Dwa ciężkie wieczory przeżył premier Donald Tusk, który musiał tłumaczyć się przed rodzinami osób niepełnosprawnych, które okupują Sejm. – Premier podał mi rękę i pokiwał mi palcem. Można to było odebrać jako groźbę, jako żart, nie wiem. Ja to odebrałem jako taką naganę, że musiał przyjść i się tłumaczyć – mówi o zachowaniu Donalda Tuska Arkadiusz Mularczyk. Szef klubu parlamentarnego Solidarnej Polski tłumaczy w „Bez autoryzacji” dlaczego zaangażował się w protest.
U nas nigdy nie było takich rozmów, bo my autentycznie zajmujemy się tym tematem i spotykamy się z tymi ludźmi od ponad półtora roku. Nasze działanie to nie kalkulacja polityczna, tylko szczera chęć pomocy. Informacje o podjętych wcześniej działaniach są na stronach Solidarnej Polski.
To złożony w marcu ubiegłego roku projekt ustawy, spotkania z tymi ludźmi, konferencje prasowe i pytania w sprawach bieżących.To był spontaniczny protest, biorący się z bezczynności rządu i kłamstw premiera, który mówił o podwyższeniu zasiłków i stworzeniu systemu opieki dla dzieci niepełnosprawnych, ale tego nie uczynił.
Ale jak kamera kątem złapie kogoś od was, to też nie zaszkodzi.
Nie bardzo rozumiem. Jestem z tymi ludźmi od początku, zaprosiłem ich do Sejmu, czuję się za nich odpowiedzialny. Mam im przestać pomagać? Przynoszę im jedzenie, pomagam im. Mam się teraz ukrywać, schować? Konsekwentnie im pomagam i jestem przekonany, że ten protest doprowadzi do poprawy ich sytuacji.
Wiedział pan wcześniej, że ci rodzice z dziećmi chcą zostać w Sejmie?
Nie, nie miałem pojęcia. Oni sami chyba do końca nie planowali takiej formy protestu, bo kiedy podjęli decyzję o okupacji prosili o zakup najbardziej podstawowych przedmiotów, kapci, ubrań, przyborów toaletowych. To był spontaniczny protest wynikający z eskalacji konfliktu, łamania kolejnych obietnic.
Po naszej konferencji wyszedł na mównicę poseł Piechota ze swoimi gośćmi i mówił, że wszystko jest okej, że rząd dużo robi, wywiązuje się ze swoich obietnic i ta sytuacja rozjuszyła te matki.
Taki scenariusz powtarzał się wielokrotnie: najpierw nasza konferencja, a po godzinie na wózku wyjeżdżał poseł Piechota, Plura albo ktoś z Ministerstw Pracy i Polityki Społecznej i odbijał piłeczkę, zamiatano sprawę pod dywan. To spowodowało złość tych ludzi, oni widzieli, że na nic ich przyjazd do Warszawy, na nic ich poświęcenie, na nic kolejna konferencja.
Czy nie lepiej było wytłumaczyć to rodzicom, uspokoić sytuację, wytłumaczyć, że Sejm to nie miejsce na protest? Za chwilę Palikot przyprowadzi zwolenników legalizacji marihuany, SLD pielęgniarki, a PiS górników i nie da się na Wiejskiej pracować.
Proszę pytać o to matki, bo to one okupują Sejm. Na więźnia, przestępcę, rząd daje 2,5 tys. zł miesięcznie, a na dziecko, które jest niezdolne do samodzielnej egzystencji daje 820 zł.
Minister Kosiniak-Kamysz mówi, że były rozmowy, że dochodzono do wniosków. Wie pan dobrze, że w projektowaniu budżetowym nic nie da się zrobić z dnia na dzień, środki miały wzrastać stopniowo. Matki nie zgadzają się na 1000 zł od 1 maja, więc może pan, jako poseł, ma pomysł komu zabrać, żeby dać więcej na te dzieci?
Proszę nie iść drogą, którą chce iść Tusk i jego propagandziści: komu zabrać, żeby dać matkom?
To nie jest droga Tuska i jego propagandzistów, tylko człowieka, który wie, że budżet to nie worek bez dna. Jestem za tym, żeby dać tym ludziom więcej pieniędzy. Tylko skąd?
Niedawno rząd dokonywał oszczędności, Tusk wzywał ministrów i kazał im szukać pieniędzy. Rząd wydłużył urlopy dla matek I kwartału i nie mówił komu zabiera te pieniądze.
Mówił. Z rezerwy przeznaczonej na usuwanie skutków powodzi, której całe szczęście w zeszłym roku nie było.
Okej, ale tutaj stara się zderzać z ludźmi. Niech rząd pooszczędza trochę na sobie. Mówiłem o subwencji na partie polityczne, to prawie 140 mln zł rocznie. Do tego oszczędności w ministerstwach i kancelariach – niemal każdego dnia media opisują skandaliczne sytuacje trwonienia publicznych pieniędzy.
Poza tym stać nas było na Euro 2012, teraz organizujemy Igrzyska Zimowe, a duża część społeczeństwa nie ma chleba. Na tym polega dramat sytuacji – tych ludzi nikt nie słucha. Rząd ma w nosie ich postulaty, ich cierpienie. Dopiero protest sprawił, że rząd się nad nimi pochylił.
Także media mają sobie dużo do zarzucenia, bo bardzo skąpo informowały o tej sytuacji, jedynie PAP informował o naszych konferencjach. Nie jest tak, że ci ludzie rozgrywają z Solidarną Polską jakąś partię polityczną, tylko walczą o swoje prawa i poważne traktowanie ich przez rząd.
Co pan powiedział premierowi na zakończenie sobotniego spotkania? Tusk odpowiedział „No wie pan co?”, ale pomimo że kilkakrotnie przewijałem nagranie, nie mogłem usłyszeć pana słów.
Po piątkowym spotkaniu, kiedy premier żegnał się z wszystkimi nie podał mi ręki. Spytałem, czy mi nie poda ręki? Wrócił, podał i pokiwał mi palcem. Można to było odebrać jako groźbę, jako żart, nie wiem. Ja to odebrałem jako taką naganę, że musiał przyjść i się tłumaczyć. Kiedy w sobotę skończyła się ta konferencja powiedziałem: „Proszę więcej na mnie palcem nie kiwać, bo się pana nie boję”.