Jest afera! Dwóch kopaczy w wolnym czasie, po godzinach swojej pracy, wyruszyło w miasto. Odrobinę za dużo wypili i w efekcie trochę narozrabiali. Piszę "trochę", bo przynajmniej wiadomo, że nikogo nie pobili, a jeśli kogokolwiek lub cokolwiek narazili na szkodę, to głównie własną reputację. "Sławomir Peszko i Marcin Wasilewski zatrzymani po awanturze z taksówkarzem” – czytam od wczoraj, a zaraz po tym kolejne pytania: co na to Smuda? Co zrobi z nimi selekcjoner? Czy mają jeszcze jakąś przyszłość w reprezentacji?
Michał Pol, dziennikarz Sport.pl pisze na swoim blogu, że „decyzja o wycięciu z organizmu kadry tych dwóch organów jest KONIECZNA”, a ja pytam: dlaczego? Bo uważam, że odpowiedź na pytanie „co Smuda powinien zrobić z dwójką balangowiczów?” ma tylko trzy litery: NIC.
Nie będzie to sprawiedliwe w kontekście wyrzucenia z kadry Boruca z Żewłakowem, ale jaki sens ma brnięcie w głupotę (tak, tamtą decyzję uważam za głupią) i wyrzucanie kolejnych, byle tylko pozostać konsekwentnym.
Wystarczy zadać dwa inne, pomocne pytania:
1. Ile wczorajsza afera ma wspólnego z Euro i reprezentacją?
2. Jaki może mieć wpływ na kondycję kadry?
Oczywiście, Peszko i Wasilewski zachowali się jak bezmyślni idioci (być może głównie Peszko - tak wynika z medialnych doniesień). Nieodpowiedzialnie, głupio, źle… Nie ma wątpliwości, że należy się za to dotkliwa kara, ale czy na pewno powinien wymierzyć ją Smuda? Czy ten kwietniowy wyskok w Kolonii ma aż tak wiele wspólnego z formą na czerwcowy turniej? Argument, że Peszko i „Wasyl” źle się prowadzą na dwa miesiące przed Euro, to absurd. Prowadzą się tak, jak wszyscy. Po prostu wyszli na imprezę, która skończyła się dla nich dość nieszczęśliwie. Głównie wizerunkowo, bo od strony fizycznej za dwa dni nie będą odczuwać żadnych jej efektów.
Podobno urazili uczucia kibiców… Niestety, głównie tych, którzy tkwią w błędzie. Żyją w przekonaniu, że profesjonalny sportowiec wraca do domu po pracy, zjada niskotłuszczową kolację i o 22. kładzie się do łóżka.
Piłkarze pili, piją i będą pili. A nieraz, choć nie ma w tym żadnej reguły, na boisku najbardziej zachwycają nas ci, którzy między treningami potrafią się nieźle zabawić.
Co powinien zrobić Smuda?
Może na przykład wezwać obu nieszczęśników i postawić sprawę jasno: „nawywijaliście w swoim wolnym czasie, po meczu, po godzinach pracy, ale zachowaliście się jak kretyni. Czeka was za to kara, jednak największy wstyd przynieśliście swoim klubom i to one wam ją wymierzą. Nie chcę więcej słyszeć podobnych historii. Na zgrupowaniach nie ma miejsca na takie zabawy, zapamiętajcie sobie to raz na zawsze, bo to wasza ostatnia szansa”. Sprawa byłaby załatwiona. Peszko zapłaciłby – dajmy na to – 50 tysięcy euro kary nałożonej przez władze klubu, został odsunięty od składu na jeden czy dwa mecze, ale przeprosił, odkupił winę i wrócił do gry.
Niezmiernie bawi mnie, jak Smuda chlapie jęzorem na lewo i prawo. Nie ma ich! Wypad! Są skreśleni, więcej w mojej reprezentacji nie zagrają! – pokrzykuje, a za chwilę odzywa się Rząsa, dyrektor ds. komunikacji z mediami i informuje, że żadna decyzja jeszcze nie została podjęta. To jak? „Wypad” czy „decyzja nie została podjęta”? Na pewno obaj czy może tylko Peszko? Po co te groźne pohukiwania, kiedy nawet nie wiadomo, jaką rolę w sprawie odegrał tam Wasilewski?
Na koniec należy odpowiedzieć także na drugie, zadane na początku, pytanie: jaki wpływ na kondycję kadry miałoby odsunięcie obu imprezowiczów? Na środku obrony zostalibyśmy z Perquisem ze złamaną ręką oraz z Głowackim, który na dobre usiadł na ławce w Trabzonie i nigdy nie wiadomo, kiedy dozna kolejnej kontuzji. Można mówić, że Peszko w Bundeslidze obniża loty, że jego gra nie zachwyca kibiców, ale obaj - choć w szczególności Wasyl - są reprezentacji potrzebni.
Smudzie bardzo łatwo przychodzi zgrywanie stanowczego w mediach, ale mam wrażenie, że nie jest to poparte myśleniem i elementarną rozwagą. Możemy wspaniałomyślnie zaklinać rzeczywistość, dalej uważać, że piłkarze nie tykają alkoholu i w żadnym wypadku nie mogą tego robić. Są święci i nieskazitelni. Ale niestety, rzeczywistość jest inna i Smuda wie o tym najlepiej. Z autopsji.
Póki mówimy o pojedynczych wyskokach, a nie faktycznym problemie, rozliczajmy ich z wyniku i sportowej formy. Nie z tego, czy poszli spać odpowiednio wcześnie, by wstać na świąteczną Rezurekcję.