Tusk straszy Kremlem, Kaczyński przypomina Gruzję, Palikot żąda miejsc pracy, a Gowin marzy o podatkach - tak wyglądał w sobotę start kampanii wyborczej przed wyborami do Parlamentu Europejskiego. A raczej falstart, jak ocenia w rozmowie z naTemat politolog, dr Rafał Chwedoruk. Nie ma jednak wątpliwości, że do końca to konflikt z Rosją będzie niestety głównym motywem walki o miejsca w PE.
W sobotę z kampanią wyborczą przed wyborami do Parlamentu Europejskiego wystartowały praktycznie wszystkie najbardziej liczące się ugrupowania. Oczy wszystkich były skierowane oczywiście głównie na Radę Krajową Platformy Obywatelskiej, oraz konwencję Prawa i Sprawiedliwości, ale oprócz nich walkę o miejsca w Brukseli zaczęła także koalicja Europa Plus Twój Ruch i Polska Razem Jarosława Gowina.
Kampania, czyli niekończące się orędzie
Gdyby wierzyć premierowi Donaldowi Tuskowi, już 25 maja w Polsce będą ważyły się bowiem wręcz losy świata. - Po raz pierwszy te wybory będą dotyczyć istoty naszej historii. Od tych wyborów będzie zależało, czy Europa przetrwa - mówił lider Platformy podczas Rady Krajowej ugrupowania w Warszawie. Właściwie całe jego wystąpienie było wypełnione odwołaniami do zagrożenia ze strony Rosji. W podobnym tonie utrzymany jest też opublikowany dziś spot PO:
W podobnym tonie utrzymana była też konwencja Prawa i Sprawiedliwości, podczas której Jarosław Kaczyński również nie poświęcił wiele uwagi tematom innym niż te związane z konfliktem na Ukrainie. - Agresja Rosji na Ukrainę jest wyzwaniem dla Ukrainy, ale także dla Polski, Unii Europejskiej, dla NATO i całego wolnego świata. Na to wyzwanie trzeba odpowiedzieć - tak start kampanii przed wyborami do PE zainaugurował prezes PiS.
I wygląda na to, że tej retoryki jego ugrupowanie zamierza trzymać się aż do maja. Najwięcej uwagi były premier poświęcił bowiem przypomnieniu, iż w czasach rządów jego i jego brata Lecha Kaczyńskiego do Rosji podchodzono w Warszawie z należytą rezerwą. Jarosław Kaczyński podkreślał też, jak ważne dla zatrzymania inwazji Rosji na Gruzję w 2008 roku były wysiłki jego brata. Prezes PiS dodał, że wówczas udało się to głównie przy współpracy ze Stanami Zjednoczonymi.
Niewiele europejskich odnajdziemy też w politycznej drugiej lidze. Startująca z kampanią koalicja Europa Plus Twój Ruch nie skupia się z taką uwagą na zagrożeniu na wschodniej granicy, ale zamiast postulatów związanych z naszym członkostwem w Unii Europejskiej stawia na tematykę krajową.
Festiwal spotów czas zacząć!
- Wszyscy w Polsce jesteśmy patriotami. Wszyscy kochamy Polskę i chcemy żyć w Polsce i dla Polski. Niestety, coraz częściej - zwłaszcza z prawej strony sceny politycznej - dobiegają nas pytania nie o to, czy chcemy żyć dla Polski tylko czy jesteśmy gotowi dla niej umrzeć - grzmiał Janusz Palikot. A nowa spot wyborczy koalicji praktycznie w całości opowiada o kwestiach, które łatwiej rozwiązuje się w Sejmie, niż Parlamencie Europejskim:
W wyścigu na najciekawszy spot wyborczy postanowili wziąć udział także spin doctorzy Polski Razem Jarosława Gowina. W półminutowym filmiku były minister sprawiedliwości w gabinecie Donalda Tuska zachęca swoich wyborców do wyobrażenia sobie Polski zgodnej z jego wizją. Czyli takiej, gdzie "w Sejmie panuje zgoda, a politycy spierają się tylko o to, jak obniżyć podatki...". To nagranie szybko zostało niestety okrzyknięte w sieci jednym z najnudniejszych spotów w historii polskiej polityki:
Być jak Thatcher
Jak komentuje dla naTemat politolog dr Rafał Chwedoruk, wszystko to, co dziś zaprezentowali polscy politycy wygląda jednak raczej na falstart prawdziwej kampanii. Ekspert nie ma jednak wątpliwości, że do ostatnich chwil głównym motywem walki o Parlament Europejski pozostanie jednak zagrożenie ze strony Rosji. - Dzisiejszy zimnowojenny powiew w słowach Donalda Tuska to szukanie nowego wspólnego języka z wyborcami nie interesującymi się na co dzień polityką - ocenia.
W Platformie liczą podobno na powtórzenie sukcesu, który niegdyś dzięki wojnie o Falklandy udał się Margaret Thatcher. - Gdyby nie tamta wojna, ona przegrałby sromotnie z laburzystami i byłaby w dziejach Wielkiej Brytanii premierem epizodycznym - przypomina dr Chwedoruk. PO wielokrotnie korzystało z dorobku brytyjskiego marketingu politycznego i zapewne kolejny raz chce wykorzystać sprawdzony manewr.
Opozycja na wojnie nie wygra?
Szczególnie, że na przyciągnięcie wystraszonych wojną wyborców rzadko ma szansę opozycja. - Ludzie lgną wtedy do formacji, która jest przy władzy. Bo bezpieczeństwo w takich chwilach utożsamia się z państwem. Państwo tymczasem to aktualnie rządzące twarze - tłumaczy naukowiec. Jego zdaniem, PiS jest więc skazane na trwanie na wysokich słupkach sondażowych, ale przez wydarzenia na Ukrainie straciło szansę na narrację, która pozwoliłaby je poprawić.
Jeszcze trudniejsze wyzwanie przed wyborami do Parlamentu Europejskiego zdaje się jednak czekać lewicę. Rafał Chwedoruk szczególnie podkreśla trudną sytuację, w której znalazł się Sojusz Lewicy Demokratycznej. - Ich szansą jest te ok. 30 proc. Polaków, którzy podzielają sceptycyzm wobec nowych władz Ukrainy i chcą dobrych relacji z Rosją. Pytanie, czy SLD będzie potrafiło teraz odnaleźć odpowiedni wątek, by to wykorzystać - analizuje politolog.
Sojuszowi, ani koalicji pod egidą Aleksandra Kwaśniewskiego i Janusza Palikota politolog nie wróży jednak wyjątkowego sukcesu w zaplanowanych na 25 maja wyborach. Szczególnie, że Europa Plus Twój Ruch nie może właściwie liczyć na żelazny elektorat z wyrobionym zdaniem na temat Rosji, którym dysponują najpoważniejsi gracze na polskiej scenie politycznej.
Ważne tematy stają się marginalne
Jak podkreśla dr Chwedoruk, gdyby tymczasem nasza klasa polityczna rozumiała, na czym polegają wybory do Parlamentu Europejskiego, Ukraina z pewnością nie mogłaby być głównym motywem kampanii. - Gdyby to wszystko odbywało się w normalnych warunkach, powinniśmy rozmawiać na temat umowy o wolnym handlu z USA, wydatkowaniem funduszy unijnych w regionach, a także na temat kierunków rozwoju UE, w tym o federalizacji - tłumaczy politolog. Na to w tym roku chyba jednak nie starczy już czasu...