Zdjęcie, którym posłużyła się redakcja Kresy.pl. Nie ustalono dotychczas autora fotomontażu
Zdjęcie, którym posłużyła się redakcja Kresy.pl. Nie ustalono dotychczas autora fotomontażu Niezalezna.pl/screen Facebook.com
Reklama.
Przedstawiciele serwisu Kresy.pl tłumaczą całe zajście niekompetencją swojego nowo zatrudnionego pracownika i stanowczo zaprzeczają zarzutom o świadomym przekłamaniu. Innego zdania jest prawicowa Niezalezna.pl, który na poparcie swoich tez publikuje screen wpisu z portalu społecznościowego, na którym widać, że rzekomo zmanipulowana informacja z fotomontażem widniała tam 59 minut, a nie jak podają Kresy.pl - tylko 30 sekund.
– Sam screen Pereiry jest prawdziwy. My usunęliśmy wpis po 30 sekundach, ale nie odświeżając strony można nabić jeszcze lepszy wynik niż godzina. Ktoś zrobił screena i postanowił nie odświeżać strony - podkreśla w rozmowie z naTemat Tomasz Kwaśnicki, redaktor naczelny serwisu Kresy.pl.
Sekretarz redakcji Niezalezna.pl Piotr Kotomski przekonuje, że kwestia czasu jest w tym przypadku sprawą drugorzędną. – Na screenie, który opublikowaliśmy widnieje data publikacji "59 minut temu". Jednak nie różnica w czasie publikacji jest istotna, najważniejsze że dzięki wpisowi Kresy.pl wiele osób zaczęło kolportować zdjęcie przedstawiające nieprawdziwą sytuację. Wystarczyło przeprosić od razu po popełnieniu błędu, by nie wprowadzać w błąd własnych czytelników. Stało się inaczej – wyjaśnia.

(...) Daliśmy się nabrać na kiepską prowokację. Jeden z nas bez konsultacji z kimkolwiek innym z grona redakcji, wrzucił znalezione w internecie sfabrykowane zdjęcie. Popełnił błąd, dał się nabrać, ale materiał wisiał nawet krócej niż to podaliśmy w naszym sprostowaniu. Przepraszamy za brak profesjonalizmu i nic poza tym”. CZYTAJ WIĘCEJ


Rosnąca popularność
Cała sprawa jednak delikatnie na bok. Przyjrzyjmy się samemu portalowi, który wywołał tak spore zamieszanie. Kresy.pl to portal, który zawiera informacje o bieżących wydarzeniach, publicystykę oraz uczestniczy w inicjatywach archiwizacyjnych, inwentaryzacyjnych związanych z Kresami. Sam serwis funkcjonuje od 2008 roku. W jego powstanie zaangażowany był Senat RP, Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego oraz Fundacja Niepodległość. Na Facebooku redakcja może pochwalić się ponad 56 tys. fanów.
I choć serwis ma już sześć lat, to widoczny wzrost zainteresowania można obserwować od początku wydarzeń na kijowskim Majdanie. Obecna sytuacja Ukrainy i kryzys na Krymie to temat przewodni większości materiałów zamieszczanych na stronie. – Nasze statystki wzrosły o kilkaset procent od czasu wydarzeń na Ukrainie, chociaż liczba użytkowników rosła już wcześniej – wyjaśnia Kwaśnicki.
Na portalach społecznościowych użytkownicy w większości w łagodny sposób zareagowali na doniesienia konkurencji o wpadce. – Róbcie swoje, szkoda Waszej energii na głupoty :-)) Tłumacząc się po raz kolejny i kolejny nadajecie niepotrzebnej wagi drobnemu potknięciu. Tylko ten, kto nic nie robi nie popełnia błędów – pisze jeden z czytelników.
Zabrakło profesjonalizmu?
Brak weryfikacji zdjęcia zamieszczanych w serwisie i na portalach społecznościowych to spora wpadka, która w dobie XXI w. i zalewu informacji zdarza się jednak wielu redakcjom – także tym najbardziej prestiżowym i zaufanym.
Szef redakcji Kresy.pl zdradza, że już wcześniej zdarzyła im się podoba sytuacja, ale wówczas również szybko zareagowali. – Raz już daliśmy się nabrać. Jeden z profilów na Facebooku zamieścił zdjęcia jednostki wojskowej we Wrocławiu z flagami Ukrainy oraz UPA. Była tam także zamieszczona rozmowa z wojskowym. Wszystko wyglądało wiarygodnie – tłumaczy Kwaśnicki. – Okazało się, że flaga "ukraińska" to flaga piechoty, a flaga "UPA" to flaga wojsk inżynieryjnych. Po 40. minutach wiedzieliśmy o pomyłce i przeprosiliśmy za błąd – dodaje.
Słynne wpadki
Szybkie tempo pracy, zmęczenie i zwykły pech, sprawiają, że kompromitujące wpadki zaliczają także duże stacje telewizyjne. W Polsce słynną prowokacją zasłynęli warszawscy studenci, którzy nabrali TVN24 w czasie wieczoru wyborczego. Podając się za mieszkańca Atlantic City, młody człowiek ubrany w białą koszulę i krawat, komentował wyniki wyborów zza oceanu.
Wszystko by się zgadzało, gdyby nie fakt, że zamiast Atlantic City z telewizją połączył się on z mieszkania na Ursynowie. Prowokator siedział w bokserkach w kuchni, rozmawiając poprzez Skype’a z prowadzącym program w TVN24, a w tym czasie jego koledzy nagrywali całe zajście, które stało się niezwykle popularne w sieci.
O tym jak łatwo dostać się na wizję brytyjskiej BBC przekonał się taksówkarz Guy Goma. Czekając w poczekalni londyńskiej siedziby telewizji, został ochoczo zabrany do studia, bez słowa wyjaśnienia przymięto mu mikrofon i po chwili był już na antenie odpowiadając na pytania prowadzącego ws. procesu sądowego firmy Apple.
Szybko okazało się, że zdezorientowany całym zajściem gość programu jest kandydatem, który ubiegał się w BBC o etat informatyka. Do pomyłki doszło, ponieważ taksówkarz oraz zaproszony gość do studia, mają takie samo nazwisko.
A jak zakończy się sprawa z ukraińskim transparentem? – Bardzo poważnie rozważamy podjęcie kroków prawnych przeciwko serwisowi Niezalezna.pl. Zgłosił się do nas człowiek, który chce nam w tym pomóc - przekonuje szef redakcji Kresy.pl. Dodaje jednak, że wcześniej da im szansę naprawić całą sytuację.