
Jakub Ś., bohater głośnej na całą Polskę afery związanej z defraudacją pieniędzy przeznaczonych na walkę z pedofilią, znowu nadwyręża społeczne zaufanie. Tym razem pracuje przy prowadzeniu strony i fanpage'a "Mądrzy Rodzice", gdzie jako "Kuba" komunikuje się z czytelnikami. I choć większość z nich chwali administratora, nie mają pojęcia, że po drugiej stronie jest właśnie niegdysiejszy Prezes Fundacji Kidprotect. – Znowu mamy oszustwo – komentuje Dorota Zawadzka.
Ukryta prawda
Jakub Ś. wyraźnie dąży do tego, aby rodzice korzystający z coraz popularniejszego fanpage'a nie dowiedzieli się, kim jest. Gdy tylko ktoś odkryje, że to właśnie były szef Kidprotect.pl informuje ich o ciekawych kampaniach społecznych, niemal natychmiast zostaje zablokowany przez administratora i nie może dalej komentować postów.
Wyobrażałabym sobie, że Kuba napisałby wielkimi literami. "Tak, to ja Kuba Ś.". Pobłądziłem, zrobiłem to i tamto, więc toczy się przeciwko mnie sprawa w sądzie. Teraz chcę zbudować coś nowego, bo uważam, że umiem, potrafię i proszę ponownie o zaufanie.
Gdy zadzwoniłem pod numer podany na fanpage'u, telefon odebrał nikt inny, jak właśnie Jakub Ś. Był bardzo zdziwiony faktem, że zajmuję się newsem, który jego zdaniem jest "z czapy". Jak mówi, na zakup szablonu do serwisu wydał dokładnie 50 dolarów. Zaprzeczył też, jakoby miał inwestować w jego rozwój duże sumy, jak informowała autorka artykułu na stronie sosrodzice.pl.
KRS "Mądrzy rodzice"
Prezes Zarządu: Maciej Lisowski
00-121 Warszawa, ul. Sienna 45/5
Spółka z ograniczoną odpowiedzialnością
Data rozpoczęcia działalności: 2013 CZYTAJ WIĘCEJ
Pojawia się jednak pytanie, jak zachowaliby się rodzice korzystający z jego pomocy na fanpage'u, gdyby wiedzieli, że to właśnie Jakub Ś. jest "Kubą", który administruje stroną. Prawdopodobnie lawinowo przestaliby obserwować stronę "Mądrzy Rodzice". Co innego uważa jednak sam Jakub Ś. Jego zdaniem, gdyby nawet użytkownicy dowiedzieli się, kto kryje się za "Mądrymi rodzicami", nie przestaliby go śledzić. I choć usuwa wszystkie demaskujące go wpisy, przekonuje, że nie robi tajemnicy ze swojej pracy. To, że podaje samo imię argumentuje zaś internetowym zwyczajem oraz tym, że teksty są publikowane jako "fanpage", a nie jako konkretna osoba.
Dorota Zawadzka uważa, że być może nie byłoby problemu, gdyby ludzie wiedzieli kto prowadzi profil. Mieliby wówczas możliwość wyboru, czy chcą odwiedzać serwis, w którym pracuje Jakub Ś. – A tak znowu mamy oszustwo. Ktoś się ukrywa, ktoś czegoś nie mówi wprost, a wielu ludzi znów czuje się oszukanych. Na czymś takim nie da się zbudować dobrego biznesu i wizerunku – mówi blogerka naTemat.

