W polskim parlamencie obsługą gastronomiczną zajmie się francuski koncern Sodexo.
W polskim parlamencie obsługą gastronomiczną zajmie się francuski koncern Sodexo. Fot. Sławomir Kamiński / Agencja Gazeta
Reklama.
Już nie założona w 1840 roku w Krakowie Restauracja Hawełka, ale wywodzące się z Francji Sodexo, będzie karmiło posłów, senatorów i pracowników Parlamentu. W sumie jakieś dwa tysiące osób. Do tego 140 tys. gości, którzy każdego roku odwiedzają Sejm. W tym ci z zagranicy. Dotychczas mogli spróbować tradycyjnych dań kuchni polskiej. Jak będzie teraz?
– Będą również dania polskie – wyjaśnia Jan Węgrzyn, wiceszef Kancelarii Sejmu. – Zwycięzcy zadeklarowali, że cztery razy do roku będą zmieniać menu – dodaje. Zmiana najemcy sejmowych restauracji nie oznacza jednak, że zmieni się to, co dostają zagraniczni goście.
Tylko dwie oferty
– Kiedy do Sejmu przyjeżdżają delegacje zagraniczne, to zgodnie ze zwyczajem gościmy je i wybieramy miejsca, gdzie ich zaprosić. Nie jest tych spotkań wiele, nie trzeba więc organizować przetargu – przy wyborze kierujemy się swoimi doświadczeniami i preferencjami gośćmi. Jeśli Sodexo okrzepnie w tej działalności u nas, to może uda się ustalić z nimi menu i takie spotkania z zagranicznymi delegacjami organizować w Sejmie – dodaje urzędnik.
Minister Węgrzyn narzeka na niewielkie zainteresowanie konkursem. – Wstępnie zainteresowało się tylko 13 firm, a ostatecznie złożono zaledwie dwie oferty – wylicza. – O wyborze Sodexo zdecydowała cała koncepcja, którą nam przedstawiono. Drugim czynnikiem była odpłatność za udostępnienie im powierzchni. Trzeci to szeroka oferta – kuchnia polska, orientalna, międzynarodowa. Poza tym oferowane ceny, dodatkowe świadczenia, takie jak zakupienie długoterminowego abonamentu – mówi.
140 tys. potencjalnych klientów
Ale konkurencja nie była ostra. – Cieszę się, że ktokolwiek się zgłosił – przyznaje Węgrzyn. – W konkursie mógł wystartować każdy podmiot działający w Polsce, legitymujący się doświadczeniem w prowadzeniu takiej działalności. Wśród 13 ofert były też małe firmy, mające kilka stolików, żywiące dziennie 100 osób, a to za mała skala – ocenia.
Fabryka pierogów w Sejmie
Hawełka w konkursie nie startowała. Kilka lat temu krakowska sieć chciała zaistnieć na warszawskim rynku i wygryzła całą konkurencję w sejmowym przetargu (zaczęli w 1996 roku, a w 2006 roku przejęli całą obsługę Sejmu). Raczej od początku jasne było, że do biznesu w Sejmie będzie dokładać. Ale miała inne źródła dochodu. Zajmowała się przygotowaniem pierogów dla sieci Zapiecek. Kiedy znaleźli dogodniejsze miejsce dla tej części biznesu wyjście z Sejmu było tylko kwestią czasu.
Sejmowych klientów ubywało, bo dotychczas chociaż jedzenie było głównie polskie, to nie wszystkim smakowało. Narzekano też na ceny. – Dwudaniowy obiad z kompotem to koszt 25 zł, a za 20 zł można zjeść w barze w Kancelarii Prezydenta, zaraz obok Sejmu – zauważa Maciej Mroczek, poseł Twojego Ruchu, który doradzał Kancelarii Sejmu przy wyborze nowego najemcy.
– Ceny w Hawełce odbiegają od cen w mieście, ale przede wszystkim odbiega jakość. I to na jej poprawie przede wszystkim nam zależało – zaznacza szef Komisji Regulaminowej Sejmu.
Drogo i niebezpiecznie
Wiele osób zraziło się do sejmowej kuchni. Od lat pojawiają się doniesienia o słabej jakości serwowanych tam potraw. Co prawda ani ja, ani moi redakcyjni koledzy nie mieli nigdy problemów żołądkowych po zjedzeniu w Hawełce, ale w 2007 roku sprawą zajmowała się nawet sejmowa komisja.
Na pewno nie pomogły też podejrzenia, że w lokalu używano soli drogowej (choć kontrola Sanepidu nie wykazała nieprawidłowości). – Nie jadałem w Hawełce, właśnie z powodu tego, co ludzie opowiadali o problemach żołądkowych – mówi poseł Mroczek. – Mam nadzieję, że teraz będzie można zjeść smacznie i zdrowo – dodaje.
Promocja swojego
Widocznie w tym przypadku hasło „dobre, bo polskie” nie ma zastosowania. A szkoda, bo promowanie rodzimych przedsiębiorców przez polityków to dzisiaj na świecie norma. Podczas wizyt w Polsce amerykańscy przywódcy zatrzymują się w sieciach wywodzących się z ich kraju. Barack Obama mieszkał w hotelu Mariott, John Kerry zatrzymał się w Sheratonie. Wożą ich z kolei limuzyny koncernu General Motors. Francuski prezydent Francois Hollande jeździ Peugeotem.
Oczywiście u nas nie ma szans, żeby przywódcy jeździli polskimi samochodami i spali w polskich hotelach. Ale mogliśmy zadbać o to, by posłowie mogli pochwalić się przed kolegami przyjeżdżającymi z innych krajów naszą bogatą tradycją kulinarną. Szkoda, że rodzime firmy nie stanęły na wysokości zadania i oddały pole Francuzom.