Takie klasyczne zakłady znikają, bo trudno utrzymać się z ich prowadzenia.
Takie klasyczne zakłady znikają, bo trudno utrzymać się z ich prowadzenia. Fot. Wojciech Jargiło / Agencja Gazeta

"Naprawdę uważam, że polscy rzemieślnicy powinni zacząć cenić swoje umiejętności" - przekonuje Maciej Nowak zafascynowany profesjonalizmem, z którym zetknął się u jednej z krawcowych. Usługa była tak dobra, że krytyk postanowił zapłacić dwa razy więcej niż żądała. Tacy klienci rzemieślnikom zdarzają się jednak rzadko. - Z naszego fachu coraz trudniej wyżyć, więc zakłady znikają - słyszę od doświadczonych krawcowej i szewca.

REKLAMA
Rzemieślnicy od zawsze byli w cenie. Dobry fach w ręku przez wieku pozwalał na przyzwoite utrzymanie się, a lokalna społeczność zwykle nie szczędziła podziwu za dobrze wykonaną robotę. Wydaje się, że tak było jeszcze do niedawna. Niezauważenie krawcowe, szewcy, czy zegarmistrze znikają jednak jeden po drugim. Coraz trudniej im związać koniec z końcem w czasach, gdy zepsutą rzecz wolimy wymienić od razu na nową zamiast naprawić, a nawet jeśli decydujemy się na naprawę, chcemy, by wykonano ją po kosztach.
U rzemieślnika zaoszczędzisz
Tymczasem rzemieślnicy starej daty to zwykle nie tylko gwarancja niskiej ceny, ale przede wszystkim rzadko spotykanego dziś w usługach profesjonalizmu. Zaskoczenie nim niedawno opisywał na swoim facebookowym profilu Maciej Nowak:

Trudno dziwić się zdziwieniu tej krawcowej hojnością klienta. Maciej Nowak należy bowiem do dwóch wymierających grup. Po pierwsze, zamiast decydować się na zakupy nowej rzeczy, pomyślał o naprawie starego płaszcza. Po drugie, rozumiał prawdziwą wartość usługi, którą dla niego wykonała ta kobieta. Jak mówią mi rzemieślnicy z kilkudziesięcioletnim stażem, to dziś prawdziwa rzadkość.
- Moi klienci od dobrych kilku lat to w zasadzie dwie stricte określone grupy. Pierwsza to starsi ludzie, którzy liczą każdy grosz i są przywiązani do swoich rzeczy. Nie stać ich na nowe buty, więc przychodzą reperować te kupione przed laty. Takie solidne, które nawet kilka razy do mnie mogą trafiać, a ja je jestem w stanie odpicować - mówi mi 62-letni pan Marcin, który zakład szewski prowadzi od 1970 roku.
"Nie mogę wariować z cenami"
Zupełnie inna jest druga grupa klientów doświadczonego szewca. - Dość często przychodzą ludzie widać, że majętni. Czasem się zdarzy, że przybiega czyjaś asystentka i prosi, by o jakieś ekspresowe zlecenie dla szefowej. Przy takich klientach trzeba uważać, bo pracuje się na bucie wartym czasem miesięczną pensję - tłumaczy. Pan Marcin od razu zaznacza jednak, że zwykle stawka jest jednak jedna i taka sama dla każdego klienta. - Nie mogę wariować z cenami, bo szewc musi być na tyle tani, by nie chciało kupować się nowej pary butów - mówi. I dodaje, że ostatni napiwek zdarzył mu się jeszcze w poprzednim ustroju.
Na wielkie pieniądze zresztą już nie liczy. Z rówieśników w fachu w okolicy został już tylko on. Ostatnie lata warsztat ma otwarty tylko przez kilka godzin i próbuje dorabiać dzięki tamu do emerytury. - To ma jednak coraz mniejszy sens. Większość ludzi kupuje buty za małe pieniądze i co chwila je wymienia. Tradycyjnego szewca zastępują też te tanie sieciowe punkty, w których nie trzeba mieć nawet papierów, by znaleźć pracę - żali się. Latem zamierza ostatecznie zamknąć zakład.
Niewiele lepiej mają się fachowcy w krawiectwie. - Wciąż istnieją szkoły, które uczą tego zawodu. Młode dziewczyny nie garną się jednak do pracy w zakładach, czy nawet zakładania swoich, bo teraz jest parcie na prawdziwą modę. Każda chce zostać projektantką. Jak się nie udaje, to idą szyć dla jakiś większych firm - mówi mi o współczesnym krawiectwie pani Marianna. Moja rozmówczyni ma za sobą prawie trzydzieści lat w zawodzie i kilkadziesiąt wychowanych uczniów. Od pięciu lat chętnych do doskonalenia wiedzy jednak nie ma.
Rzemieślnik, to jest ktoś
- I ja się im nie dziwię. Kiedyś być krawcową, zaczepić się w dobrym zakładzie, to było coś. Teraz prowadzenie takiego miejsca jest ciągłą walką o przetrwanie. Trzeba szukać jakichś nisz. Nie można już czekać na zamówienia przy ladzie - tłumaczy. Dla niej taką niszą okazały się zamówienia na poprawki krawieckie od młodych dziewczyn potrzebujących pomocy fachowca przed studniówkami i ślubami. - Teraz ślubne zlecenia są chyba najlepsze. Można przyzwoicie zarobić - dodaje.
Pani Marianna od razu zaznacza jednak, że dawno minęły czasy, gdy do krawcowej przychodziło się wydać pieniądze. Dziś każdy próbuje raczej w ten sposób zaoszczędzić. - Targować się potrafią nawet ludzie, którzy przynoszą do poprawek drogie ubrania. To znaczy, oni się nie targują tak otwarcie. Są raczej zdziwieni ceną usługi, czasem też tym, że trzeba poczekać kilka dni. A i tak mam już stawki niższe niż parę lat temu, gdy jednak życie kosztowało mniej - mówi.
Ona nie zamierza się jednak poddawać. Ostatnio mocno jej fachem zaczęła interesować się nastoletnia wnuczka, która podpowiada jej pomysły na to, jak na krawiectwie zarobić w dzisiejszych czasach. - Być może przyszłością są zamówienia przez internet i tworzenia jakichś - choćby drobnych - własnych rzeczy, dodatków dla reklamy. Może w wirtualnym świecie jest szansa dla prawdziwego rzemiosła - stwierdza. - Mody wracają, mam wrażenie, że wróci też ta na rzemiosło. Coś czuję, że młodzi jakoś je znowu docenią, bo inspirują się przeszłością.
Krawcowa obawia się jednak, że do przeszłości na dobre odeszły jednak czasy, gdy u krawcowej, szewca, czy zegarmistrza można było nie tylko coś naprawić lub poprawić, ale i - jak stwierdza moja rozmówczyni - "prowadzić lifestyle". - Kiedyś dobry fachowiec to był przyjaciel. Szło się od niego nie tylko coś załatwić, ale też pogadać, poplotkować, a nie tylko rzucić zamówienie i szybko uciekać - wspomina.