Ukraińskie aktywistki pokazują piersi w walce przeciwko bohaterom głośnych sekskandali, Aleksandrowi Łukaszence, Władimirowi Putinowi, przemocy wobec kobiet muzułmańskich, cenzurze na Ukrainie. Niemal za każdym razem są aresztowane przez policję. Zawsze przyciągają tłumy gapiów i media. Ukrainki walczą o słuszną sprawę, czy o własną popularność?
"Femen chce rozwijać cechy przywódcze, intelekt i moralność młodych kobiet na Ukrainie" - to dewiza organizacji. Cele? Równouprawnienie, walka z prostytucją i poniżaniem kobiet. Środki: rozbierane protesty, wulgaryzmy, skandale. I pytanie: czy kobiety nie mają innych sposobów na to, by poruszać ważne dla nich sprawy.
Ukraińska organizacja Femen istnieje od 2008 roku. Początkowo kobiety zwoływały niewielkie protesty popierające równouprawnienie w życiu publicznym. Jak same twierdzą, nikt ich jednak nie zauważał. Sytuacja zmieniła się po wyborach w 2010 roku, kiedy po klęsce obozu Pomarańczowej Rewolucji, do władzy w kraju ponownie doszedł Wiktor Janukowycz. Wtedy podjęły decyzję o tym, że ich protesty muszą zyskać społeczny rozgłos i będą miały rozbieraną formę.
- Chcemy zwalczać seksizm seksizmem - powiedziała Inna Szewczenko, jedna z działaczek Femen w rozmowie z "Gazetą Wyborczą".
Udało się. Dziś o Ukrainkach mówi niemal cały świat. Organizacja zrzesza już 300 kobiet, z czego ok. 20 aktywistek pokazuje swoje nagie piersi. Dziewczęta początkowo protestowały na Ukrainie. Dziś odwiedzają już nawet najdalsze zakątki Europy. Gdziekolwiek się pojawią, wywołują skandale - lokalni fotoreporterzy z chęcią przychodzą na zdjęcia, a gazety piszą coraz dłuższe artykuły.
"Białoruski scenariusz"
11 września, Warszawa. Wymalowane w polskie i ukraińskie barwy aktywistki pozorują podczas konferencji prasowej stosunek. To protest przeciwko seksbiznesowi w czasie Euro2012. 18 stycznia, Kijów. Kilka nagich do pasa kobiet przynosi pod ambasadę Indii flagi tego kraju. Protestują przeciwko zaostrzeniu przepisów wizowych dla Rosjanek, Ukrainek i Kirgizek. Uważają, że Hindusi traktują je jak potencjalne prostytutki. 8 marca, Stambuł. Nagie kobiety ucharakteryzowane jak ofiary ciężkich pobić protestują przeciwko przemocy wobec kobiet w Turcji.
W swoich protestach aktywistki czasem posuwają się do zdumiewająco odważnych kroków. W grudniu, rocznicę wyborów prezydenckich i protestów opozycji, rozebrały się przed siedzibą KGB w Mińsku. Inna Szewczenko, Oksana Szaczko, Aleksandra Niemczinowa chwilę po aresztowaniu zostały uznane za zaginione. Ich komórki przestały odpowiadać, a o nich samych nikt nie udzielał informacji. Odnalazły się dobę później w lesie nieopodal stolicy - nagie, pobite, z ogolonymi głowami. Władze Białorusi wysłały sygnał ostrzegawczy.
Działaczki Femenu próbowały także swoich sił w walce z Władimirem Putinem. Podczas marcowych wyborów chciały ukraść urnę z głosami - akcję nazwały "kradnij dla Putina". Kobiety zostały schwytane przez policję i po odbyciu aresztu deportowane na Ukrainę. W Rosji zyskały status osób niepożądanych na jej terytorium, i - jak mówią - dostały ostrzeżenie, że jeśli spróbują protestować po raz kolejny, rosyjska policja zastosuje do nich "białoruski scenariusz".
Aktywistki z Femen nie zamierzają jednak zmieniać ani celów, ani form protestów. Działaczki póki co szukają jednak sposobów na finansowanie coraz większych potrzeb. Właśnie wprowadziły do obiegu serię gadżetów: za kilka do kilkudziesięciu dolarów można kupić kubeczki, eko-torby na zakupy i koszulki z logo organizacji ozdobione niebieskim i żółtym kołem. Oryginalność - a więc i wartość produktów polega na tym, że malunki to oryginalne odciski piersi jednej z działaczek.
- Dziewczyny sporo sobie liczą za gadżety i rozumiem, że kierują je przede wszystkim do zagranicznych klientów (potencjalnych seksturystów?) - pyta kąśliwie na łamach "Nowej Europy Wschodniej" Paweł Pieniążek.
O działaniach Femenu krytycznie wypowiada się także polska feministka, Agnieszka Graff. Na łamach "Krytyki Politycznej" zauważyła, że dziewczyny z Femen nie pojawiły się (nawet ubrane) na pierwszej ukraińskiej manifie, której udało się przyciągnąć ok. 200 kobiet. - Były wielkimi nieobecnymi - pisze Graff i zaznacza, że panie nie cieszą się wśród ukraińskich feministek zbyt dobrą opinią.
-Dla jednych Femen to żaden feminizm tylko medialne popisy i autopromocja (…), inne głosy zdradzają jednak fascynację tym ludycznym buntem przeciw brutalnie patriarchalnej kulturze i cieszą się, że zwraca uwagę na problemy kobiet - pisze.
Zdaniem dr Wojciecha Jabłońskiego, specjalisty od Public Relations, takie działania aktywistek jedynie spłycają przekaz. - Nie chodzi im o nic więcej niż o zainteresowanie - mówi w rozmowie z naTemat. - Środek przekazu jest też przekazem. W poważnych sprawach potrzeba poważnych środków, a pokazując piersi, aktywistki jedynie się ośmieszają. Ludzie widzą cycki, nie widzą problemu.
Dr Jabłoński podaje przykład wrześniowego protestu w Warszawie. Działaczki protestowały przeciwko prostytucji podczas mistrzostw Europy w piłce nożnej, same wchodząc w buty prostytuek - podczas konferencji prasowej markowały wulgarny stosunek. Wywołały tym rozgłos, ale czy osiągnęły cel?
Zdaniem specjalisty od PR, działaczkom Femenu raczej nie chodzi o słuszną sprawę, ale o… popularność. - Może marzy im się kariera medialna? W ludziach drzemie pragnienie rozgłosu. W tym przypadku nie ma pomysłu, jak go zdobyć, ale jest odwaga - ocenia.