mogli spróbować pieczonej kaczki z kasztanami, kremu z buraków, polędwiczek z gruszką i semifreddo z białej czekolady na deser. Dania były smaczne, choć będąc zupełnie szczerą, tak jak w przypadku domowego gotowania, zdarzały się drobne wpadki, które jednak wybacza się debiutantom. Walentynkowa kolacja była pierwszą zorganizowaną przez kolektyw.
Rozmowy, jak to przy stole, zgrabnie prześlizgiwały się po tematach poważnych i zupełnie błahych, tak jak na rodzinnym obiedzie. Przyjemna atmosfera, dopełniona winem sprzyjała gościom, którzy chętnie żartowali i dzielili się ciekawymi anegdotami, czekając na dania, o których opowiadali sami twórcy, czyli Natalia Huzerewicz i wspomniany we wstępie Łukasz Kopeć.
– Jedzenie gotowane jest w profesjonalnej kuchni, natomiast tutaj przygotowujemy je do podania – tłumaczyła mi Joanna Frejus, gdy siedziałyśmy w domowej kuchni, z której normalnie korzysta prywatne przedszkole. Pomysł na tworzenie domowych kolacji był wynikiem jej potrzeby zajęcia się kulinariami szerzej, niż pozwala na to miejsce zatrudnienia.
– Każdy z nas szuka tu czegoś trochę innego – mówiła. – Dla mnie bardzo ważne jest, żeby spotykać ludzi przy stole, który stanowi pole do nawiązywania relacji. Chodzi głównie o to, by mieć czas i chęć usiąść przy stole z ludźmi, których chcemy poznać i przy okazji zjeść nowatorskie dania w ciepłej, domowej atmosferze – tłumaczyła. Od razu zapytałam Joannę, czy nie boi się tego, że popularność projektu może ją w jakiś sposób przerosnąć i przestanie być domowo. Według niej liczebność spotkań nie przekroczy 50 osób i na pewno nie będzie żadnej selekcji, a zdecyduje kolejność zgłoszeń.
– Bardzo byśmy się cieszyli, gdyby było więcej chętnych osób niż miejsc, choć na razie o Kolektywie Kulinarnym wiedzą tylko nasi znajomi, z którymi ustalamy wszystko przez Facebook. Mam nadzieję, że po dzisiejszej kolacji dowiedzą się o nas także znajomi znajomych, a później kolejne osoby – opowiadała Joanna Frejus.
W dalszych planach Kolektywu Kulinarnego są nie tylko składające się z wielu dań kolacje, ale i proste lunche, obiady wegańskie i pikniki. Gości będzie obejmować składka pobierana za uczestnictwo, dostosowywana do rodzaju posiłku, a spotykać się będą wciąż w willi na przy Bałuckiego 12. Najemcy z chęcią zgodzili się na dzielenie przestrzeni, bo projekty kolektywu nie kolidują z działalnością znajdującego się tam na co dzień przedszkola.
– Chciałbym, żeby ludzie zastanawiali się nad jedzeniem. Żeby sprawiało im jak największą przyjemność – stwierdził Łukasz Kopeć, gdy po skończonej kolacji towarzyszył nam w kuchni, pakując sprzęt. Coraz mocniejsze znudzenie zwykłymi restauracjami sprawia, że młodzi ludzie związani z kulinariami szukają dalej, głębiej, dochodząc do sedna przyjemności wynikającej z jedzenia. A jest nim radość dzielenia się.
Więcej informacji na temat Kolektywu Kulinarnego znajdziecie tutaj. Cena walentynkowej kolacji (129 zł za osobę) to dość sporo, ale płacimy nie tylko za jedzenie, ale i atmosferę. W razie czego zawsze można zrezygnować po pierwszej wizycie.