
Nie ma żadnej wątpliwości, że zachodzi bardzo ścisła współpraca rosyjskich służb i aktywistów zajmujących na Krymie rządowe budynki. Ale należy zastanowić się, czy rzeczywiście jest to działanie korzystne z punktu widzenia Rosji. Ja odbieram je jako wyraz słabości, widać, że Rosja nie ma już innych instrumentów nacisku. CZYTAJ WIĘCEJ
Ale poza Rosjanami i Ukraińcami stroną w krymskim konflikcie są także miejscowi Tatarzy, którzy wedle medialnych doniesień mieli powstrzymać w środę parlament prorosyjskiej Autonomicznej Republiki Krymu przed ogłoszeniem niepodległości tego regionu. Co trzeba wiedzieć, żeby zrozumieć, co dokładnie się tam dzieje i o co idzie gra? Oto kilka przydatnych faktów.
Większość mieszkańców dzisiejszego Krymu to Rosjanie – stanowią oni 60 proc. jego ludności. Jak mówił w TVP Info Iwan Kozłowski, dziennikarz „Głosu Ukrainy”, wielu z nich to potomkowie radzieckich żołnierzy stacjonujących w regionie, ale także w całym ZSRR. Ukraińców (w większości mówiących zresztą po rosyjsku), jest na Krymie jedynie 24 procent. Sporą i coraz bardziej aktywną politycznie grupę tworzą też Tatarzy krymscy – potomkowie koczowniczych plemion zamieszkujących te tereny przed wiekami.
Polityczny status Krymu jest niemal równie skomplikowany, jak narodowościowy przekrój jego mieszkańców. W 1954 region ten został przekazany przez Chruszczowa Ukraińskiej SRR, więc po rozpadzie ZSRR naturalnym było, że niepodległa Ukraina uznała go za część swojego terytorium. Miejscowa, rosyjska większość, chciała jednak powrotu do macierzy lub co najmniej niepodległości.
Osobną sprawą, o której należy pamiętać przyglądając się Krymowi, jest kwestia rosyjskiej Floty Czarnomorskiej stacjonującej w Sewastopolu. – Pozostaje ona tam na mocy umowy, którą Rosja i Ukraina zawarły po rozpadzie ZSRR. Początkowo rosyjskie wojska miały pozostać na Krymie do 2018 roku, ale kontrakt przedłużono aż do 2042 roku. Dla Rosjan baza w Sewastopolu jest ważna ze względów strategicznych, bo pozwala im oddziaływać na państwa basenu Morza Czarnego – tłumaczy dr Jacek Zaleśny z WDiNP UW.
Myśląc o scenariuszach dla Krymu warto pamiętać także o geopolityce: Dr Zaleśny przypomina bowiem o rosyjsko-amerykańsko-brytyjskich gwarancjach dla Ukrainy, których te kraje udzieliły w 1994 roku w trakcie rozmów o denuklearyzacji dawnej radzieckiej republiki. Wszystkie trzy kraje zapowiedziały wówczas, że wyrzekają się użycia siły wobec Ukrainy – i dlatego John Kerry mówi dziś Rosji wyraźnie, żeby uszanowała niepodległość swojego sąsiada.
Dr Zaleśny twierdzi, że podnoszone dziś przez krymskich Rosjan głosy o pomoc skierowane do władz rosyjskich przypominają scenariusz, z jakim mieliśmy do czynienia w należących do Gruzji Abchazji i Osetii.
Tam również rosyjska mniejszość zwracała się do władz Kremla z prośbą o zapewnienie jej bezpieczeństwa w związku z politycznymi napięciami. Podobne scenariusze były realizowane także w czasach Stalina. Takie wezwania nie pozostają bez reakcji rosyjskich władz państwowych.
Politolog przyznaje jednak, że wątpi, by Rosja powtórzyła gruziński scenariusz. – Biorąc pod uwagę zarówno rosyjsko-amerykańskie gwarancje wobec Ukrainy z 1993 r., wiążące się ze zgodą na denuklearyzację państwa, jak również spory militarny potencjał tego kraju, nie spodziewałbym się, żeby Rosja zdecydowała się na siłowe zajęcie Krymu. To byłby akt zbyt daleko idący – ocenia dr Zaleśny.
Ukraina ma nowego premiera
W czwartek Rada Najwyższa Ukrainy zgodziła się, by premierem kraju został 39-letni Arsenij Jaceniuk z partii Batkiwszczyna, której formalną liderką jest Julia Tymoszenko. Kandydaturę Jaceniuka poparło 371 deputowanych (w Radzie Najwyższej zasiada 450 osób).