
Paweł M., autor prowokacji w gdańskim sądzie trafił do aresztu. W apogeum afery Amber Gold zadzwonił do prezesa sądu w Gdańsku i podając się za pracownika Kancelarii Premiera próbował wpłynąć na postępowanie. Zapis rozmowy opublikowała „Gazeta Polska Codziennie”. Za kilka kilka zarzutów Pawłowi M. grozi 8 lat więzienia.
REKLAMA
Co najmniej dwa tygodnie będzie przebywał w areszcie Paweł M., autor prowokacji ws. Amber Gold. Prokuratura uzasadnia, że to niezbędne, bo od półtora roku nie udało się przesłuchać mężczyzny – informuje „Gazeta Wyborcza”. A zarzuty na nim ciążące są poważne.
Płatna protekcja, podstępne zachowanie w celu oskarżenia innej osoby, podawanie się za funkcjonariusza publicznego. Pawłowi M. grozi nawet osiem lat. CZYTAJ WIĘCEJ
Źródło: "Gazeta Wyborcza"
We wrześniu 2012 roku, kiedy wybrzmiewało echo afery Amber Gold, Paweł M. zadzwonił do prezesa sądu w Gdańsku Ryszarda Milewskiego. Podał się za pracownika Kancelarii Premiera i próbował wpłynąć na śledztwo. Milewski był wyjątkowo spolegliwy, za co zapłacił stanowiskiem prezesa sądu. Zapis rozmowy opublikowała „Gazeta Polska Codziennie.
– Jestem idealistą, ale w Polsce niestety za to dostaje się baty. Dziś jedna z dziennikarek pytała mnie nawet, czy się nie boję, bo pojawiają się już sugestie, że ktoś za mną stoi. Ale nie boję się, bo mam odwagę i mam brawurę, choć przyznam, że w tej chwili moja sytuacja nie jest dobra – mówił Paweł M. w wywiadzie, którego udzielił naTemat po prowokacji.
Źródło: "Gazeta Wyborcza"

