21 marca 2014 roku na świecie znowu zapanowała zimna wojna? Tak w skrócie można podsumować wystąpienie sekretarza generalnego NATO Andersa Fogh Rasmussena w Brukseli, gdzie polityk przyznał, iż Rosja znowu staje się wrogiem Paktu Północnoatlantyckiego.
- Wojskowa agresja Rosji na Ukrainie jest jednym z najpoważniejszych kryzysów w Europie od upadku muru berlińskiego. Poddano w wątpliwość naszą wizję Europy całościowej, wolnej - grzmiał Anders Fogh Rasmussen w Brukseli. W stanowczych słowach sekretarz generalny NATO podkreślił też, że czas "przestać robić interesy z Rosją", co dotąd robiło przecież wielu członków Paktu Północnoatlantyckiego.
"Przeciwnik, nie partner"
- Kryzys na Ukrainie jest kolejnym trudnym i decydującym wydarzeniem. Jest także bardzo niebezpieczny. To dzwonek ostrzegawczy dla nas wszystkich, nie tylko w Europie, ale w całym obszarze Euroatlantyckim - dodał Rasmussen. Chwilę później nie pozostawił jednak wątpliwości, iż dla jego organizacji jasne jest, że to ostrzeżenie nie zadziała już na Rosję. Zdaniem Duńczyka, Moskwa to dziś znowu przeciwnik NATO, a nie partner.
Sekretarz generalny Paktu przypominał, iż nie można dziś zapominać o tym, co wcześniej za sprawą Kremla działo się w Naddniestrzu, Osetii Płd i Abchazji. - To, co łączy te konflikty, to jedno wielkie państwo, które jednostronnie decyduje o pisaniu od nowa międzynarodowych reguł. Z dnia na dzień i na własnych zasadach - mówił Rasmussen.
NATO nie poprzestaje jednak tylko na słowach. Szef sojuszu przedstawił trzy nowe priorytety działania organizacji. To przede wszystkim "potwierdzenie zobowiązania członków do wspólnej polityki obronnej", następnie wzmacnianie Ukrainy w celu zapewnienia bezpieczeństwa w regionie. Trzecim priorytetem jest wspomniana wcześniej izolacja Rosji i zerwanie z nią dotychczasowych relacji. - Drzwi do politycznego dialogu pozostają nadal otwarte - zaznaczył jednak polityk.
Zimna wojna, gorące stosunki
Z realizacją tego trzeciego punktu szczególne problemy będą mieli jednak najważniejsi europejscy członkowie NATO, czyli Niemcy i Francja. Berlin był przez ostatnie dwie dekady największym orędownikiem zacieśnienia stosunków gospodarczych z Rosją. Francuzi postanowili tymczasem zarobić na modernizacji rosyjskiej armii. Gdyby konflikt o Krym wybuchł nieco później, Władimir Putin rozkaz do desantu na ukraińskie wybrzeże mógłby wydać już wyprodukowanym we Francji okrętom typu Mistral.
Być może zatem pod naciskiem NATO szef francuskiej dyplomacji Laurent Fabius zagroził przed kilkoma dniami, iż w świetle wydarzeń na Ukrainie Francja może rozważyć anulowanie rosyjskiego zamówienia na okręty desantowe. Szybko przyjaciół na Kremlu uspokoił jednak minister obrony Jean-Yves Le Drian.