Na Majdanie trwają walki. Berkut w nocy z wtorku na środę atakował protestujących kilka razy. Mimo to, jak relacjonują osoby tam obecne, barykady się utrzymały. Rosyjski MSZ twierdzi zaś, że eskalacja konfliktu na Ukrainie to efekt "przyzwolenia Zachodu". Z kolei prezydent Janukowycz oskarżył opozycję o próbę dokonania przewrotu.
We wtorek 18 lutego tylko podczas walk w Kijowie miało zginąć około 20 osób. Wśród zabitych jest m.in. dziennikarz gazety "Westi" Wieczesław Weremej, który został zaatakowany w nocy, w centrum Kijowa. Grupa uzbrojonych mężczyzn w hełmach i maskach zaatakowała Weremeja, gdy był w taksówce. Wyciągnęli zarówno jego, jak i kierowcę i brutalnie pobili. Dziennikarz został przy tym postrzelony w brzuch i zmarł w szpitalu.
Kijów został zablokowany dla wjeżdżających z zewnątrz. Z informacji podawanych przez ukraińską opozycję wynika, że nawet drogówka została wyposażona w ostrą broń. Walki toczą się też w innych niż Kijów miastach, m.in. Lwowie czy Tarnopolu. Protestującym udało się zająć tam nawet komisariaty i siedziby służb bezpieczeństwa.
W związku z tymi wydarzeniami administracja Wiktora Janukowycza opublikowała w środę 19 lutego rano posłanie prezydenta, w którym domaga się on od opozycji "zrezygnowania z współpracy z radykalnymi siłami". Jednocześnie Janukowycz oskarżył opozycję o próbę dokonania przewrotu. Prezydent zapewnił jednak, że "wciąż mogą prowadzić dialog", jeśli tylko opozycja odetnie się od radykalnych protestujących. Stwierdził też, że jego polityczni oponenci przekroczyli granicę, gdy zaczęli namawiać do zbrojnych protestów.
Z kolei rosyjski MSZ o eskalację konfliktu oskarżył... państwa Zachodu. - To co się dzieje, jest bezpośrednim rezultatem polityki ustępstw ze strony zachodnich polityków i instytucji europejskich, które od początku kryzysu przymykają oko na agresywne działania radykalnych sił na Ukrainie - stwierdza rosyjskie ministerstwo w opublikowanym oświadczeniu.