Aż trudno wyobrazić sobie, że tyle kłamstw można wypowiedzieć w kilkadziesiąt minut. Być może rekord w tej kwestii postanowił pobić w piątek ambasador Rosji w Polsce Aleksander Aleksiejew, który w programie "Piaskiem po oczach" przeczył właściwie wszystkiemu, co wiemy o rewolucji na Ukrainie. Dyplomata w pewnym momencie zaprzeczył nawet... istnieniu Ukrainy.
- Cokolwiek się dzieje, dzieje się zgodnie z prawie międzynarodowym - mówił o inwazji wojsk rosyjskich na Krym Aleksander Aleksiejew w rozmowie z Konradem Piaseckim w programie "Piaskiem po oczach" na antenie TVN24. - To życzenie narodu krymskiego - przekonywał rosyjski dyplomata. Zapewnił też, że jego kraj nie cieszy się z faktu, iż 60 proc. Polaków obawia się Rosjan.
Szybko ambasador Aleksiejew skupił się jednak na powtarzaniu kremlowskiej mantry na temat "banderowskich ataków", które mają mieć miejsce na Ukrainie. W jego ocenie, tylko działania Kremla zapobiegły przelewowi krwi na Krymie, bo nacjonaliści z Ukrainy drukowali podobno ulotki "Krym ukraiński albo bezludny".
- Ten rząd nie ma nic wspólnego z interesami narodowymi Ukrainy - mówił Aleksander Aleksiejew o gabinecie stworzonym przez liderów kijowskiego Majdanu. Dyplomata nie potrafił jednak zrozumieć, dlaczego tylko Rosja widzi zagrożenie, które wynika ze składu nowych ukraińskich władz.
Spore trudności ambasador Rosji w Polsce miał też z wytłumaczeniem tego, z jakiego powodu jego państwo nie wywiązuje się z postanowień Memorandum Budapesztańskiego, w którym zagwarantowało integralność terytorialną Ukrainy. - Memorandum zostało podpisane przez zupełnie inny kraj. Sytuacja zmieniła się. Te władze, które obecnie są na Ukrainie uważamy za nie posiadające legitymacji. Ten kraj wymieniany w Memorandum Budapesztańskim nie istnieje - skwitował.