
„Wielki sukces SKW [Służby Kontrwywiadu Wojskowego - red.]. Odkryli, że pewien bloger, popularny na Twitterze, który ostatnio basuje Putinowi, bierze kasę z ruskiej ambasady” – napisał dziennikarz „Do Rzeczy” Cezary Gmyz. Choć sam tego nie dodał, inni komentatorzy od razu wskazali, że chodzi o Azraela Kubackiego. „To kłamstwo. Nigdy nie współpracowałem ani z ambasadą rosyjską, ani żadną instytucją, która ma coś wspólnego z Rosją. Tym bardziej nie dostałem żadnych pieniędzy” – mówi naTemat bloger.
Pytany o dowody, dziennikarz "Do Rzeczy" napisał tylko, że "nie wymierza ciosu na oślep" i jest "śmiertelnie poważny".
O sprawę zapytaliśmy samego Kubackiego. Kategorycznie zaprzecza doniesieniom Gmyza. – Nigdy nie byłem w Rosji, nie współpracowałem z ambasadą, ani z żadną inną tego typu instytucją - ani teraz, ani w przeszłości. Nie brałem żadnych pieniędzy i nie mam z tym nic wspólnego – przekonuje.
Rosja nie dokonała agresji na Ukrainę, zajmując w dużym stopniu – w interesie Rosjan – tereny Kaukazu. Opinia polskich publicystów i polityków jest w tej sprawie praktycznie bez wartości, co zresztą pokazują już politycy innych europejskich nacji. Pogwałcenie prawa? Czyż rundy amerykańskich samolotów nad Polską nie jest pogwałceniem polskich interesów? CZYTAJ WIĘCEJ
Po tym wpisie redakcyjny kolega Gmyza Piotr Gursztyn pytał na Twiterze: "Agent wpływu czy tylko polieznyj idiot?".

