Z reguły bycie konsekwentnym to cnota warta pochwały. No chyba, że jest się konsekwentnym w błędzie. I sprawuje się funkcję ministra finansów 38-milionowego kraju. W 2010 roku resort kierowany jeszcze przez Jacka Rostowskiego przekroczył czerwoną linę, za którą pomimo podwyżek akcyzy na tytoń wpływy z niej zaczęły spadać. Jego następca chce dalej iść w tym kierunku.
Dla poturbowanego kryzysem i brakiem dyscypliny budżetu akcyza to cenne źródło dochodów. Sama akcyza na tytoń i alkohol i podatek VAT, którym je obłożono daje budżetowi rocznie ok. 40 mld zł. To 14 proc. wpływów państwa. “Skoro jest już 40 mld, to może być i 45 mld” - pomyślał zapewne Jacek Rostowski, kiedy w 2011 roku ogłaszał cykl podwyżek akcyzy na tytoń. Wzrosła ona w sumie już o 18 pkt. proc (po 4 proc w 2011 i 2012, po 5 proc. w 2013 i 2014 r.).
Jakie są tego efekty? Spadek sprzedaży legalnych papierosów, rozrost szarej strefy i mniejsze wpływy do budżetu. Jeszcze w 2010 roku budżet zarobił na akcyzie o 15 proc. więcej niż planował. W 2011 roku też udało się przekroczyć plan, choć tym razem już tylko o 4 proc. Wydaje się, że w kolejnym roku została przekroczona czerwona linia, chociaż tylko delikatnie. Otóż w 2012 roku wpływy były o 0,3 proc. niższe od zakładanych. Później poszło z górki.
Na razie Ministerstwo Finansów nie chce podać danych za grudzień ani za cały 2013 rok. Usłyszeliśmy w resorcie, że to skomplikowane obliczenia i danych należy spodziewać się najwcześniej w kwietniu, a może nawet i w maju. Na miejscu ministra Mateusza Szczurka też nie paliłbym się z ujawnieniem wyników wpływów z akcyzy.
Wszystko wskazuje bowiem na to, że Jacek Rostowski, czyli jego poprzednik, grubo się pomylił w szacunkach. Podnosząc (po raz kolejny) akcyzę na wyroby tytoniowe od 1 stycznia 2013 roku przewidywano, że budżet zarobi na tym dodatkowe 359 mln zł. Później zniwelowano prognozy, ale i chyba tego scenariusza minimum nie uda się wykonać.
W pierwszych 11 miesiącach 2013 roku prognozy rozminęły się z rzeczywistością. Nie dorównały nawet do poziomu z 2012 roku - luka wyniosła 327 mln zł. Do tego należy doliczyć mniejsze wpływy z podatku VAT, bo płaci się go od papierosów z akcyzą. W sumie więc różnica między planem ministerstwa a realnymi wpływami może wynieść nawet miliard złotych.
Jak reaguje na to ministerstwo? Żelazną konsekwencją w kontynuowaniu błędnej polityki. Pomimo, że wyniki za 2012 rok już powinny być ostrzeżeniem, jak już wspomniano akcyza została po raz kolejny podniesiona. Wszystko zapowiada, że zapadła już decyzja dotycząca akcyzy na 2015 rok. I to pomimo, że nie ma jeszcze pełnych danych za 2013 r. Albo nie są one upublicznianie.
Odpowiedzialny za służby skarbowe wiceminister Jacek Kapica w rozmowie z "Pulsem Biznesu" zapowiedział niedawno, że resort pogodził się z tym, że wpływy z podatku akcyzowego nie będą już rosły. Dodał, że nie oznacza to, że skończą się ich podwyżki. Gdzie tu logika?
Dotychczas jej brak tłumaczono czasami wymogami Unii Europejskiej. Na nią zrzucano też niepopularne decyzje. I tak można było robić z akcyzą w poprzednich latach, bo wspólnota chce, by każdy z krajów członkowskich osiągną akcyzę na poziomie co najmniej 90 euro za 1000 sztuk papierosów. Tyle, że do 2018 roku. Tymczasem ostatnia podwyżka spowodowała, że już płacimy tyle, ile powinniśmy za cztery lata.
W tej grze o sumie zerowej tracą koncerny tytoniowe. Legalna sprzedaż papierosów drastycznie spada. Po szczycie w 2008 roku (ponad 100 mld sztuk) nastąpiło tąpnięcie (41 mld w 2009 r.) i odbicie (64,9 mld w 2010 r.). Od tego momentu zaczął się regularny spadek, który można złożyć na karb podwyżek akcyzy, a co za tym idzie ceny. Przez to między 2010 a 2013 rokiem sprzedano o 18 mld sztuk papierosów mniej.
Nie oznacza to jednak, że Polacy masowo odkryli zasady zdrowego życia. Nadal palą, ale zyskuje nie budżet państwa, ale szara strefa, która powiększa się w Polsce w zastraszającym tempie. Dzisiaj stanowi już 25 proc. rynku. Poza tradycyjnymi metodami, czyli przemytem i produkowaniem podróbek, tanie, nieopodatkowane papierosy zdobywa się przez wybiegi prawne.
Najpopularniejszy proceder to samodzielne skręcanie papierosów z suszu sprzedawanego w torebkach. Inni przerzucają się na e-papierosy (ich Ministerstwo Finansów opodatkować nie chce). Ostatnio hitem stały się tzw. cygara imprezowe. To nic innego, jak wielkie papierosy, które rozrywa się, tnie tytoń (np. w niszczarce do papieru) i skręca z niego nawet 20 papierosów. Przez preferencyjną stawkę akcyzy wszystko kosztuje 5 zł, a nie 13 zł, jak legalne papierosy.
Przyczyna jest prosta. Wyjaśnia ją jedna z podstawowych zasad ekonomii, czyli krzywa Laffera. Stworzony w latach 70. XX wieku model pokazuje, że podnoszenie podatków zwiększa wpływy budżetu tylko do pewnego momentu. Po przekroczeniu punktu krytycznego dochody są coraz niższe (głównie dlatego, że podatki są za wysokie i płatnicy uciekają do szarej strefy).
Ale jak widać w świecie wielkich finansów, ogromnych tabel z danymi, których podliczenie zajmuje niemal pół roku, takie proste prawa ekonomii nie mają posłuchu. Być może są zbyt proste i oczywiste? Dlatego należy się spodziewać dalszej podwyżki akcyzy na papierosy. I tego, że wkrótce palacze będą przywozić wagony z Niemiec i Skandynawii.