
Gdy związek robi się poważny, coraz częściej zadajemy sobie pytanie "razem czy osobno". Dotyczy tysięcy spraw, ale mało której tak bardzo, jak pytania o wspólne finanse. Pieniądze potrafią niszczyć najlepsze przyjaźnie, więc odpowiedź jest wyjątkowo trudna. Szczególnie jeśli zaczynamy myśleć na przykład o konieczności założenia wspólnego konta. – Samodzielność finansowa to podstawa zdrowego układu – mówią nam młodzi, zakochani ludzie. Jednak nie wszyscy ich rówieśnicy są o tym przekonani.
REKLAMA
Naukowcy z Uniwersytetu Iowa ogłosili wyniki badań, z których wynika, że wspólne konto bankowe to najlepszy sposób na utrwalenie związku. W rozmowach z naTemat nie wszyscy młodzi Polacy zdają się jednak tym naukowym dowodom ufać...
– Wstręt do wspólnych finansów wynosi się chyba trochę z domu. Myślę, że każdy ma takie wspomnienia, gdy rodzice kłócili się o pieniądze. Ja sobie obiecałem, że nigdy takich tematów nie będę przerabiał z moją dziewczyną i tego się trzymam – mówi mi 26-letni Piotr z Katowic, który od prawie trzech lat jest z Marią. Mieszkają wspólnie od ponad dwóch lat, ale finansowo wciąż starają się być maksymalnie samodzielni. – Moim zdaniem, to jest podstawa zdrowego układu w poważnym związku – stwierdza Marysia.
Relikt przeszłości?
W jej ocenie, nie ma nic dziwnego w tym, że para mieszkająca razem nie musi mieć od razu wspólnego budżetu na życie. Oczywiście poza opłatami. – Co miesiąc robimy normalną zrzutkę na czynsz i opłaty. Podobnie w sytuacjach, gdy trzeba coś do mieszkania kupić albo naprawić. Z lodówką każdy widzi, czy czegoś brakuje więc kupuje we własnym zakresie, ale jest jasne, że co jest moje, to i Piotrka – tłumaczy 25-latka.
W jej ocenie, nie ma nic dziwnego w tym, że para mieszkająca razem nie musi mieć od razu wspólnego budżetu na życie. Oczywiście poza opłatami. – Co miesiąc robimy normalną zrzutkę na czynsz i opłaty. Podobnie w sytuacjach, gdy trzeba coś do mieszkania kupić albo naprawić. Z lodówką każdy widzi, czy czegoś brakuje więc kupuje we własnym zakresie, ale jest jasne, że co jest moje, to i Piotrka – tłumaczy 25-latka.
Podkreśla jednak, że nie widzi najmniejszej potrzeby, by teraz lub nawet w przyszłości przelewać pensję na konto Piotra lub założyć zupełnie osobne. – Czemu miałoby to służyć? Chyba tylko większemu zamieszaniu w życiu. Takie rozwiązania to relikt dawnych czasów, gdy związki były ułożone tak, że jeden z partnerów trzymał kasę. Ja tego do podreperowania ego nie potrzebuję, Marysia chyba też nie – dodaje Piotr.
Ich sposób na finanse w związku pozwala uniknąć innego zjawiska, którym również niedawno zajmowali się amerykańscy naukowcy. Chodzi mianowicie o relację między wielkością wspólnego budżetu a podejściem partnerów do wydawania pieniędzy. Jak nie trudno się domyślić, socjologiczne badania potwierdzają tylko, że rozrzutnym ludziom źle może układać się ze skąpcami, a i podobne charaktery mogą się w pewnym momencie pokłócić o pieniądze.
Coś wspólnego, coś na przyszłość...
– Dziecko wiele zmienia. Zaczyna się myśleć nie tylko o pieniądzach swoich, ale i tym, co zostawimy jemu – przekonują tymczasem Alicja i Maciek, 29-latkowie z Gdańska, którzy na połączenie kont zdecydowali się nieco ponad pół roku temu. Właśnie wtedy, gdy do przyjścia na świat szykowała się ich maleńka Zuzia. – My znamy się jednak od sześciu lat. To, po takim okresie wspólnego życia, staje się też w jakiś sposób wygodne – tłumaczy Alicja.
– Dziecko wiele zmienia. Zaczyna się myśleć nie tylko o pieniądzach swoich, ale i tym, co zostawimy jemu – przekonują tymczasem Alicja i Maciek, 29-latkowie z Gdańska, którzy na połączenie kont zdecydowali się nieco ponad pół roku temu. Właśnie wtedy, gdy do przyjścia na świat szykowała się ich maleńka Zuzia. – My znamy się jednak od sześciu lat. To, po takim okresie wspólnego życia, staje się też w jakiś sposób wygodne – tłumaczy Alicja.
Zwraca też uwagę, że na taki krok nie wolno nigdy decydować się zbyt pochopnie i szybko. – Jak formalnie zaczyna się mieć naprawdę wspólny majątek, to trzeba znać człowieka, z którym się w ten układ wchodzi. Trzeba wiedzieć, czy i jak wysokie ma długi i jakie ma podejście do wydawania pieniędzy – radzi. Jej partner zwraca natomiast uwagę, że wśród ich znajomych na wspólnym koncie w związku sparzyły się głównie kobiety. – Chłopak jednej z naszych przyjaciółek zaczął żyć ponad stan i prawie wpędził ją w poważny dług. Inna znajoma straciła sporo pieniędzy, bo facet okazał się hazardzistą – wspomina.
Alicja i Maciek nie pozostawiają jednak wątpliwości, że założenie wspólnego konta to pewnego rodzaju rezygnacja z wolności, która łączy dzisiaj bardziej niż niegdyś pierścionek zaręczynowy. – Kolejny etap to chyba tylko wspólny kredyt hipoteczny i przypieczętowanie związku przed instytucją o wiele bardziej stanowczą niż Kościół lub Urząd Stanu Cywilnego – ironizuje Maciej.
"W prawdziwym związku wszystko jest wspólne"
Wydaje się jednak, że nie ma jednej reguły. Przykładem są na to Karolina i Karol z Krakowa. To najmłodsi z moich rozmówców. Są tuż po dwudziestce i dopiero wprowadzili się do swojego pierwszego wspólnego mieszkania. A raczej pokoju w mieszkaniu wynajmowanym wspólnie z innymi studentami. Od dawna starali się jednak, by ich budżet był maksymalnie wspólny.
Wydaje się jednak, że nie ma jednej reguły. Przykładem są na to Karolina i Karol z Krakowa. To najmłodsi z moich rozmówców. Są tuż po dwudziestce i dopiero wprowadzili się do swojego pierwszego wspólnego mieszkania. A raczej pokoju w mieszkaniu wynajmowanym wspólnie z innymi studentami. Od dawna starali się jednak, by ich budżet był maksymalnie wspólny.
– Nie jesteśmy do końca samodzielni finansowo, bo nasze studenckie posady nie wystarczają na wszystko. Pod koniec ubiegłego roku postanowiliśmy jednak założyć sobie "trzecie" konto. Oprócz tych osobistych, które mamy od lat, na tym gromadzimy pieniądze potrzebne na mieszkanie, podstawowe wydatki i to, co chcemy zaoszczędzić na jakieś zakupy do mieszkania – wyjaśnia mi Karol.
Podobnie, jak wspomniani wcześniej naukowcy z Iowa, młodzi krakowiacy są pewni, że właśnie posiadanie wspólnego konta jest najlepszym wyznacznikiem tego, jak poważnie traktuje się wspólną przyszłość. – Może mówienie o odpowiedzialności i wspólnocie w związku jest staromodne, ale kto powiedział, że stare metody muszą być słabe? Za nami prawie pół roku takiego układu miłosno-finansowego i jeszcze ani razu nie żałowałam – zapewnia Karolina.
