Przemysław Wipler, były rzecznik Unii Polityki Realnej, zakończył krótką karierę w nowej partii Jarosława Gowina i chce utworzyć w Sejmie koło sympatyków Janusza Korwin-Mikkego. Z kim? Gdyby brać pod uwagę tylko tych polityków, którzy tak jak on zaczynali w UPR-ze, wyszłoby całkiem liczne towarzystwo kandydatów. Julia Pitera, Cezary Grabarczyk, Tomasz Tomczykiewicz – m.in. ci czołowi politycy Platformy są "dziećmi Korwina".
"Jestem w stałym kontakcie z Januszem Korwin-Mikkem. Chciałbym jego formacji złożyć propozycję współpracy" – ogłosił Wipler tuż po tym, jak zakończył polityczny romans z Polską Razem Jarosława Gowina. Nieoficjalnie słychać, że z tej współpracy może narodzić się nowe koło poselskie. Szef stowarzyszenia Republikanów miałby zaprosić do niego sympatyków Korwin-Mikkego, w tym, jak pisze "Rzeczpospolita", kilku członków Solidarnej Polski, posłów niezależnych i jednego polityka koalicji rządzącej.
Personalia na razie nie są znane, ale już na tym etapie to zaskakujące, że znaleźli się parlamentarzyści gotowi otwarcie zadeklarować pro-korwinowskie sympatie. Lider Kongresu Nowej Prawicy spychany jest przecież w ostatnich latach na margines i choć jego partia całkiem nieźle wypada w sondażach, trudno sobie wyobrazić, by miała być reprezentowana w Sejmie. To zupełnie inaczej niż jeszcze kilkanaście lat temu, kiedy krótsze lub dłuższe epizody zaliczali w niej politycy znani dziś z pierwszych stron gazet. Wipler jest tylko jednym z wielu przykładów.
"Młody byłem…"
– Korwin mnie, młodego polityka, uwiódł swoimi poglądami – mówi w rozmowie z naTemat Cezary Grabarczyk, wicemarszałek Sejmu z PO, były minister infrastruktury. Miał 30 lat, kiedy w 1990 roku obejmował stanowisko przewodniczącego Unii Polityki Realnej w Łodzi. Jak wspomina, decyzja o współpracy z Korwin-Mikkem była pokłosiem studenckich fascynacji.
– Pochłanialiśmy z kolegami literaturę, z której wynieśliśmy przekonanie, że trzeba stawiać na rozwój wolnego rynku i zabezpieczać szeroko rozumianą wolność człowieka. To były główne motywy, dla których wstąpiliśmy do UPR-u. Ale tak, sama postać Korwina też miała znaczenie. Jego jednoznaczne poglądy i bezkompromisowe opisywanie świata bardzo imponowały wtedy młodym, były atrakcyjne – zaznacza.
Jego przygoda z UPR-em nie trwała jednak długo. Skończyła się jeszcze w tym samym roku, a poszło o wybory prezydenckie. – Łódzkie środowisko partii uważało, że trzeba wesprzeć kandydaturę Lecha Wałęsy. Prezes twierdził, że to on jest najlepszym kandydatem. Stanęło na drugiej opcji, a my, ja i koledzy, ewakuowaliśmy się – mówi.
"Pani Julia" wysadza prezesa
Zdecydowanie mocniej w historii partii Korwina zapisała się partyjna koleżanka Grabarczyka i była pełnomocniczka rządu ds. walki z korupcją, Julia Pitera. Ona legitymację UPR-u nosiła przez cztery lata. Zaczęło się od rozmowy ze Stanisławem Michalkiewiczem w 1994 roku, w której sama zaproponowała, że może reprezentować korwinowców w wyborach samorządowych.
– Zapytałam komitet Prawica Razem [współtworzony przez UPR], czy nie znalazłoby się dla mnie miejsce na liście. Okazało się, że na warszawskim Mokotowie nie ma nikogo, kto zorganizowałby kampanię. Więc ja wzięłam to wszystko na siebie i uzyskaliśmy bardzo dobry wynik – wspomina.
Stanowisko radnej szybko wywindowało Piterę na szczyt partyjnej hierarchii. Zasiadała nawet w Radzie Głównej UPR-u. – To zabawna historia. Któregoś dnia przyszłam na posiedzeniu zjazdu plenarnego, który wybierał połowę członków tego ciała i niespodziewanie ktoś z sali zgłosił moje nazwisko. Byłam totalnie zaskoczona, ale się zgodziłam. Wiedząc, jaki jest stosunek Korwina do kobiet, pomyślałam, że wytnę mu taki kawał. No i się udało – śmieje się posłanka.
Co się stało, że rozstała się z UPR-em? Była zbyt ambitna. Jak relacjonował w rozmowie z "Newsweekiem" Stanisław Michalkiewicz, skierowała do statutowego organu partii, tzw. Straży, wniosek o usunięcie z partii jego oraz samego Korwin-Mikkego. "Nic z tego nie wyszło i pani Julia opuściła UPR" – komentował współzałożyciel partii.
Gen Korwina
Do listy dawnych współpracowników "króla niepokornych" dorzucić trzeba jeszcze dwa nazwiska z PO: Sławomira Nitrasa i Tomasza Tomczykiewicza. Pierwszy, dziś europoseł, wstąpił do UPR-u jako 18-latek i zaczytywał się w tekstach Korwina. "Szukałem prostych odpowiedzi. Pociągał mnie świat oparty na wolności i tradycji. Kierunek przemian w Polsce średnio mi się podobał. Wydaje mi się, że krytyczne spojrzenie na rzeczywistość, jaka by ona nie była, nawet najlepsza, jest naturalne dla dwudziestoletniego człowieka" – pisze na swojej stronie internetowej.
W nocie biograficznej drugiego nie ma ani słowa o UPR-owskiej przeszłości. Tomczykiewicz (były szef klubu Platformy) mówił o niej jednak w wywiadzie dla "Najwyższego Czasu". Tak jak koledzy stwierdził, że "to była dobra szkoła dla młodych" i zaznaczył, że później, już jako burmistrz Pszczyny, próbował realizować program ugrupowania. "Dziś nie da się tak łatwo tego forsować. Ale wielu polityków pochodzi z UPR, to chyba jest dowodem, że te poglądy mają znaczenie" – stwierdził.
No właśnie: czy mają znaczenie na tyle, by zdecydować się na dołączenie do parlamentarnego koła sympatyków Korwina? Rozmówcy naTemat wykluczają taką opcję. – Nigdy w życiu. Ja w ogóle wątpię, czy Korwin ma jakiekolwiek szanse na powrót do polityki. Poza młodymi ludźmi, którzy zawsze wyznają radykalne poglądy, trudno będzie mu o poparcie. Wątpię, by inni posłowie deklarowali poparcie dla niego – komentuje Pitera.
– Znam wiele osób, które otarły się O UPR i nie widzę więzi między nimi. Wipler to syn marnotrawny Korwina, ale nie pociągnie za sobą innych "dzieci" – podkreśla Grabarczyk.