Prokuratura Okręgowa w Warszawie po prawie 48 miesiącach od katastrofy smoleńskiej poinformowała, że generał Andrzej Błasik w momencie wypadku nie miał we krwi alkoholu. Tym samym zaprzeczyła wersji z rosyjskiego raportu MAK, według której szef Sił Powietrznych był pijany. Ale czy nie za późno? I czy szeroko opisywanych w zagranicznych mediach doniesień o pijanym polskim generale nie powinny oficjalnie sprostować władze? – Za oskarżenia o kradzież kart Andrzeja Przewoźnika rzecznik rządu przepraszał Rosjan w ich języku. Teraz sprawa jest poważniejsza: konieczne jest oficjalne wystąpienie premiera – mówi naTemat Małgorzata Wassermann.
Pierwsze, co dziwi najbardziej w kontekście zleconej przez prokuratorów ekspertyzy, to właśnie fakt, że opublikowana została tak późno. Raport MAK, w którym znalazła się informacja, że we krwi generała Błasika stwierdzono 0,6 promila alkoholu etylowego, opublikowano przecież w styczniu 2011 roku. Ta wersja szybko poszła w świat, a część komentatorów skarży się, że do tej pory nie została przez polską stronę wystarczająco mocno zdementowana.
Dlaczego więc trwało to tak długo? – Sytuacja jest taka, że my otrzymaliśmy próbki, który były bazą do przeprowadzenia badań, w sierpniu 2012 roku. Prokurator przywiózł je do kraju w specjalnych lodówkach, a potem zostały zdeponowane w Instytucie Ekspertyz Sądowych w Krakowie i to instytut decydował o dalszym przebiegu prac. My nie odpowiadamy za termin i jakość badań. Odpowiada za to biegły – tłumaczy w rozmowie z naTemat kpt. Marcin Maksjan z biura prasowego Naczelnej Prokuratury Wojskowej.
Dlaczego eksperci z Krakowa nie zbadali próbek szybciej? Nie wiadomo. Szefowa instytutu Maria Kała nie znalazła czasu na rozmowę.
Konieczne dementi?
Pewne jest za to, że zwłoka prokuratury i instytutu dała szerokie pole do spekulacji, a także w Polsce często powtarzano rewelacje o "pijanym Błasiku". Marek Magierowski z "Do Rzeczy" nazywa to "toksyczną propagandą". "Żaden program informacyjny nie poinformuje widzów, jak było naprawdę. Jedyną szansą na to, by odkręcić po części tę propagandę Kremla, byłoby oświadczenie premiera, wygłoszone na specjalnej konferencji prasowej" – pisze w komentarzu.
Podobnych głosów pojawia się więcej. Sprowadzają się do wezwania, by ktoś, najlepiej sam premier, wystąpił z oficjalnym dementi w sprawie raportu MAK. Lepiej później, niż wcale. – Przypominam sobie, że kiedy rzecznik rządu Paweł Graś oskarżył rosyjskich funkcjonariuszy o kradzież kart kredytowych Andrzeja Przewoźnika, potem szybko pospieszył z przeprosinami. I to jeszcze po rosyjsku. Nie wyobrażam sobie, by dziś takiego wystąpienia nie było – ocenia Małgorzata Wassermann, córka zmarłego w katastrofie posła Zbigniewa Wassermanna.
– Teraz mijają praktycznie cztery lata i emocje opadają, ale wtedy, kiedy podano informację o pijanym generale, to był bardzo świeży moment. Pamiętam, jak przeżywała to jego żona Ewa. Wiem, że ataki na męża były dla niej dodatkowym ciosem, z którym nie mogła sobie poradzić – dodaje.
Wdowa po gen. Błasiku zabrała głos w wywiadzie dla portalu Niezalezna.pl. "Nie mogę zapomnieć, że kiedy dopominałam się o prawdę u rządzących, nikt nie chciał mnie wysłuchać. Mojego męża w najtrudniejszych chwilach nie wziął w obronę ani minister obrony narodowej, ani zwierzchnik Sił Zbrojnych prezydent Komorowski" – powiedziała.
"Przeprosiny? Od Rosjan"
Mało prawdopodobne jednak, że apele o oficjalne stanowisko premiera Tuska w tej sprawie odniosą skutek. Przede wszystkim dlatego, że druga strona polsko-polskiego sporu o Smoleńsk uważa, iż raport MAK został już sprostowany.
"Wyniki analiz prokuratury jasno potwierdzają, że na pokładzie Tu-154M nie doszło do eksplozji, a jego pasażerowie byli trzeźwi, co jednocześnie potwierdza wyniki raportu Millera. Pragnę zauważyć, że członkowie Komisji Millera już w uwagach do raportu MAK podali w wątpliwość wiarygodność informacji dotyczących stwierdzenia przez rosyjskich ekspertów alkoholu w krwi Dowódcy Sił Powietrznych" – ogłosił Maciej Lasek, szef rządowej komisji badającej katastrofę z 10 kwietnia 2010 roku.
Rzeczniczka rządu Małgorzata Kidawa-Błońska w rozmowie z naTemat też odwołuje się do ustaleń polskich ekspertów. – Komisja Millera odnosząc się do raportu Anodiny od razu zakwestionowała zawarte tam wnioski. To, co ustaliła prokuratura. jest tylko potwierdzeniem. Nigdy nie było żadnych dowodów na tezę o nietrzeźwym generale i nigdy też ze strony rządu nie było podobnych twierdzeń – podkreśla.
Zaznacza też, że wdowie po generale należą się przeprosiny, ale nie od polskich władz. – Pani generałowa na pewno doświadczyła bardzo trudnych sytuacji. Przeprosić powinna strona rosyjska, bo ze strony polskiej nie było cienia oskarżenia. Śledztwo trwa i musi zostać zakończone – mówi.
Z kolei zdaniem Pawła Deresza, męża Jolanty Szymanek-Deresz, zakończyć powinna się także dyskusja na temat wątku gen. Błasika i alkoholu. – Ta wersja z najnowszej ekspertyzy jest ostateczna. Trwało to długo, ale w końcu się doczekaliśmy. Raport MAK? To jest kwestia mediów, które podawały informację o nietrzeźwym generale. One powinny to odszczekać – ucina.