Robert Biedroń z Twojego Ruchu znowu został pobity. Jego zdaniem agresja to po części wina prawa. – Jeśli pobiję pana za to, że jest pan katolikiem, to natychmiast ponoszę odpowiedzialność karną. Ale jeżeli pobiję pana za to, że jest pan gejem, to będę ścigany na wniosek, w procesie cywilnym – mówi w "Bez autoryzacji".
Ludzie, którzy pana pobili mogli być bojówkami jakiejś partii, ruchu?
Robert Biedroń: Wie pan, nie chcę opowiadać kolejny raz o moim pobiciu. To nie jest przyjemne. Opowiedziałem już jak to wyglądało i nie chcę tego powtarzać.
Złoży pan zażalenie na działanie policji?
Najpierw złożę zawiadomienie na komisariacie. Zrobię to dzisiaj, zobaczymy, co stanie się dalej. Dla mnie najważniejsza jest skuteczność policji. Jeśli jednak okaże się skuteczna, pomimo tego, że nie przyjechała na miejsce, chociaż była szansa złapać sprawców, bo oni nie uciekali, to nie będę składał skargi. Mam zdjęcia tych osób, wiem w jakiej firmie pracowali i myślę, że nie będzie żadnego problemy z ustaleniem jak konkretnie to wyglądało.
Po kolejnych atakach na polityków powtarza się, że trzeba skończyć z agresją w debacie publicznej, ale takie ogólniki nic nie zmienią. Co konkretnie można i trzeba zrobić w tej kwestii?
Ależ poza ogólnikami są konkrety. Od dwóch lat leżą w Sejmie i nie są procedowane trzy projekty ustaw. Dobrze by było, żeby nad nimi się pochylić, bo prawo ma wpływ na kształtowanie świadomości. Jeśli ktoś jest zagrożony prawem, będzie je egzekwował.
Te projekty dotyczą pomocy fizycznej, żaden z nich nie traktuje o mowie nienawiści. To dotyczy tylko przemocy motywowanej nienawiścią. Jeśli ktoś pobije kogoś dlatego, że jest kobietą, że jest gejem, że jest niepełnosprawny, to będzie odpowiednia kwalifikacja czynu. Dzisiaj takie zapisy w prawie chronią tylko katolików. Jeśli pobiję pana za to, że jest pan katolikiem, to natychmiast ponoszę odpowiedzialność karną. Ale jeżeli pobiję pana za to, że jest pan gejem, to będę ścigany na wniosek, w procesie cywilnym.
Potrzeba też chyba pracy u podstaw.
Poziom agresji nie spadnie bez systemowego podejścia, na przykład w edukacji. Niech pan pójdzie do szkoły, spyta w jaki sposób ona walczy z agresją, czy jest pomysł na taką walkę, ile się mówi o przemocy w szkole. Ona nie dotyczy tylko polityków, ale też kobiet, członków rodzin, ludzi na ulicach, wylewa się ze stadionów, jest w internecie, jest wszędzie.
Przemoc jest tak powszechna, że przechodzimy nad nią do porządku dziennego, traktujemy ją jako integralną część naszego życia, a to przecież patologia. Nie należy jej akceptować. A często szukamy dla agresji usprawiedliwienia. Po pobiciu zaraz pojawiły się w sieci komentarze, że to przez to, że się obnoszę, że o tym mówię, że pokazuję. Ciężar odpowiedzialności przenosimy z agresora na ofiarę. Przypominam słynny tweet burmistrza Ursynowa po gwałcie kobiety w Lesie Kabackim. Nawet ludzie, którzy powinni rozumieć, jak działają mechanizmy przemocy, tego nie rozumieją.
Porozumienie, do którego w nocy doszło na Ukrainie to sukces Radosława Sikorskiego?
To na pewno ważne i pozytywne wydarzenie. Dobrze, że minister Sikorski angażuje się w ten proces. Kibicuję mu, w tej sprawie jest między politykami solidarność, i ktokolwiek będzie próbował ją rozbijać, będzie szkodził Polsce, a przede wszystkim Ukrainie. Dzisiaj politycy powinni być szczególnie powściągliwi, kiedy chcą krytykować działania rządu. Muszą mieć świadomość, że to może zaszkodzić stabilizacji demokracji w Europie.
Słabo widać aktywność szefa pana komisji, komisji spraw zagranicznych. Grzegorz Schetyna jest bierny, czy tylko media nie nagłaśniają jego działań?
Musiałby pan z takim pytaniem zadzwonić do Grzegorza Schetyny. Ale na pewno nie usłyszy pan z moich ust krytyki, pomimo, że jestem posłem opozycji. Nie powinniśmy dawać pretekstu, by politycy byli w tej kwestii podzieleni, dlatego nie dam się wciągnąć w tę dyskusję. Proszę pamiętać, że dzisiaj pozycja Grzegorza Schetyny w PO jest trudna i może niektórych jego działań nie widzimy. Ale na pewno nie powinniśmy niszczyć tej solidarności.
W ciągu ostatnich kilkudziesięciu godzin odzyskał pan wiarę w moc sprawczą i zdolność podejmowania decyzji przez Unię Europejską?
Mam nadzieję, że Unia już zawsze będzie działała sprawniej, bo dzisiaj odpowiedzialność za to, co się dzieje na Ukrainie spada na Unię. Nie potrafiliśmy przyciągnąć Ukrainy do siebie, Janukowycz znalazł pretekst, by nie podpisywać porozumienia. To duża porażka UE. Wprowadzenie sankcji tak późno, po tylu ofiarach na Majdanie, jest zaniedbaniem Unii.
Ale dzisiaj wszystkie ręce na pokład, szukajmy konstruktywnych rozwiązań. Cieszę się, że pomysł Twojego Ruchu, by zwołać radę kryzysową został podchwycony przez premiera, że ta rada wczoraj się zebrała. Dzisiaj Ukrainie potrzebna jest pomoc, bo nie będzie stabilnej, demokratycznej Europy bez stabilnej, demokratycznej Ukrainy. Nie potrzebujemy drugiej Białorusi. Nie potrzebujemy państwa, które jeśli chodzi o przebieg konfliktu może upodobnić się do Syrii, a jeśli chodzi o strukturę władzy do Białorusi.
Polska ma spore środki na pomoc rozwojową, ich część trafia na Ukrainę. Czy teraz Ukraina powinna dostać ich więcej? A jeśli tak, to komu zabrać?
Nikomu nie zabierać, bo Polska nie przekazuje jeszcze na pomoc rozwojową takich kwot, jakie zapisano w umowach. Niedawno w Sejmie była debata na ten temat, ministerstwo obiecało, że wyjaśni tę kwestię i te środki będą zabezpieczone. Szczególnie w przypadku Ukrainy, która jest na liście priorytetów. Poza tym jest też w Partnerstwie Wschodnim i mam nadzieję, że w jego ramach powstaną dodatkowe mechanizmy pomocy.
Ale ważna jest też solidarność Polaków. W moim biurze są zbierane leki, opatrunki dla potrzebujących. Podobnie jest w wielu innych biurach poselskich. To fenomenalne, bo każdy z nas może dzisiaj pomóc Ukraińcom. I trzeba to robić.