Joanna Erbel, stołeczna aktywista i działaczka społeczna, będzie kandydować na stanowisko prezydenta Warszawy. Trzydziestoletnia socjolożka, doktorantka UW, związana ze środowiskiem "Krytyki Politycznej", może w stołecznej polityce sporo namieszać. Jedni mówią, że to "czerwona księżniczka" – ci zarzucają jej pochodzenie i uważają, że brzmi, jakby cytowała Marksa – inni mówią "więcej takich księżniczek".
Czego chce Joanna Erbel? To proste. Miasta, które jest przyjazne mieszkańcom. Warszawy społecznej i socjalnej, jak powiedziała w jednym z wywiadów. A nam mówi tak: – Zależy mi, żeby mieszkanki i mieszkańcy Warszawy mieli nie tylko możliwość korzystania z miasta od święta, ale aby czuli się komfortowo na co dzień.
Bo takie "odświętne" inwestycje to znak rozpoznawczy polskiej polityki samorządowej. – Zbyt mało mamy troski o codzienny komfort życia. Wciąż istnieje przekonanie, że miasta może uratować tylko efekt Bilbao, czyli sytuacja, w której jedna wielka inwestycja przyczynia się do rozwoju całego miasta, bo staje się atrakcją turystyczną – mówi.
Na przykładzie polskich miast ten efekt miał zostać osiągnięty np. dzięki organizacji Euro 2012, do którego dołożono miliony złotych. Jej zdaniem teraz w ten sposób myślą władze Krakowa, dla których priorytetem jest zorganizowanie Igrzysk Zimowych w 2022.
– Pompuje się ogromne sumy w eventy zamiast przeznaczyć na takie obszary jak edukacja czy transport publiczny. W Warszawie w ostatnich latach zainwestowano w dwa ogromne stadiony: Stadion Narodowy i stadion Legii, ten ostatni z miejskich pieniędzy. Sport jest ważny, ale znacznie lepszy efekt dla zachowania zdrowia i promocji sportu byłyby mniejsze ogólnodostępne boiska piłkarskie, siatkarskie, wspieranie OSiRów czy budowanie skwerów sportu – mówi.
Przez ostatnie dwie kadencje obecnej prezydent Warszawy w stolicy niewiele działo się w tym kierunku, żeby Warszawa była bardziej dla mieszkańców, niż mieszkańcy dla niej. Co złego zaszło w tym czasie? – Podwyżki cen biletów komunikacji miejskiej. Prywatyzacja stołówek szkolnych. Prywatyzacja SPEC. Wycinki w Ogrodzie Krasińskich. Zaplanowanie Trasy Świętokrzyskiej, która pompuje ruch do centrum. Z rzeczy, które były koniecznie nie udało się Hannie Gronkiewicz-Waltz mimo, że jest wiceprzewodniczącą rządzącej w kraju Platformy Obywatelskiej, przeforsować przyjęcia uchwały reprywatyzacyjnej – wylicza jednym tchem Erbel.
Będzie społeczna prezydentka?
Warszawiacy ją znają. Wielu pomogła, angażując się w ruchy lokatorskie i inicjatywy społeczne, które nie mieszczą się w wąskich zainteresowaniach polityków. W tym roku za działalność na rzecz Warszawy i jej mieszkańców otrzymała "Stołek", czyli nagrodę stołecznej "Gazety Wyborczej". Niektórzy komentują to złośliwie, że "GW" robi Erbel, ze względu na bliskość ideologiczną, kampanię wyborczą na swoich łamach.
– Czuję, że w warszawskich mediach są ludzie, którzy przychylnie patrzą na moje działania. Myślę, że bierze się to stąd, że najprawdopodobniej będę jedyną społeczną kandydatką na prezydentkę Warszawy. Prawdopodobnie również najmłodszą (30 lat – red.) – skomentowała to w wywiadzie dla "Polityki Warszawskiej".
Ludzie, którzy działają na rzecz stolicy i jej mieszkańców potwierdzają, że jej zaangażowanie jest prawdziwe, a zmiany, które udało jej się wprowadzić – konkretne. Walczyła o to, by lokal, w którym przez lata mieścił się bar mleczny "Prasowy" na Marszałkowskiej nie stał się enklawą bogaczy. I udało się – dziś nowy "Prasowy" znowu należy do warszawiaków, którzy chcą dobrze i tanio zjeść, nie zaś do garstki wybrańców. A byłoby tak, gdyby nie zdecydowana postawa miejskich aktywistów.
Zresztą właśnie pod "Prasowym" ogłosiła swoją decyzję o próbie podboju Ratusza. Protestowała przeciw podwyżkom cen biletów ZTM, i tak już absurdalnie drogim. Działaczom, wśród których była także Erbel, udało się zebrać 20 tys. podpisów pod petycją. Mimo tej akcji podwyżce cen nie udało się zapobiec. – Nie możemy dawać się spychać na margines – mówiła ogłaszając swoją decyzję o kandydowaniu.
Performance, który ma sens
Jej start w wyborach to zapowiedź zmiany w stołecznej polityce, uważa politolog dr Błażej Poboży. – Warszawiacy coraz częściej uświadamiają sobie, że na poziomie miasta warto stawiać na prawdziwych bezpartyjnych liderów, społeczników czy aktywistów, którzy działalność w samorządzie traktować będą nie jako punkt wyjścia, trampolinę do dalszych politycznych karier, ale punkt dojścia, ich główny cel – wyjaśnia.
– Od dłuższego czasu obserwuję w stolicy narastający społeczny i pozytywny ferment. Warszawiacy interesują się swoim miastem, organizują, stowarzyszają. Świadczy o tym sukces budżetu partycypacyjnego, rozwój ruchów miejskich i lokatorskich, a w pewnym sensie także ubiegłoroczne referendum, które, choć nieskuteczne, doprowadziło do kilku zmian w polityce warszawskiej – dodaje naczelny portalu "Polityka Warszawska".
I prawdopodobnie o taki sam ferment chodzi w starcie Joanny Erbel w stołecznych wyborach. Ci, którzy dobrze znają środowisko warszawskich aktywistów i stołecznej polityki, traktują tę kandydaturę raczej w kategoriach pozytywnego performance'u. – To kandydatka niszowa, właściwie nisza niszy. Partia Zielonych, która ją wystawia w wyborach ma właściwie zerowe poparcie – mówi Mike Urbaniak, dziennikarz kulturalny wiedzący o wszystkim, co się dzieje w Warszawie.
Nie wygra, ale przetrze szlak
Eksperci zgadzają się, że jej szanse na wygraną są właściwie równe zeru, jednak nie o to chodzi w tej kandydaturze. – Bardzo dobrze, że startuje, bo może zadziała na zasadzie wirusa, który zainfekuje partyjnie zabetonowaną stołeczną politykę. Zapewne będzie brała udział w debatach z innymi kandydatami, będzie więc miała okazję skonfrontować starych wyjadaczy na temat tradycyjnie pomijanych kwestii, jak choćby sprawy lokatorskie czy gentryfikacja, którą się zajmuje – dodaje Urbaniak. Ten start dobrze zrobi lokalnej demokracji, bo, jak podkreśla radna dzielnicy Ochota ze stowarzyszenia Ochocianie Ingeborga Janikowska-Lipszyc, może spowodować, że w wyborach samorządowych znowu zaczną głosować ludzie zniechęceni do polityki przez polityków z pierwszych stron gazet.
Wartością jest to, że ta kandydatura – która teraz wprawdzie nie ma szans – może przetrzeć szlak dla młodego, niezależnego kandydata w przyszłości. Nie należy w tym jednak upatrywać zapowiedzi wielkich zmian w "dużej" polityce. Zresztą, jak podkreśla naczelny "Polityki Warszawskiej", nie takie są aspiracje tych, którzy angażują się w działalność samorządu lokalnego.
W starciu z kandydatami wielkich partii, jak kandydat SLD Sebastian Wierzbicki czy Jacek Sasin z PiS, za którymi stoją wielkie fundusze na kampanie i wsparcie partii, realne szanse Joanny Erbel to 3-5 miejsce w wyścigu o fotel prezydenta stolicy. – Jeśli jednak uda jej się zjednoczyć wokół siebie większość ruchów miejskich, lokatorskich i lokalnych dzielnicowych stowarzyszeń, ma szanse wprowadzić do rady miasta reprezentację firmowaną przez Zielonych. Problem w tym, że podobny cel mają WWS i Warszawa Społeczna, a i duże partie jak TR czy SLD również będą sięgać po lokalnych aktywistów starając się pokazać jako formacje otwarte na społeczników i samorządowców a nie tylko polityków.
"Czerwona księżniczka" rusza na Ratusz
Jej otwarta krytyka władz Warszawy, ukierunkowanych nie tyle na poprawę warunków życia mieszkańców miasta i uczynienie go bardziej przyjaznym, co inwestycje wizerunkowe, poglądy, które niektórym wydają się zbyt radykalne i przesunięte na lewo oraz fakt, iż pochodzi z zamożnej, inteligenckiej rodziny, sprawiają, że Joanna Erbel ma niemal tyle samo krytyków, co ludzi gotowych oddać na nią głos.
Niektórzy zastanawiają się, co taka "czerwona księżniczka", której dobre warunki pozwoliły na realizowanie się w karierze akademickiej i działalności społecznej, może wiedzieć o problemach zwykłych ludzi. Zarzucają jej, że nie jest wiarygodna. Że nie ma legitymacji. Na takie zarzuty odpowiada, że wręcz przeciwnie. Że z racji ułatwionego startu w dorosłość i komfortowych warunków jest zobligowana moralnie, by działać na rzecz innych.
Tę cechę cenią ci, którzy Joannę Erbel znają i popierają jej kandydaturę. – Bardzo się cieszę, że w najbliższych wyborach wystartuje więcej miejskich aktywistów. Przewietrzenie dobrze zrobi i radzie miasta, i radom dzielnic – mówi Ingeborga Janikowska-Lipszyc, radna dzielnicy Ochota. – Taka kontrkandydatka jak Joanna Erbel zmusi urzędującą panią prezydent, Hannę Gronkiewcz-Waltz do rozmowy o konkretach, a nie wygłaszania po raz kolejny okrągłych zdań z pominięciem najbardziej drażliwych kwestii, takich jak niedofinansowanie szkół i przedszkoli czy drastyczne podwyżki cen biletów komunikacji miejskiej.
A że Joannie Erbel usiłuje się przyklejać łatkę "bananowej księżniczki", która w dodatku ma lewicowe poglądy? Kto to słyszał? – Ja bym chciała, żeby wszystkie "księżniczki" były takie. Aktywne w sprawach, które są dla ludzi ważne – także tych, którzy nie potrafią walczyć o swoje prawa, nie wiedzą do kogo zwrócić się o pomoc. takich jak sprawy lokatorskie, którymi Joanna Erbel zajmuje się już od kilku lat – dodaje Janikowska-Lipszyc.
– Bardzo często widziałam ją na różnych miejskich akcjach, angażowała się, pomagała rozwiązywać problemy, negocjować z urzędnikami. Chciałabym więcej takich zaangażowanych księżniczek, mnie raczej martwią partyjni "działacze", którzy traktują samorząd lokalny tylko jako szczebel kariery.
"Nie widzę nic złego ani w piciu wina, ani w uprawianiu seksu"
A sama Erbel ze stoickim spokojem kwituje jeden ze złośliwych komentarzy na swój temat o tym, że jest "typową przedstawicielką bananowej młodzieży, która (…) nie musząc martwić się o byt doczesny zajęła się winem i seksem, połączywszy to wszystko z niezbyt skutecznym, ale za to bardzo głośnym, wrzeszczącym wręcz naprawianiem świata, obowiązkowo w zwiewnych sukienkach i oczywiście na nieodłącznej, holenderskiej czerwonej damce. Istna czerwona księżniczka".
– Angażując się w politykę brałam pod uwagę, że będę pod ostrzałem i złośliwe komentarze będą się pojawiały. Nie widzę nic złego ani w piciu wina, ani w uprawieniu seksu, czy chodzeniu w kolorowych sukienkach, ani tym bardziej w jeździe na rowerze. Nie zniechęca mnie to, bowiem wierzę w to, co robię i dostaję bardzo pozytywnego wsparcia od różnych środowisk. Mam nadzieje, że mój start w wyborach i kampania sprawią, że więcej osób z przyjemnością pójdzie na wybory i uwierzy, że możliwa jest alternatywa wobec obecnego sposobu uprawiania polityki – mówi.