
"Oto kobieta, która co 15 minut irytuje pół Polski" – takie opinie i memy krążyły po polskim internecie kilka lat temu. Mowa o popularnej reklamie radiowej, w której występowała nasza bohaterka: Jeannette Kalyta. Dzięki temu cała Polska poznała doświadczoną położną. Od reklamy minęło jednak sporo czasu. Teraz Jeannette Kalyta powraca ze swoją autobiografią. A co robiła do tej pory?
Wyobraź sobie taką scenę: kobieta ma silne skurcze, wypycha dziecko. A tu nagle do sali wchodzi konserwator, pan Zbyszek. Rozstawia drabinę, będzie wymieniał świetlówkę, tuż przy łóżku. Bo miga. Mówię: "Czy pan nie widzi, co się tu dzieje? Rodzi się dziecko!". Na to on, że o piętnastej wychodzi do domu i musi wymienić teraz. Oczywiście go wyprosiłam. Gdy zaczęłam pracę, ze zdwojoną siłą potwierdzało się wszystko złe, co dostrzegałam podczas szkolnych praktyk i własnego porodu. CZYTAJ WIĘCEJ
W rozmowie z "Twoim Stylem" Kalyta wspomina, że nie raz była świadkiem dantejskich scen przy porodach. Swojego też nie wspomina najlepiej. Zaraz po narodzinach nie dano jej nawet potrzymać dziecka i tym samym nawiązać więzi. Między innymi dlatego w swojej pracy była tak zdeterminowana w tej kwestii.
– Już w 1992 roku, kiedy rodziłam swojego syna, wiele osób rekomendowało panią Jeannette – opowiada nam Małgorzata Czarniecka, obecnie pracująca w fundacji „Rodzić po ludzku”. – To była osoba, która budziła ogromne zaufanie. Miała świetne podejście do przyszłych mam. Między innymi dzięki niej możemy mówić o wielkich zmianach w podejściu do rodzenia dzieci. Wiele położnych jej wzorem spotyka się z kobietami przed porodem, powstają szkoły rodzenia – opowiada Czarniecka.
Nagle nasza bohaterka, tak jak wielu celebrytów, była kojarzona z imienia i nazwiska. Stała się bohaterką memów, często krytycznych. Za taki stan rzeczy winić można reklamodawców, którzy zbyt często puszczali reklamę. Sama zainteresowana wspomina te doświadczenia bardzo źle i nie chce do nich wracać. Zniknęła z radarów, choć popularność i znajomość nazwiska była tak duża, że aż dziwne, iż w telewizji nie powstał program, w którym uczyłaby Polaków, jak rodzić.
Jest zabiegana, ale mimo wszystko wydaje książkę. Pytam się, czemu to robi? Czy po to, by o sobie przypomnieć? – Wiele razy zwracano się do mnie z prośbą o napisanie poradnika. Jednak nie jestem fanką takiego sposobu przekazywania wiedzy. Zainteresowała mnie oferta wydawnictwa, które zaproponowało mi podsumowanie 25 lat mojej pracy przy porodach. Pisząc o mojej karierze zawodowej opowiedziałam o tym, jak zmieniały się warunki panujące w szpitalach położniczych i co zyskały na tym kobiety. Historie opisanych przeze mnie porodów były dla mnie przełomowe. Zdaję sobie sprawę, że niosą ze sobą duży bagaż emocji, ale też rzetelnie przekazaną wiedzę. Dzięki mojej książce czytelnicy dowiadują się o tym kim dla rodzącej jest położna i jak wygląda jej praca. – opowiada nam Kalyta.

